- A jakże, synu. Pięć lat. - Klaun westchnął przeciągle.
Tina popatrzyła w dół. Psy obwąchiwały jej nogę. Nagle
windę wypełnił nieznośny fetor. Jej mąż gwizdnął prze-
ciągle.
- Widzę, że psy nadal zatruwają powietrze.
- Tak, Flip puszcza bąki, od których wypadają brwi.
Spojrzała na zwierzęta. Oba wlepiały w nią oczka. Któ-
ry to Flip? Odór sprawił, że zebrało jej się na wymioty.
- Tina, co sobie pomyślałaś, kiedy Stan powiedział ci
o nas?
W odpowiedzi przesunęła wzrok na męża. Wzruszył
ramionami.
- Trzy lata się zbierał, żeby mi powiedzieć.
Pobielona twarz klauna zmarszczyła się.
- TRZY lata? Zwięci pańscy, tak się nie robi.
- Wiem, tato, ale zrozum: trudno jest się przyznać do
czegoś takiego.
- Twoja matka i ja byliśmy małżeństwem przez trzy-
dzieści siedem lat i nigdy nic przed sobą nie ukrywaliśmy.
- Bzdura! Okłamywaliście się bez przerwy. Pamiętaj, że
ja też tam byłem: słyszałem wasze kłamstwa.
Klaun skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył czoło.
- Pewnych rzeczy nie da się zmienić - mruknął Stanley.
Psy w dalszym ciągu gapiły się na nią. Wewnątrz pano-
wała pełna napięcia cisza, dopóki kabina nie zatrzymała się
z podskokiem na czwartym piętrze. Drzwi rozsunęły się i
psy wyskoczyły na zewnątrz - ruszyła tuż za nimi, ciesząc
się z odzyskanej wolności.
Szary korytarz nie wyróżniał się niczym szczególnym:
wyglądał jak setki innych w domach zamieszkanych przez
klasę średnią. Nawet w powietrzu unosiły się typowe
zapachy - starych chodników, stęchlizny i smażonego mięsa.
Alfons poczłapał korytarzem, zmierzając w stronę
znajdujących się piętnaście kroków dalej drzwi. Był na tyle
daleko, że mogła zapytać cicho Stana, czemu jego ojciec
nosi kostium klauna.
- A skąd mam wiedzieć?! - prychnął. Wciąż był zły na
ojca.
Stanęła w miejscu i podparła się oburącz pod boki.
- Dosyć tego - ani kroku dalej! Nigdzie nie idę. Mam
tego wszystkiego po dziurki w nosie.
Mężczyzni zatrzymali się i patrzyli na nią.
- O co ci chodzi? - spytał poirytowany Stan.
- Okłamywałeś mnie przez trzy lata, a teraz zachowu-
jesz się po chamsku? Twój ojciec nieboszczyk pojawia się w
przebraniu KLAUNA? Ma na głowie NIEBIESK perukę?
Wystarczy ci, czy mam mówić dalej?
- Daj spokój, skarbie. Zrób to dla mnie.
- Dlaczego? Podaj mi choć jeden powód.
Z głębi korytarza dobiegł głos jego ojca:
- Skradziony kościół.
Nabrała gwałtownie powietrza i ruszyła za nimi.
Mąż spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Co to znaczy?
- Nie wiem.
Przyklepał poduszkę pod głową.
- Skradziony kościół ? - powtórzył powoli, starannie
akcentując zgłoski.
- Właśnie. Zaraz jak twój ojciec powiedział te słowa,
ruszyłam w kierunku drzwi. Jakbym tylko na to czekała.
Leżeli w łóżku. Zwiatło dnia wlewało się do sypialni,
witając ich jasnym porankiem.
- To niesamowite, jak wiele elementów z naszego życia
przeszło do mojego snu. Ale o co chodziło z tym klaunem?
- Nie wiem, Tina. To twój sen, nie mój. Uważam zresz-
tą, że sen nader przedziwny - dodał, kiepsko naśladując
szkocki akcent.
Faktem było, że rodzice Stanleya nie żyli. %7łe mieli dwa
kundle, Flipa i Flapa. %7łe kiedy Stanley był dzieckiem, na-
zywali go Chlupcio od jego ulubionego napoju.
- Czy twój ojciec przebrał się kiedyś za klauna na twoje
urodziny?
- Nie.
Leżała na plecach i gapiła się w sufit.
- Nie znoszę snów. Już-już stoisz przed jakimś ważnym
odkryciem albo przebłyskiem intuicji - i nagle wszystko
traci sens albo sen się kończy. Budzisz się z chaosem w
głowie albo z poczuciem, że cię wykiwano.
Nie odezwał się. Nadal wpatrywała się w sufit, czekając
na jego reakcję. Ponieważ wciąż milczał, obróciła ku niemu
głowę. Stanley świdrował wzrokiem jej ramię.
- Co? Na co się gapisz?
Bez słowa wskazał na prześcieradło, na którym leżała.
Wykręciła się w bok, ale nic tam nie dostrzegła.
- CO? Co pokazujesz?
- Pod twoim ramieniem są jakieś słowa.
Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i podparła na
łokciach. W miejscu, gdzie leżała, prześcieradło pokrywały
jakieś czarne napisy. Duże litery układały się w słowa:
skradziony kościół , Chlupcio , homar i koktajl
czekoladowy oraz kilka innych.
Małżonkowie wygramolili się prędko z łóżka. Cała biała
płaszczyzna prześcieradła pogryzmolona była tym samym
koślawym, ale wyrazistym charakterem pisma. Flip i Flap ,
winda , trzy lata . Tina i Stanley patrzyli wstrząśnięci.
Upłynęło kilkanaście długich sekund.
- Kto to jest Petra Pagels? - przerwał milczenie Stanley.
Nie dosłyszała go, ponieważ słowa, które widziała, tak-
że dla niej nie miały sensu. Przepuszczała je przez pokłady
pamięci, sprawdzając, czy z czymkolwiek jej się skojarzą.
- Kim jest Audrey Bremmer? - zapytała po chwili.
Poderwał głowę i spojrzał na nią przestraszonym wzro-
kiem. Wskazała zapisane na prześcieradle imię i nazwisko.
- I co to jest Mar...mite ? Do diaska, co to takiego?
W dalszym ciągu - raz czy dwa razy w roku - Stanle-
yowi śniła się Audrey Bremmer. Zjawiła się trzy dni przed
jego ślubem i po latach płonnych nadziei, które spędził na
uganianiu się za nią, oświadczyła mu nagle: Dzisiaj jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]