[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzi. Cienie odrywały się od czarnego
tła i pomykały naprzód. Conan dobył lewą ręką sztyletu.
Tubal ukląkł obok niego z ilbarskim
nożem w dłoni  milczący i niebezpieczny, jak osaczony
wilk.
Słabo widoczny szereg zbliżając się w ich stronę zmienił
Strona 115
Howard Robert E - Conan obieżyświat.txt
szyk i zaczął rozchodzić się na
boki. Conan i Shemita cofnęli się o metr, aż oparli się
plecami o kamienną ścianę. Teraz
napastnicy nie mogli już ich otoczyć.
Atak nastąpił nagle  tupot bosych stóp po kamiennym
podłożu przeciął ciszę nocy, stal
błysnęła niemrawo w bladym świetle gwiazd. Conan niemal
nie rozróżniał napastników.
Jedyne co widział, to ich mroczne postacie i błyski
stali, jaką dzierżyli w dłoniach. Uderzał i
parował ciosy niemal instynktownie, jakby nie do końca
dowierzał własnym oczom. Kiedy
pierwszy z napastników znalazł się w zasięgu jego miecza,
Conan natychmiast przeszył go na
wylot.
Tubal zawył, kiedy przekonał się, że ich napastnicy są
mimo wszystko śmiertelni i wpadł
w iście bitewny szał. Jego metrowy nóż zataczał straszne
kręgi, siejąc śmierć i zniszczenie.
Stojąc ramię przy ramieniu, odwróceni plecami do
kamiennej ściany, dwaj towarzysze byli
chronieni przed atakiem od tyłu, bądz z flank.
Stal dzwięczała o stal, krzesząc fontanny iskier. W
chwilę potem rozległy się nieprzyjemne
odgłosy, jakie można usłyszeć przy kramach rzeznickich, a
które towarzyszą rąbaniu mięsa i
kości. Na kilka chwil grupa ludzi stłoczona pod skalną
ścianą zmieniła się w bezładną
plątaninę ciał i kończyn. Walka toczyła się zbyt szybko,
była nazbyt bezładna i chaotyczna,
aby można było mówić o konsekwentnej obronie. Nie było
czasu na jakiekolwiek
przemyślenia. Jednak przewaga leżała po stronie
osaczonych. Widzieli równie dobrze, jak
napastnicy, a poza tym byli od nich o wiele silniejsi.
Wiedzieli, że każdy ich cios dosięga
celu, którym były ciała atakujących. Przewaga liczebna
okazała się dla napastników
przeszkodą  atakując musieli cały czas uważać, by w
ferworze walki nie zabić któregoś ze
swoich kompanów.
Conan uchylił się przed ciosem, zanim w ogóle zauważył
zmierzające w jego stronę ostrze.
Pchnął z całej siły, ale jego miecz ześlizgnął się po
kolczudze i rozpłatał udo napastnika..
Mężczyzna runął na ziemię. Kiedy starł się z następnym,
ranny podczołgał się naprzód i
dobywszy noża, pchnął nim Conana. Kolczuga Cymeryjczyka
Strona 116
Howard Robert E - Conan obieżyświat.txt
zatrzymała cios, a w chwilę
potem ranny, dzgnięty sztyletem Conana w gardło, osunął
się martwy na ziemię. Jego ciało
zbryzgała krew innych umierających.
Naraz natarcie osłabło. Atakujący niczym duchy zaczęli
znikać w ciemnościach, które nie
były już tak nieprzeniknione. Nad krawędzią gór na
wschodzie lśniła srebrna poświata
zwiastująca wzejście księżyca.
Tubal zawył jak wilk i wiedziony bitewnym szałem, tocząc
pianę z ust ruszył w pościg za
uciekającymi. Potknął się o leżącego na ziemi człowieka i
odruchowo zadał potężne
pchnięcie, zanim zrozumiał, że przebija trupa. W chwilę
potem Conan złapał go za rękę i
kiedy Tubal poderwał się z ziemi gotowy do biegu, prawie
zwalił z nóg potężnego
Cymeryjczyka. Zachowywał się jak schwytany na lasso byk.
Prychał i pluł, rwąc się do walki.
 Zaczekaj, głupcze  ryknął Conan.  Czy chcesz zapędzić
się w pułapkę?
