[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dotarli do drzwi. Schofield otworzył je jednym szarpnięciem i...
...natychmiast usłyszał tupot kilkunastu par pędzących ku nim wojskowych butów.
- Szybko! Tędy! - rzucił i skoczył na tory za peronem, natychmiast ukrywając się
za stojącym tam wagonikiem technicznym.
Gdy Book II wylądował obok niego, zgasił latarkę. Po niespełna sekundzie
gwałtownie otworzyły się drzwi i z klatki schodowej wypadli Kobra Carney oraz
ludzie z oddziału Echo. Zwiatła latarek, które trzymali, szybko omiatały perony.
Schofield natychmiast dostrzegł Kevina - otoczonego przez czterech Azjatów.
- A to co znowu? - szepnął zdumiony Book II.
Schofield przyjrzał się czwórce  opiekunów Kevina.
Byli to ci sami ludzie, których widział w komorze dekompresyjnej - ci, którzy
przywiezli z Chin sinowirusa.
Kotłowały mu się w głowie pytania, na które nie mógł znalezć odpowiedzi.
Co tu się dzieje?
Kevin dopiero co został przywieziony do Strefy 7 na pokładzie penetratora, a teraz
znów go dokądś zabierano. Czyżby Cezar wydał rozkaz przeniesienia go w inne,
bezpieczniejsze miejsce?
Natychmiast pojawiło się następne pytanie: dlaczego Cezar Russell interesował się
Kevinem? Dlaczego nie ścigał przede wszystkim prezydenta?
Kobra i jego ludzie zeskoczyli na tory - po przeciwnej stronie peronu -
i natychmiast ruszyli nimi, jakby realizując jakiś z góry założony plan.
W świetle latarek żołnierzy oddziału Echo Schofield dostrzegł nagle, że pancerne
wrota, zamykające tunel kolei X, są otwarte. Wrota w poprzek torów, którymi można
było dotrzeć do Strefy 8.
Kobra i jego ludzie - z Kevinem i czwórką Azjatów - zniknęli w tunelu.
Odchodząc w ciemność, oglądali się za siebie.
Dlaczego oglądają się za siebie?
Kiedy tuż przed zniknięciem w tunelu Kobra Carney jeszcze raz z niepokojem
popatrzył przez ramię, Schofield zrozumiał, co się dzieje.
Ci ludzie kradli Kevina... Cezarowi...
W mrocznym hangarze na poziomie 2 Gant nerwowo patrzyła na zegarek.
9.55
W ciągu najbliższych pięciu minut prezydent musi położyć dłoń na analizatorze
linii papilarnych w Piłce, a tu w dalszym ciągu ani słowa od Stracha na Wróble...
Cholera!
Jeśli zaraz nie wróci, całe przedstawienie się skończy.
Gant i Matka - z Juliet, prezydentem, Hagertym i Tate em - kilka minut wcześniej
wyszli z boeinga i kierując się światłami latarek pod lufami karabinów, przeszli przez
hangar do platformy podnoszącej samoloty.
Gant, cały czas niosąc czarną skrzynkę zabraną z AWACS-a, kierowała się na
centrum dowodzenia Cezara Russella na poziomie 0.
Ale jeśli Schofield się nie zjawi, żadne jej działania nie zmienią sytuacji.
W całej bazie panowała kompletna cisza.
W połączeniu z ciemnością tworzyło to dość niesamowitą atmosferę.
Nagle w słuchawce Gant zaskrzypiało.
- ...is... ysz mnie?
Juliet też odebrała ten porwany komunikat.
- Słyszałaś? - spytała, odwracając się do Gant. Nagle, tak nieoczekiwanie, że
wszyscy podskoczyli, w szybie windy eksplodował strzał.
Zadudnił przerażająco głośno, zwielokrotniony echem.
Oddano go z wielkokalibrowej strzelby samopowtarzalnej.
Ale znacznie bardziej przerażające było to, co nastąpiło po strzale.
Rozległ się przypominający gdakanie śmiech.
Zmiech chorego umysłowo osobnika, tnący powietrze niczym kosa i mknący
szybem w górę.
- Ah-hah-haaaaaaaa! Dzieńńńńń dobbbry wszystkim! Idziemy po was!
Po tym wrzasku rozległo się zwierzęce wycie. Nawet Matka przełknęła nerwowo
ślinę.
- Więzniowie...
- Musieli znalezć szafę z bronią w stróżówce - stwierdziła Juliet.
W tym momencie w głębi szybu centralnego rozległ się metaliczny, klekoczący
dzwięk.
Gant spojrzała w dół szybu.
Gigantyczna platforma znajdowała się na samym dole, na poziomie 5, zanurzona
w wodzie, z której wystawały resztki zniszczonego boeinga AWACS.
W różnych miejscach platformy widać było poruszające się zapalone pochodnie -
mniej więcej dwadzieścia - trzymane wysoko w ludzkich rękach.
Musieli to być zbiegli więzniowie.
- Ilu widzisz? - spytała Juliet.
- Nie wiem dokładnie. Trzydziestu pięciu, może czterdziestu. A ilu ich tu w ogóle
jest?
- Czterdziestu dwóch.
- Pięknie...
Nagle platforma z potężnym stęknięciem wynurzyła się z wody na dnie szybu.
- Zdawało mi się, że nie ma zasilania... - mruknęła Matka. Juliet pokręciła głową.
- Platforma ma samodzielny napęd hydrauliczny. Na wypadek podobnej sytuacji
jak ta.
Platforma jechała w górę szybu, jej potężne kontury stawały się z każdą chwilą
coraz wyrazniejsze.
- Szybko! Cofamy się! - zakomenderowała Gant i popchnęła prezydenta za koła
jednego ze stojących w hangarze AWACS-ów. Obie z Matką pogasiły latarki na
swoich karabinach.
Potężna platforma minęła otwarte wejście na poziom 2 i jechała dalej. Gant
wyjrzała z ukrycia.
Widok, jaki ujrzała, mógł pochodzić z horroru.
Stali na platformie z wysoko uniesionymi pochodniami, w wolnych rękach trzymali
strzelby i pistolety i wyli jak zwierzęta. Ich chrapliwe wrzaski przypominały drapanie
pazurami po szkolnej tablicy.
Więzniowie z bloku na poziomie 5.
Połowa z nich miała nagie torsy, które błyszczały w światłach pochodni. Wokół
głów i bicepsów poowijali sobie bandany.
Wszyscy mieli przemoczone spodnie.
Po chwili platforma minęła ukrytą za samolotem grupę, więc Gant wyszła
ostrożnie i patrzyła na spód sunącej coraz wyżej platformy, która w końcu zatrzymała
się z głośnym tąpnięciem na poziomie 0.
Cezar Russell szedł miarowym krokiem przez centralę dowodzenia.
Przed chwilą w jego polu widzenia pojawiła się platforma z wyjącymi
i strzelającymi dziko więzniami. Ledwie się zatrzymała, więzniowie rozbiegli się we
wszystkie strony.
- Przejdzcie na radiotelefony - rozkazał spokojnie Cezar. - Powiedzcie ludziom
z oddziału Charlie, żeby czekali przy górnych drzwiach i przygotowali się na
ewakuację do drugiego punktu dowodzenia. Zaraz do nich dojdziemy. Gdzie Echo?
- Nie mogę ich złapać, sir - odparł najbliższy radiooperator.
- Nieważne. Skontaktujemy się z nimi pózniej. Idziemy! Wszyscy się poderwali.
Logan i jego trzech ludzi z oddziału Alfa, Boa McConnell i jego czterech ludzi
z oddziału Bravo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl