pokuśtykał w swoją stronę. Bracegirdle doprowadził Hornblowera do miejsca, gdzie na podpórkach
stała trumna, a na uchwycie, od strony nóg, wciąż jeszcze wisiał zegarek. Z uczuciem ulgi
Hornblower zdjął go stamtąd i poszedł za Bracegirdlem do wyjścia. Stanąwszy tam wyciągnął dłoń
na pożegnanie. Gdy ściskali sobie ręce, na twarzy Bracegirdle pojawił się wyraz wahania.
A więc pojutrze, o dwóch szklankach wachty przedpołudniowej, sir powiedział,
leciutko akcentując słowo przedpołudniowej .
Tak, do zobaczenia pojutrze pożegnał go Hornblower.
Pod naporem myśli o czekających go innych obowiązkach odwrócił się i ruszył spiesznie ku
Schodom Whitehall. Gdy szedł, układając w myśli plan działania na dwa następne dni, przypomniał
sobie o akcencie położonym przez Bracegirdle'a na ostatnim słowie. Porucznik uwolnił go w ten
sposób od drobnego dodatkowego kłopotu już jutro głowiłby się, czy jest umówiony ze St
Vincentem na rano, czy na wieczór.
Przy schodach odpływ szedł już w pełni; po obu brzegach rzeki pojawiły się szerokie łachy
mułu. Przy pomoście Lambeth widać było barkas pogrzebowy z Horrocksem i załogą kończącą
przeciąganie plandeki pod dnem. Inne łodzie, które brały udział w kondukcie, stały w zbitych
grupkach tu, tam i wszędzie, toteż Hornblower ucieszył się, zobaczywszy swój gig na dole przy
schodach. Zszedł do niego, ujął w dłonie tubę i przystąpił do ustawiania lodzi zgodnie z
porządkiem ustalonym w jego poprzednich rozkazach. Wiał dalej silny wiatr, lecz teraz, po zmianie
kierunku pływu, powierzchnia wody stała się gładsza, a jedyną nową komplikacją była ogromna
ciżba małych jednostek, które kręciły się po rzece, wypełnione gapiami żądnymi zobaczenia z bliska
łodzi biorących udział w uroczystości.
Radni miejscy i przemysłowcy z City, członkowie Kolegium Heraldycznego i admirałowie,
wszyscy zeszli na ląd i udali się do domu na obiad; i nie zapadł jeszcze styczniowy mrok, gdy
Hornblower, załatwiwszy ostatni ze swoich obowiązków w Greenwich, już był z powrotem w gigu
i mógł z uczuciem ulgi wydać rozkaz zawiezienia go do Deptford Hard. Zmarznięty, głodny i
zmęczony dowlókł się do George'a . W jego pamięci ten pracowity dzień mógłby się wydać
tygodniem gdyby nie fakt, że to właśnie dziś rano zostawił Marię w połogu.
Wszedł do George'a i pierwszą osobą, na którą się natknął, był gospodarz postać mało tu
znacząca, z którą prawie się nie stykał w tym domu, gdzie ster rządów dzierżyła gospodyni.
Jak się czuje moja żona? zapytał.
Gospodarz zamrugał powiekami.
Nie bardzo wiem, sir powiedział; Hornblower odwrócił się od niego niecierpliwie i
pobiegł schodami na górę. Przed drzwiami sypialni zawahał się; serce biło mu szybko. Usłyszał
szmer głosów wewnątrz i otworzył drzwi. Maria leżała w łóżku, wsparta na poduszkach, akuszerka
kręciła się przy oknie. Zwieca słabo oświetlała twarz Marii.
Horry! ucieszyła się Maria; radosne zaskoczenie w jej głosie usprawiedliwiło to
zdrobnienie.
Hornblower ujął jej dłoń.
Wszystko dobrze, najdroższa? pytał.
Tak uspokoiła go.
Podała mu usta do pocałunku, zwracając jednocześnie wzrok w stronę koszyka wiklinowego
stojącego na stoliku przy łóżku.
Dziewczynka, skarbie oznajmiła. Nasza mała dziewuszka.
Zliczne maleństwo dodała akuszerka.
Hornblower obszedł łóżko i zajrzał do koszyka. Koc przykrywał drobne ciałko
Hornblower, przywykły bawić się z małym Horatiem, zapomniał, jakie małe jest nowo narodzone
niemowlę na poduszeczce widać było drobniutką czerwoną twarzyczkę, karykaturę człowieka.
Patrzył na dziecko; mikroskopijne wargi otwarły się i wydały pisk, słaby i wysoki, przy którym
zapamiętany płacz małego Horatia wydawał się głośnym rykiem.
Jest piękna stwierdził szarmancko; maleństwo wciąż kwiliło, dwie zaciśnięte piąstki
wysunęły się nad kocyk.
Nasza maleńka Maria mówiła Maria. Jestem pewna, że będzie miała kręcone włosy.
No, no& strofowała ją akuszerka, nie za jej słowa, ale za to, że próbowała dzwignąć się
w łóżku, żeby popatrzeć na dziecko.
Niech tylko wyrośnie na taką jak jej matka wtrącił Hornblower a będzie najlepszą
córką, jakiej mógłbym zapragnąć.
Maria podziękowała mu uśmiechem i opadła na poduszki.
Mały Horatio jest na dole oznajmiła. Widział swoją siostrzyczkę.
I co o niej sądzi?
Zapłakał usłyszawszy, że ona płacze odparła Maria.
Pójdę lepiej zobaczyć, co z nim zaproponował Hornblower.
Zrób to, proszę wyciągnęła do niego rękę, a on pochylił się i ucałował jej dłoń.
W pokoju było bardzo ciepło od ognia buzującego na kominku i pachniało chorobą; było to
męczące dla płuc Hornblowera po ostrym, styczniowym powietrzu, jakie wypełniało je przez cały
dzień.
Jestem szczęśliwy ponad wszelką miarę, kochana, widząc cię w tak dobrym stanie rzucił
odchodząc.
Gdy stał, wahając się w hallu na dole, z kuchni wyjrzała gospodyni:
Mały panicz jest tu, sir oznajmiła może pan zajrzy do nas.
Malec siedział w wysokim krzesełku. Na widok ojca twarz rozjaśniła mu się uśmiechem
najbardziej głaszczące serce uczucie, jakiego doznał kiedykolwiek Hornblower i zaczai
podskakiwać w krzesełku wymachując trzymaną w rączce skórką chleba.
No, no! Patrzcie, jak się cieszy, że tatuś przyszedł do domu! kiwała głową gospodyni;
zawahała się przez moment, zanim wystąpiła z propozycją, która czuła to była dość
ryzykowna. Niedługo czas mu do łóżeczka, sir. Może pobawiłby się pan z nim do tej pory, sir?
Dobrze zgodził się Hornblower.
Widzisz, malutki! cieszyła się gospodyni. Tatuś pobawi się z tobą. No to hops,
kwiatuszku. Salka w barze jest pusta, sir. Tędy, sir. Emilio, przynieś świecę dla pana kapitana.
Znalazłszy się na podłodze saloniku mały Horatio popadł w rozterkę, jaki sposób poruszania
się będzie odpowiedniejszy dla takiego jak on prawie rocznego mężczyzny. Na czworakach potrafił
czynić to szybko i w każdym wybranym przez siebie kierunku. Natomiast trzymając się nogi krzesła
mógł przyjąć pozycję pionową; rozpromieniony wyraz twarzy był dowodem satysfakcji z tego
osiągnięcia. Następnie puszczał się krzesła, jeśli udało mu się zdobyć na ogromny wysiłek
odwrócenia się od niego i robił kroczek w stronę ojca; potem stawał chwiejnie na szeroko
rozstawionych nóżkach, zanim zrobił następny krok i rzadko udawało mu się go ukończyć bez
lądowania z hukiem na podłodze. I czy to możliwe, że powtarzana tak często monosylaba coś
jakby ta była próbą powiedzenia tata ?
Przeżył jeszcze jedną ulotną, przemijającą chwilę szczęścia, patrząc, jak synek z promiennym
uśmiechem sunie ku niemu na chwiejnych nóżkach.
Chodz do taty powiedział wyciągając do dziecka ręce.
Ale uśmiech przeszedł w figlarny grymas i mały Horatio puścił się na czworakach przez
pokój, galopując jak błyskawica i zanosząc się radosnym chichotem, gdy ojciec ruszył za nim, żeby
go złapać i pobujać w powietrzu. Prosta, rozkoszna radość; a potem, trzymając na odległość ramion
zanoszące się śmiechem i kopiące nóżkami dziecko, Hornblower przypomniał sobie na moment, jak
sam wisiał uczepiony sterwanty, kiedy zwalił się stermaszt Indefatigable , a dowodził wtedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]