[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pod pantoflem, prezydent rozwinął cały majestat
mężowski i sądowy, oświadczając służącym, że
105/138
stracą miejsce, a z nim wszystkie przywileje
zdobyte wieloletnią służbą, o ile na przyszłość
jego kuzyn Pons oraz wszyscy, którzy zaszczycają
jego dom, nie będą traktowani tak jak on sam.
Określenie to wywołało uśmiech Magdaleny.
 Macie  dodał prezydent  tylko jedną
drogę: wybłagać u pana Ponsa przebaczenie. Idz-
cie doń i powiedzcie, że wasza dalsza służba za-
leży najzupełniej od niego. Oddalę wszystkich, o
ile wam nie przebaczy.
Nazajutrz prezydent wyszedł z domu dość
wcześnie, aby przed biurem odwiedzić kuzyna.
Zjawienie się pana prezydenta de Marville, ozna-
jmionego przez panią Cibot, było ewenementem.
Pons, którego ten zaszczyt spotykał pierwszy raz,
domyślił się, że chodzi o naprawienie zajścia.
 Drogi kuzynie  rzekł prezydent po
zwykłych uprzejmościach  dowiedziałem się
wreszcie, czemu się nie pokazujesz. Postępowanie
twoje pomnaża jeszcze, o ile to możebne, sza-
cunek mój dla ciebie. Powiem ci tylko jedno. Cała
moja służba straciła miejsce. %7łona i córka są w
rozpaczy; pragną cię widzieć, usprawiedliwić się.
W tym wszystkim, drogi kuzynie, jest jedna osoba
niewinna, a nią jest stary sędzia; nie karz mnie
tedy za wybryk narwanej dziewczyny, której się
zachciało iść na obiad do Popino-tów. Zważ, że
106/138
przychodzę prosić cię o zgodę uznając, że wszys-
tkie winy są po naszej stronie... Trzydziestosześ-
cioletnia przyjazń, choćby nawet zmącona, ma
jeszcze jakieś prawa. No!... podpisz pokój, przy-
chodząc dziś do nas na obiad. Pons zabrnął w
jakąś mglistą odpowiedz; w końcu wymówił się,
że tego wieczora proszony jest na zaręczyny jed-
nego ze swych muzykantów, który porzuca flet,
aby zostać bankierem.
 Zatem jutro.
 Kuzynie, hrabina Popinot zaszczyciła mnie
zaproszeniem w liście tak uprzejmym...
 Więc pojutrze  podjął prezydent.
 Pojutrze, wspólnik flecisty, Niemiec, niejaki
pan Brunner, przyjmuje u siebie dzisiejszych oblu-
bieńców...
 Nie dziw, że gość tak miły jak ty, kuzynie,
jest rozrywany  rzekł prezydent.  A więc, w
przyszłą niedzielę, za tydzień!...
 Hm, w niedzielę mamy być wszyscy u nie-
jakiego pana Graff, teścia niego flecisty...
 Zatem w sobotę! Do tej pory znajdziesz
może czas, aby pocieszyć pewną młodą dziew-
czynę, która wieloma łzami opłakała już swą winę.
Bóg żąda jedynie skruchy, byłżebyś wobec bied-
107/138
nej Cesi bardziej wymagający niż sam Pan
Wiekuisty?...
Pons, ugodzony w słabą stronę, rozpłynął się
w uprzejmościach i odprowadził prezydenta aż na
schody. W godzinę potem cała służba prezydenta
zjawiła się u dobrego Ponsa; okazali prawdziwą
duszę służby: podłą i obleśną; płakali! Magdalena
odciągnęła Ponsa na bok i rzuciła się z determi-
nacją do jego stóp.
 To ja, proszę pana, narobiłam wszystkiego,
ale pan wie, że ja pana kocham  rzekła zalewa-
jąc się łzami.  To przez zemstę, która gotowała
się we mnie, nawarzyłam tego piwa. Stracimy
dożywocie!... Proszę pana, ja byłam szalona, nie
chciałabym, aby reszta służby cierpiała za moje
szaleństwo... Widzę teraz, że los nie stworzył mnie
na to, abym należała, do pana. Wyperswad-
owałam to sobie, byłam nadto ambitna, ale ja
pana zawsze kocham. Dziesięć lat myślałam tylko
o tym, żeby panu dać szczęście i zająć się
pańskim domem. Cóż za piękny los!... Och! gdyby
pan wiedział, jak ja pana kocham! Ale pan musiał
to poznać z tego, jak panu dokuczałam. Gdybym
umarła jutro, wie pan, co by znaleziono?... Tes-
tament na pańską korzyść... tak, proszę pana, w
moim kuferku, pod kosztownościami.
