Ale czuła się dobrze i to głównie dzięki swojemu mentorowi.
Chciałaby mieć w Tangu oparcie przez całe życie. To on
pozwolił jej odrodzić się, a kiedy już odzyskała zmysły,
słuchał jej gorączkowych majaczeń, rozmawiał z nią
godzinami. Był jej ukochanym przyjacielem, który znał ją na
wskroś. Wyjawiła mu swoje skrywane marzenia, opowiedziała
o tym, że chciała zostać malarką i rzezbiarką. Gdy podczas
kuracji zmagała się z bólem, Tang, traktując to jako część
terapii, zachęcił ją, aby zaczęła malować i rzezbić. Kiedy
dzięki starochińskiej metodzie leczniczej kui kong odzyskała
zdrowie - nie przestał się nią opiekować. Cały czas słyszała
jego głos wspierający radą i upominający, aby nie zmarnowała
życia i talentu. I to on był tym, który po zakończeniu leczenia
zawiadomił ją, że poleci do Londynu na ostatni zabieg -
operację kosmetyczną. Teraz było już po wszystkim. Leciała z
powrotem do Casa. Do Casa, który nie wiedział, że ona żyje!
Nienawidziła lęku, lęku podczas lotu, lęku w czasie
lądowania, lęku przed spotkaniem z mężem. Ale musiała się z
nim spotkać. Odwagi! Tym razem samolot się nie rozbije.
Przez ostatnie dwa miesiące malowanie i rzezbienie
pozwalało jej zachować zdrowe zmysły. W Londynie
pracowała jak opętana, tak jak w klasztorze lamów. Kiedy
kończyła jedną pracę, już zaczynała następną. Odkąd
poświęciła się sztuce, jej życie poszerzyło się o nowe
horyzonty. Od początku pracowała z furią w obydwu
dyscyplinach jakby chciała nadrobić stracone lata, kiedy jej
talent nie znajdował swego wyrazu. W trakcie
rekonwalescencji szczególnie drażniło ją to, że wraca do
zdrowia powoli, a to opóznia jej spotkanie z mężem. Nie
mogła sobie bowiem wyobrazić, aby nawiązać z nim kontakt
za pośrednictwem osoby trzeciej lub telefonu. Sama myśl o
próbie przekonania go o tym, kim jest, przez telefon, była nie
do przyjęcia. Nie będzie łatwo stanąć z nim twarzą w twarz,
ale nie było innego wyjścia. Musi stanąć przed nim z
podniesioną głową, rozmawiać z nim otwarcie, niczego nie
ukrywając. Ale co zrobi, jeśli Cas jest żonaty? Jeśli nie będzie
jej chciał? Przymknęła oczy, walcząc z bólem. Cokolwiek
zastanie, musi dać sobie z tym radę. Była już na tyle silna i
pewna siebie. W osiągnięciu takiego stanu pomogły jej nie
tylko rady mnicha, ale i poznanie filozofii wschodu.
Kiedy przebywała w klasztorze, przeczytała prawie
wszystkie książki z biblioteki mnichów. Były to głównie prace
angielskie, ale przebrnęła również przez parę pozycji
francuskich i niemieckich. A kiedy udało jej się opanować
język starych ksiąg, odkryła literaturę, dzięki której poznała
samą siebie i pokonała lęk. Zaczęła też naukę tai - czi - sztuki
walki pokrewnej kui kong. Dzięki ćwiczeniom ciała i ducha
znalazła spokój, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Za
zgodą swego mentora przybrała jego nazwisko, stając się Tang
Qi. Teraz była gotowa stawić czoło przeciwnościom losu, a co
najważniejsze miała swoją pracę.
To, że nie tylko zaczęła tworzyć, ale że udało się jej wejść
w świat sztuki - również zawdzięczała mnichom. Jeden z nich,
utrzymujący kontakty ze światem zewnętrznym, zabrał kilka
jej prac do Londynu. Zostały natychmiast zakupione przez
agenta bogatego japońskiego biznesmena - właściciela
prywatnej kolekcji wartej miliony. Nim opuściła klasztor, aby
udać się na operację do Londynu, była już znana w kręgach
kolekcjonerów sztuki i jej prace uzyskiwały wysokie ceny.
Miesiące obłożnej choroby, gdy pracowała, by odzyskać
spokój, zaowocowały licznymi pracami, które otworzyły jej
drogę do kariery. Otarcie się o śmierć i przejście tortur kuracji
wyzwoliło w niej prawdziwy talent. Jej obecne prace w
porównaniu z tymi, które robiła w college'u miały
nieporównywalnie wyższy poziom. W jej życiu zmieniło się
wszystko z wyjątkiem dojmującego pragnienia powrotu do
męża.
Tydzień po opuszczeniu szpitala miała wystawę w
Londynie. Większość jej prac była już sprzedana japońskiemu
sponsorowi, a pozostałe również szybko zyskały nabywców.
W świecie sztuki wschodziła jej gwiazda.
Margo odruchowo dotknęła ledwo widocznej blizny na
policzku. Tak bardzo się zmieniła. Co powie na to Cas? Tang
mówił, że wygląda jak delikatny chiński kwiatek. Nawet
czarne włosy, do tej pory długie i kręcone, były teraz gładkie i
krótko ostrzyżone - co podkreślało jej wydatne kości
policzkowe. Dla wygody, niczym Chinka, nosiła obecnie
czeongsam - jedwabną dopasowaną suknię - oraz buty na
płaskiej podeszwie. Zarówno jej uroda, jak i strój miały
orientalny charakter. Dysonans wprowadzały jedynie
ciemnoniebieskie oczy i kremowy odcień skóry.
Samolot zmienił kierunek. Margo popatrzyła przez okno -
Statua Wolności! Imponująco piękna! Czy kiedykolwiek
patrzyła tak na nią? Samolot skręcił znowu i zobaczyła
panoramę Nowego Yorku. Miasto wyglądało inaczej, a jednak
było jej tak samo bliskie jak niegdyś. Wieżowce Manhattanu
sięgały chmur i błyszczały w słońcu jak biżuteria. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]