ponawiając prośbę o opiekę jeszcze przed samą śmiercią. Gdy więc przyszło jej teraz po latach
dzielić się z obcą kobietą jego przywiązaniem, uśmiechami, czułością, włączać Marię do wspólnych
rozmów, do troskliwych poczynań wokół osoby Emila, gdy zmuszona była patrzeć, jak bez niej
oddalają się parkową ścieżką w stronę rzeki Skawy czy Mucharza z rozsypującymi się murami
dawnej strażnicy zwanej Czartakiem, w takich momentach poczucie wyimaginowanej krzywdy
jątrzyło ją tak dalece, że wolałaby widzieć Emilka" w miłosnych igraszkach z dziewięcioma naraz
kochankami, jak w tej jego balladzie, gdzie to chlubił się, że:
Dziewięć dziewic mnie kocha i pieści
dziewięć dziewic na łące kwiecistej...
Byleby ona, Maria, nie miała go na wyłączną własność. Taka zaborcza, zachłanna, nieczuła i
niedobra dla niego myśli ciotka Kaiszarową. I niedbała! Nie uważająca, aby Emilkowi nie
stało się coś złego. Gdyby Maria była dobrą żoną, nie tak wymagającą żoną, nie doszłoby do tego,
że Emilek ma dziś, na całe już życie, skrzywiony palec wskazujący u prawej ręki. Nie wystarczało
jej bowiem, że dla zapewnienia rodzinie dobrych warunków materialnych i propagowania ludowej
sztuki Beskidu Zachodniego urządził tu, na miejscu, w Gorzeniu, w dwóch zimnych izbach na
parterze warsztaty kilimowe, to jeszcze musiał tam w przejmującej wilgoci ciężko pracować, nie
tylko dzwigając zborgowaną mu wełnę, ale i farbując ją różnymi niebezpiecznymi barwnikami. I
stąd to nieszczęście; przy tej katorżniczej pracy Emilek skaleczył się i zakaził palec barwiącą
trucizną. Taki artysta i poeta! I taką to ma towarzyszkę życia! Ale czy ona to wszystko rozumie?... A
na dodatek wskutek nieustabilizowanej sytuacji ekonomicznej kraju i złej gospodarki w domu
ileż strat poniósł już on na tym kilimiarskim interesie! Wzięta na kredyt wełna w Bielsku wplątała
go w bezmiar zgryzot: raty, weksle, weksle, raty. I te wiejskie biedne dziewczyny zatrudnione przy
warsztatach, czekające tygodniami na wypłatę. Aż dziw bierze, że przy tych wszystkich
utrapieniach jest taki wesoły, śmieje się często, wprost garściami można brać od niego
niewyczerpaną pogodę. Jak to on powiada?... Złe myśli ostaw diabłom, a pełne pogody serce
naprzeciw serca nieś". Złoty chłopiec!
Z ziemią przymierze
Gdy kilimiarstwo okazało się w końcu przysłowiowym mydłem Zabłockiego, w głowie poety
zaczęły rodzić się projekty innych, złotych interesów. W tej businessowskiej euforii zrodził się
pomysł hodowli królików.
Nieistotną przeszkodą wydawał się brak jakiegokolwiek obrotowego kapitału i ciągła dewaluacja
pieniądza. Trzydziestokilkuletni już wówczas poeta zgromadził wokół siebie młodych artystów,
pisarzy i, co graniczyło bez mała z cudem w tej chudokieszeniowej sytuacji wszystkich
zainteresowanych, zaczęli oni wydawać własne pismo, biorąc nazwę Czartak" od pobliskiej
siedemnastowiecznej ruiny. Wrodzony wdzięk poety z Gorzenia, jego niefrasobliwy optymizm:
Wszystko będzie dobrze, zobaczycie!", sprawił, że wadowicki drukarz Franciszek Foltin zgodził
się bez długiej dyskusji na drukowanie pierwszego numeru Czartaka" na kredyt... Kilimem się to
potem wyrówna" obiecywał Zegadłowicz. Beskidzki typograf, piastujący niewczorajsze tradycje
tego zawodu, bo jego rodowe nazwisko znane już było w Polsce przed z górą trzema wiekami,
słysząc, że Czartak" extraklasa stanie się poważnym wkładem do kultury, zapragnął być może
przyczynić się do ambitnego przedsięwzięcia, a zarazem zdobyć nowy listek laurowy do chwały
swego wydawnictwa. Spis wychodzących z jego oficyny różnych druków, rozmaitych
,,Zodyakusów", żywotów szlachetnej a pięknej Magelany", Gryzeldy czy margrabiego Waltera,
wzbogaci się i uszlachetni niechybnie towarzystwem czartakowskich tomików myślał pan
Franciszek wbijany w dumę przez pana Emila.
U Foltina wyszło wiele utworów Zegadłowicza, zarówno nakładem własnym autora, jak i nakładem
Czartaka". W Powsinogach beskidzkich" dziełem poety była także i okładka, i ilustracje, i nawet
końcowa winieta. Wśród bukolicznych ballad, melodyjnych Dziewann", regionalnych kolędziołek,
Kantyczki rosistej" czy Wielkiej nowiny w Beskidzie" zabrzmiały i egzotyczne dzwięki; do
towarzystwa rzewnych beskidzkich świątków, kapliczek przydrożnych w zapachach macierzanki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]