Tubal uspokoił się, ale nadal był czujny jak wilk.
Dotarli do wylotu wąwozu i stojąc ramię
w ramię patrzyli, jak niewyrazne sylwetki znikają w
mrocznej czeluści. Gdzieś w oddali,
przed nimi, poruszony kamień spadł na dno parowu. Conan
sprężył się cały jak gotowa do
skoku pantera.
 Te psy nadal uciekają  rzekł Tubal.  Pójdziemy ich
śladem?
Conan pokręcił przecząco głową. Porwano Nanaję, a poza
tym nie chciał ryzykować ataku
na ślepo i zapuszczać się do wnętrza mrocznego wąwozu,
gdzie mogły na nich czyhać
przeróżne pułapki i zasadzki. Powrócili do obozowiska i
przerażonych koni, które dostawały
szału pod wpływem zapachu świeżo przelanej krwi.
 Kiedy księżyc wzejdzie na tyle, że oświetli dno wąwozu
 rzekł Tubal  obsadzą
skały łucznikami, a ci dadzą nam do wiwatu.
 Musimy zaryzykować  stwierdził Conan.  Może są
słabymi strzelcami.
Milcząc przycupnęli w cieniu wielkiej skały, podczas gdy
na niebie nad wąwozem
pojawiła się okazała, srebrna tarcza księżyca. %7ładen
odgłos nie zmącił ciszy, jaka zapanowała
nad pobojowiskiem. Niedługo potem, przy woskowo żółtym
świetle Conan przyjrzał się
Strona 117
Howard Robert E - Conan obieżyświat.txt
uważnie czterem zabitym, których atakujący pozostawili na
placu boju. Ujrzawszy brodate
oblicza, Tubal wykrzyknął:
 Czciciele diabła! Sabateanie!
 Nic dziwnego, że skradają się jak koty  mruknął Conan.
W Shemie wiele słyszał o
niesamowitej tajemnicy wyznawców tego starego i
przerażającego kultu, którzy czcili Złotego
Pawia w ukrytych pałacach przeklętej Sabatei.
 Co oni tu robią? Ich domem jest Shem. Zobaczmy& Ha!
Conan rozchylił szatę zabitego. Na tunice, jaką ów nosił
pod spodem, widniał emblemat
dłoni dzierżącej sztylet w kształcie płomienia. Tubal
rozerwał szaty okrywające pozostałych
trzech zabitych. Każdy z nich nosił tunikę z wizerunkiem
pięści i noża.
 Jakiż kult wyznają Ukryci, który przyciąga tu ludzi z
Shemu i Khitaju, znajdujących się
o tysiące mil od siebie?
 Tego właśnie mam zamiar się dowiedzieć  odparł Conan.
Usiedli w milczeniu w cieniu skały. W chwilę potem Tubal
wstał i spytał:
 I co teraz?
Conan wskazał na oświetlone księżycowym blaskiem ciemne
plamy na skalistym dnie
wąwozu.
 Możemy podążyć tym śladem.
Tubal otarł nóż i schował go do pochwy, podczas gdy Conan
przewiązał się w pasie
grubym zwojem liny, zakończonym po jednej stronie
kotwiczką o trzech długich ostrzach.
Księżyc był teraz wysoko, oświetlając swoim blaskiem
wnętrze wąwozu.
W świetle księżyca dotarli do wylotu parowu. Nie rozległ
się melodyjny świst spuszczanej
cięciwy, w powietrzu nie śmignął smukły oszczep, w oddali
nie zamajaczył żaden złowrogi
cień. Na kamiennym podłożu widniały ślady krwi.
Sabateanie musieli zabrać ze sobą ciężko
rannych.
Ruszyli w głąb wąwozu pieszo  tak jak ich przeciwnicy.
Poza tym parów był wąski i w
razie walki jezdziec na koniu znalazłby się w kłopotliwym
położeniu.
Spodziewali się zasadzki za każdym mijanym zakrętem, ale
ślad krwi ciągnął się dalej i
nikt nie stanął im na drodze. Krwi nie było już teraz tak
wiele, ale wystarczyło, by zaznaczyć
Strona 118
Howard Robert E - Conan obieżyświat.txt
im drogę. Conan przyspieszył kroku, mając nadzieję, że
uda mu się dogonić Sabatean. Choć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl