[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kto lub co ci to zrobiło. Nie mam pojęcia, dlaczego. Ale uwierz mi. Szansę przeżycia masz
tylko z nią.
Czknęła głośno.
 Ja już stara. Ja już odchodzę. Tylko ona może cię obronić. Tylko ona.
Podeszła bliżej. Wiedział, co się stanie. Zobaczył te jej idealnie niebieskie oczy.
Odpływał.
 Jeśli zrezygnujesz, to już po chwili rozwalisz to okno i podetniesz sobie żyły
pierwszym lepszym kawałkiem szkła  powiedziała cicho.  Ja cię nie ochronię dłużej. Ja
już odchodzę. Ale pamiętaj o jednym. Nawet Szatan nie jest taką świnią, żeby robić ludziom
coś takiego, co zrobiono tobie. Pamiętaj, bo ja niedługo będę musiała odejść. Masz szansę
tylko z nią! I ze swoją córką, chłopcze...
 Nie mam córki  nie wiedział już, czy zdołał to powiedzieć, czy tylko usiłował.
 Masz  szepnęła stara.  Już masz. Od chwili, kiedy tu przyszedłeś.
Mrugnęła tym swoim błękitnym, urocznym okiem.
 Historia się zaczęła...
Bernstein wrócił mniej więcej po godzinie.
 Niemożliwe  krzyknął już od progu.  Dzisiaj wszyscy do mnie życzliwie
nastawieni. Dzwonię gdziekolwiek, a tam... sprawa załatwiona... Uwierzycie państwo? To
mój szczęśliwy dzień! Chyba zagram na loterii.
Stara łypnęła na niego spod oka.
 Dzisiaj lepiej nie graj  szepnęła. Ale chyba nie dosłyszał.
 Wie pani, ile trwa załatwienie formalności?  perorował wstrząśnięty.
 Godzinę?
 No, co pani!  zdenerwował się nagle.  Normalna procedura to w najlepszym
wypadku kilka miesięcy. I dziesiątki komisji, które badają...
Stara uśmiechnęła się. Bernstein urwał nagle. Rozluznił krawat i rozpiął kołnierzyk.
 Bo... na szczęście okazało się, że już wcześniej pani Borowski przyznano... 
kontynuował, ale już bez przekonania.
 Ciiiiii  stara przyłożyła palec do ust.
 No właśnie  głowa lekarza opadała coraz niżej. Poderwał ją jeszcze, ale za to nie
mógł utrzymać w pionie.  Bo jest piątek  szeptał.  Wieczorem. A wszyscy, do których
dzwoniłem, byli jeszcze w swoich biurach. I od razu podejmowali...
 Ciiiii...
Stara szarpnęła dziewczynę za włosy i zaczęła ciągnąć na korytarz.
 Jezu...  Dunn jakby nagle się ocknął.  Przecież nie wyprowadzi jej pani tak na
ulicę.
Starucha podrapała się w czubek nosa.
 No  przyznała mu po chwili rację.  Skombinujmy coś do ubrania  rozejrzała
się wokół.  O  zerknęła na Bernsteina, którego głowa chwiała się na prawo i lewo.  To
się nada.
Zaczęła ściągać z niego kitel.
 Jezu...Jezu. Co my wyrabiamy? Jezus.
 Ach...jeśli myślisz, że Jezus zejdzie tu, żeby osobiście zaprotestować przeciwko
kradzieży, to nic się nie bój  uspokoiła go.  Nie zejdzie  usiłowała nałożyć
dziewczynie fartuch.  No pomóż mi nareszcie!
Z pewnym trudem naciągnęli na dziewczynę lekarski fartuch. Starucha wzięła od
nieprzytomnego Bernsteina teczkę, którą przyniósł i otworzyła drzwi na korytarz.
 No chodz  pociągnęła Maryshę za włosy i zwróciła się do Dunna.  Ktoś się nią
opiekował. Sprawdz, kto.
Potrząsnął głową. Posłusznie jednak zaczął przeglądać dokumenty z teczki. Jasny szlag!
Jak mógł to robić? Na pół uśpiony i jednocześnie chłodno analizujący to, co miał przed
oczami.
 Niczego tu nie ma proszę pani  zamknął teczkę, zanim jeszcze dotarli do windy.
 Znalazłem jedynie nazwisko adwokata, który chyba kiedyś reprezentował jej sprawy.