108/138
Potrącając tę strunę, Magdalena łechtała w
starym kawalerze rozkosze miłości własnej, jakie
zawsze daje świadomość obudzonego uczucia,
choćby się go nawet nie podzielało. Przebaczy-
wszy Magdalenie, Pons darował łaską wszystkich
mówiąc, że się postara, aby ich zatrzymano. Z
niewymowną radością powitał Pons ten powrót
dawnych rozkoszy, i to nie okupiony poniżeniem.
Zwiat sam przyszedł do niego; godność jego
mogła tylko zyskać na tym. Ale kiedy opowiadał
swój tryumf Schmuckemu, ujrzał z przykrością na
jego twarzy smutek i ciche wątpliwości. Mimo to
na widok nagłej zmiany w fizjonomii Ponsa zacny
Niemiec podzielił w końcu jego radość, poświęcił
szczęście, jakiego kosztował przez cztery
miesiące mając przyjaciela na wyłączną własność.
Choroby moralne mają nad fizycznymi olbrzymią
przewagę: ustają ze spełnieniem pragnień, tak
samo jak rodzą się z braku. W ciągu tego ranka
Pons stał się innym człowiekiem. Smutny, śmier-
cią zalatujący starzec ustąpił miejsca owemu zad-
owolonemu Ponsowi, który niegdyś przyniósł
prezydentowej wachlarz pani de Pompadour. Ale
Schmucke zadumał się głęboko nad tym
zjawiskiem, nie mogąc go zrozumieć, prawdziwy
bowiem stoicyzm nie wytłumaczy sobie nigdy
francuskiego dworactwa. Pons był wcielonym
109/138
francuzem z epoki Cesarstwa, w którym galante-
ria zeszłego wieku skojarzyła się z dwornością dla
kobiety, tak opiewaną w romancach Partant pour
la Syrie etc. Schmucke pogrzebał w sercu swą
zgryzotę pod kwiatami niemieckiej filozofii; ale w
ciągu tygodnia zrobił się żółty i pani Cibot
rozwinęła całą strategię, aby sprowadzić lekarza
' dzielnicowego. Lekarz podejrzewał icterus i
zostawił panią Cibot przerażoną tym uczonym
słowem, które po prostu oznacza żółtaczkę! Pier-
wszy raz może dwaj przyjaciele udali się razem
na proszony obiad; ale dla Schmuckego była to
wycieczka do Niemiec. W istocie, Johann Graff,
właściciel hotelu Reńskiego, i córka jego Emilia;
"Wolfgang Graff, krawiec, i jego żona; Fryc Brun-
ner i "Wilhelm Schwab  to wszystko byli Niemcy.
Pons i rejent byli jedynymi Francuzami na tej ucz-
cie. Krawcowie, posiadający wspaniały pałac przy
ulicy de Richelieu, wychowali bratanicę, dla której
ojciec słusznie obawiał się styczności z
mieszanym towarzystwem hotelowym. Zacni ci
ludzie, którzy kochali bratanicę jak własną córkę,
oddawali młodej parze parter. Tam miał się mieś-
cić dom bankowy Brunner, Schwab i Sp. Ponieważ
wszystkie te układy ciągnęły się blisko od miesią-
ca, przez czas potrzebny Brunnerowi, sprawcy
całego tego szczęścia, do podjęcia spadku, sławny
110/138
krawiec wspaniale odnowił i umeblował aparta-
ment młodej pary. Biura banku pomieszczono w
skrzydle, które łączyło z dawnym pałacem ogrom-
ny dom czynszowy, zbudowany od ulicy.
Po drodze Pons wydobył z roztargnionego
przyjaciela szczegóły tej nowej historii o
marnotrawnym synu, dla którego śmierć zabiła
tłustego oberżystę. Pons, świeżo pojednany z na-
jbliższymi krewnymi, uczuł natychmiast chęć sko-
jarzenia Fryca Brunnera z Cecylią de Marville.
Przypadek chciał, że rejentem braci Graffów był
właśnie zięć i spadkobierca Cardota (wprzód jego
pierwszy dependent), u którego Pons bywał częs-
to na obiedzie.
 A to pan, panie Berthier  rzekł stary
muzyk; podając rękę swemu byłemu amfitrionowi.
 Czemuż to pan taki niełaskaw na nasze
obiadki?  zapytał rejent.  %7łona moja była
niespokojna o pana.
Widzieliśmy pana na premierze  Oblubienicy
szatana" i niepokój nasz zmienił się w ciekawość.
 Starzy ludzie bywają drażliwi  odparł
Pons.  Mają tę wadę, że spóznili się o cały wiek.
Ale cóż robić?... To już dosyć być wyrazem jed- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl