wychodzÄ…cej z miasta.
Elena zerknęła na Joego.
- Mam nadzieję, że już niedaleko. Nie wiedziałam,
jaka jestem głodna, dopóki nie kupiłeś tego jedzenia. Nie
wiem, co Rosie włożyła do środka, ale pachnie cudownie.
- To był świetny pomysł. - Uśmiechnął się. - Bardzo
miło, że na niego wpadłaś.
- Ja? - Spojrzała na niego zaskoczona.
- No pewnie. Kiedy powiedziałaś, że nie masz już po
co siedzieć w pracy, zrozumiałem, że ja też nie muszę.
- Zerknął na nią. - Bardzo mi pomogłaś, odkąd na nowo
zjawiłaś się w moim życiu. Mówiłem ci już o tym?
- Codziennie. - Roześmiała się. - Muszę przyznać, że
początek nie był łatwy. Teraz cała baza danych już jest
w twoim komputerze i powinieneś sobie świetnie radzić
beze mnie.
- Czy w ten subtelny sposób usiłujesz powiedzieć mi,
że rezygnujesz z pracy?
Odpowiedziała nie wprost.
- Nie chcę brać od ciebie pieniędzy, skoro już prawie
nic nie robiÄ™.
NIGDY NIE ZAPOMN
121
Tak więc zasiała pierwsze ziarenko..
Joe nie zareagował. Jechali w milczeniu.
Chciałaby powiedzieć mu, dlaczego naprawdę przyje
chała do Santiago i czemu musi wyjechać, ale nie mogła.
Tyle tylko, że miała cichą satysfakcję, iż Joe okazał się
niewinny.
- Trzymaj się - odezwał się nagle. - Zaraz zjedziemy
z drogi. Będzie trochę trzęsło.
- A dokąd my właściwie jedziemy? - spytała, rozglą
dając się wokół. Byli już jakieś trzydzieści kilometrów za
miastem.
- Odkryłem to miejsce, gdy byłem mały. Nie wiem,
czyją jest własnością. Nigdy nikogo tam nie widziałem,
więc uznałem je za własne. Gdybym miał pieniądze, pew
nie bym spróbował je kupić. W tej chwili wystarczy mi,
że mogę tu czasami przyjeżdżać.
- Mówiłeś, że nikt inny nie wie o tym miejscu?
- Tak sądzę, bo nigdy nikogo tutaj nie widziałem. Cie
bie pierwszą tu przywiozłem.
Elena trzymała się mocno, bo jechali po wybojach.
Kiedy wreszcie Joe zatrzymał samochód pod cienistym
drzewem, westchnęła z ulgą i rozejrzała się. W pobliżu
płynął wąski strumyk, ale zaraz znikał za wzgórzem.
Joe wysiadł i wziął pudło z jedzeniem.
- Wez ręczniki i chodz.
- No nie, o tym tylko marzyłam w taki upał! Piesza
wyprawa?!
Joe już szedł brzegiem strumyka.
- Zgadłaś - odparł bez wahania. - Tym razem na pew
no zasłużysz na obiad.
122 NIGDY NIE ZAPOMN
Ruszyła za nim, uważnie patrząc pod nogi, nie mogła
wiec podziwiać okolicy.
Wreszcie zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Już prawie jesteśmy na miejscu.
Popatrzyła przed siebie i zobaczyła strome zbocze blo
kujące ścieżkę. Kiedy stanęła obok Joego i spojrzała
uważniej, dostrzegła, że ścieżka i strumień znikają w ja
skini zarośniętej krzewami.
- Nie rozumiem, jak ci się udało znalezć to miejsce.
Nic dziwnego, że nikt tu nie przychodzi - stwierdziła,
stąpając ostrożnie.
Nagle jaskinia skończyła się, a ścieżka rozszerzyła,
wciąż biegnąc obok strumienia. Tuż przed nimi ukazała
siÄ™ trawiasta polana ze sporym jeziorkiem, zasilanym
przez wodospad spadajÄ…cy ze zbocza.
- Och, Joe, jak tu pięknie - powiedziała cicho. - Ma
leńki raj.
Rozłożył duży koc pod drzewem, usiadł i zaczął roz
pakowywać jedzenie. Elena roześmiała się, gdy zobaczy
ła, ile przysmaków Rosie im zapakowała. Starczyłoby na
trzy posiłki.
- Jeśli zjem chociaż połowę, będę ciężka jak słoń -
stwierdziła.
- To najpierw popływajmy.
Elena rozejrzała się wokół. Dzięki zboczu góry i gę
stym liściom miejsce to było całkowicie odosobnione.
Odwróciła się, by założyć dwuczęściowy kostium. Kiedy
się obejrzała, Joe był już w wodzie, płynąc potężnymi
ruchami, więc mogła podziwiać pięknie rozwinięte mięś
nie jego ramion. Dotarł na drugą stronę jeziorka i obrócił
NIGDY NIE ZAPOMN
123
się na plecy. Unosił się na wodzie z zamkniętymi oczami
i błogim uśmiechem na ustach.
Elena weszła do wody, która okazała się cudownie
chłodna. Zadrżała, czując jej krople na swojej rozgrzanej
skórze. Popłynęła w przeciwną stronę niż Joe, do wodo
spadu, który rozsiewał wokół wspaniale odświeżającą
mgiełkę.
- No i co, warto było trochę się pomęczyć? - zawołał
Joe.
Roześmiała się.
- Wiesz, zawsze jesteś pełen niespodzianek. Tak, warto
było. Mam wrażenie, że jesteśmy jedynymi ludzmi, którzy
tu kiedykolwiek byli.
- Też zawsze tak się tu czuję.
Popłynął leniwie w jej stronę. Było w nim coś drapież
nego, tak męskiego, że aż zaparło jej dech w piersi. Ko
chała się z nim wystarczająco często, by rozpoznać wyraz
jego twarzy.
- Nie masz kąpielówek, prawda? - spytała z uśmie
chem.
- Nie.
- Ale mnie pozwoliłeś zachować się przyzwoicie.
- Pomyślałem, że tak będzie lepiej, na wypadek, gdyby
ktoś trafił do mojego prywatnego raju. Poza tym w kostiu
mie wyglądasz bardzo seksownie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]