 Sprowadz go  stara usiłowała kijem otworzyć drzwi windy.
Pomógł jej, przyciskając odpowiedni guzik. Nie było możliwości zadzwonienia stąd
gdziekolwiek. Nie miał pod ręką książki telefonicznej, tym bardziej nie było jej w kabinie
windy. Postarał się zapamiętać nazwę kancelarii.
Stara, kiedy otworzył już drzwi auta, usiłowała wepchnąć Maryshę na tylne siedzenie,
ale wyraznie jej nie szło. Dunn chciał otworzyć z drugiej strony, wejść i pociągnąć ją jakoś,
ale stara zrezygnowała.
 Otwieraj bagażnik  zakomenderowała.
 Jezu... Co?
 No tę klapę z tyłu  huknęła w nią kijem.
Posłusznie otworzył. Wsadzili dziewczynę do bagażnika i zatrzasnęli. Wyjeżdżając na
główną ulicę, myślał o patrolach policji. A jak będą w okularach? Ciekawe, czy jego
towarzyszce podróży przeszkadzały okulary? Czy potrafi sprawić, żeby policjant je zdjął? I...
Prrrrrr... Czy to jest czarownica? Całe szczęście co do jednego: mógł co prawda analizować
fakty, ale nie miał w sobie żadnych uczuć. %7ładnych, ani strachu, ani żalu, ani możliwości
odczuwania choćby zdenerwowania. Jak po znieczuleniu mózgu, jeśli taki zabieg jest
oczywiście w ogóle możliwy.
 Tutaj...Tutaj!  stara wskazywała mu kierunek.
Zatrzymali się pod hm... Pałacem Zlubów. Na szczęście (Jezu, naprawdę pomyślał  na
szczęście ?) to było Vegas. Wysiedli przed rozświetloną jakimś tysiącem żarówek kanciapą.
Stara otworzyła drzwi pchnięciem swojego kija. Nie sprawiała wrażenia zdziwionej
dosłownie spowitym we wszelkiej maści różowości wnętrzem. Nie zrobił na niej wrażenia
również właściciel ubrany jak stara lesbijka  niby garnitur, ale różowy jak cała reszta, z
masą koronek.
 Czy tu można szybko wziąć ślub?  spytała.
 Po to właśnie jesteśmy.
 No to na co pan czeka?  warknęła.  Do roboty!
 Muszę mieć państwa nazwiska na kartce  uśmiechnął się wymuszenie.
Demonstracyjnie starał się dać do zrozumienia, że nawet tak dziwna para nie stanowi żadnego
problemu. Starucha jednak też zrozumiała.
 Ty głupku!  wrzasnęła.  Ty myślisz, że ja z nim???! Ty...  dosłownie chwile
dzieliły ją od zrobienia czegoś gorszego niż grożenie kijem. Opanowała się jednak i zwróciła
do Dunna.  Wyciągnij pannę młodą z bagażnika i możemy zaczynać.
Dunn odszedł na chwiejnych nogach. Właściciel oniemiał. Ale najgorsze było dopiero
przed nim. Jak zobaczył Maryshę, bosą, w szpitalnej koszuli i kitlu ze stetoskopem, ze śliną
kapiącą z ust i nieprzytomnym wzrokiem, wyraznie cofnął się do telefonu. Starucha położyła
swój kij na słuchawce.
 Ty słuchaj...  szepnęła.  Ja ci nic chcę robić nic gorszego ani zmuszać, bo może
wtedy ślub byłby nieważny. Zrób, co masz zrobić, i idz do kasyna. Zagraj, to cię wynagrodzę,
ale inaczej...
Grozba w jej głosie podziałała wyraznie. Cofnął się. Przeszli do pomieszczenia, gdzie
czekali wynajęci świadkowie, para staruszków. Była tam jeszcze kobieta, jak wszystko cała
różowa. Chyba miała obsługiwać magnetofon. Dunn napisał na kartce ich nazwiska. Nie
mógł, po prostu nie mógł się przeciwstawić temu, co działo się wokół. Właściciel przełknął
ślinę.
 J.T.  Dunn Myers... czy chcesz pojąć za żonę tu obecną doktor Izaak Bernstein?
Tfu!  wyraznie zapatrzył się na plakietkę ciągle przypiętą do kitla.  Przepraszam... czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl