- Nie wiem. Ale skoro Mistrz tak powiedział, znaczy, trzeba... -Vellach rzeczywiście nie wiedział,
czemu Hełm był tak wa\ny dla Mistrza. Ale jego słowa nie podlegały osądom. - Nic nie czujesz?
116
- Nie. Na razie nie.
- Prawidłowo wypowiedziałaś zaklęcie?
- Vellach, czemu się mnie czepiasz? Zaklęcie pamiętam doskonale, przecie\ tyle razy mnie
sprawdzałeś!
- Nie gniewaj się, Minolio. Po prostu się niepokoję. Patrz, słońce skryło się ju\ za murami. A
Mistrz powiedział, \e jeśli Hełm nie zostanie odnaleziony do północy, to wszystkie nasze wysiłki
mogą pójść na marne.
Zatrzymał się i skoncentrował na emanacjach, przenikających wszystko, co istnieje i niedostępnych
dla zwykłych śmiertelników. Ale ani Vellach, ani Minolia nie byli zwykłymi ludzmi: zaklęcie,
którego nauczyli się podczas obrzędu Wtajemniczenia i które powtarzali ka\dego wieczoru,
pomagało im nastroić się na magiczną falę i wyczuć, gdzie jest czarodziejski Hełm.
Nie czuli nic. Jakby Hełm zapadł się pod ziemię...
Co prawda odległość, na jaką działało zaklęcie, była niezbyt du\a. Mo\liwe, \e Hełm znajdował się
w innej części miasta. Na przykład w dzielnicy bogaczy. Albo w ogóle za murami Vagaranu.
- Posłuchaj, siostrzyczko - powiedział Vellach, gdy pojął całą nieefektywność ich poszukiwań. -
Musimy się rozdzielić. W ten sposób tylko zawę\amy krąg poszukiwań. Idz na górę, do dzielnicy
bogaczy, a ja poszukam tutaj, wśród domów zwykłych obywateli.
- A jeśli znajdę Hełm, to jak go odbiorę temu wielkoludowi?
- Dziecinko, przecie\ znasz zaklęcie Rozbite Naczynie. Ten, który ukradł nasz Hełm, jest tylko
zwykłym wojownikiem, nie czarownikiem, a poza tym nie wie, \e Hełm nie jest takim sobie
zwykłym hełmem. Zaklęcie da mu radę. A gdy upadnie, łap Hełm i biegnij do klasztoru, do
Orlandara. Rozumiesz?
- Tak... A co z tobą?
- Dam sobie radę, Minolio. Pamiętaj, \e musisz zdą\yć przed północą. Jeśli nie znajdziesz Hełmu,
to i tak wracaj do klasztoru. Mo\liwe, \e znalazł go któryś z braci. Mo\e będę to ja. - Vellach
uśmiechnął się, chcąc dodać dziewczynie otuchy. - Spiesz się, mała. Wierzę, \e Hełm znajdziesz
właśnie ty.
Minolia ledwo zauwa\alnie uśmiechnęła się w odpowiedzi, stanęła na palcach i pocałowała brata w
policzek.
- Dobrze. Zrobię tak, jak mówisz. Bądz ostro\ny, Vellach.
- Oczywiście, siostrzyczko. Co mo\e mi się stać w tym spokojnym miasteczku?
-117-
Objęli się na chwilę i potem ka\de z nich, wsłuchując się w emanacje, poszło w swoją stronę:
Vellach w prawo, do dzielnicy handlarzy, a Minolia w górę ulicy, do dzielnicy bogaczy.
Karczma Spętana Wesz" wyró\niała się spośród podobnych knajp w tej dzielnicy nor biedaków
obfitością klientów, potocznie nazywanych szumowinami wszelkiego rodzaju". Fizjonomii
odwiedzających tonącą w brudzie karczmę nikt nie nazwałby twarzami, za to na usta pchały się
ró\norodne określenia w rodzaju: mordy, pyski, ryje. Zlady na tych\e ryjach wskazywały na
zawieranie bliskiej znajomości z biczami stra\ników, pięściami więziennych dozorców,
szczypcami katów. Ludzie, podobnie jak szczury, wiedli nocny tryb \ycia, ich odzienie w pewnych
miejscach fałdowało się i odstawało, i tylko niewinne dziecię mogłoby pomyśleć, \e kryje się pod
nim coś nieszkodliwego.
Przed drzwiami, opierając się o ścianę włochatymi plecami, krzy\ując na piersi ogromne łapy i
uwa\nie oglądając zbli\ających się do progu Spętanej Wszy", stało potę\ne chłopisko z
porwanymi nozdrzami i strzępami uszu. Przypadkowy przechodzień, który znalazł się tu niechcący,
widząc przed wejściem kogoś takiego, raczej nie zaryzykowałby przekroczenia progu karczmy.
Zresztą, i tak nie wpuszczono by nikogo przypadkowego.
Wewnątrz, za wysmarowanymi stołami siedzieli ludzie, którzy doskonale się znali i rozumieli.
Czas wolny od polowania na łup spędzali na niezbyt wyszukanych rozrywkach: grali w kości, pili,
obści-skiwali wesołe kobiety i bili się na no\e, nie zapominając tak\e
0 omawianiu aktualnych spraw.
Teraz bywalcy Spętanej Wszy" porzucili swoje zabawy, skupili się w centrum sali dookoła stołu z
postawionym nań krzesłem, na którym nie mniej majestatycznie ni\ Haszyd na swoim tronie,
zasiadał niewysoki chudy Shemita w czarnych szarawarach, wpuszczonych w buty i
ciemnoczerwonej luznej koszuli. Ze swojego piedestału rzucał słowa tak, jak skąpiec rzuca
pieniądze \ebrakom: z rzadka
1 niewiele. Słowa te słuchacze chwytali z taką chciwością i miłością, jakby sam Mitra zni\ył się do
rozmowy z nimi.
- .. .Brudna Paszczęka: plac rynkowy i Potrójny kwartał. Podpalacz: od Południowo-Wschodniej do [ Pobierz całość w formacie PDF ]