strony dostrzegłem, \e kiedyś była tu spora zagroda, zapewne rybaczówka z przystanią
mogącą i teraz pomieścić ze trzy kutry. Podszedłem do dołka, który zostawił pan
Makaron po swoich wykopkach. Zanurzyłem rękę w ziemi i po chwili między palcami
wyczułem twarde metalowe kształty. Wyjąłem je, otrzepałem z piasku. Były to łuski.
109
- Wyglądają jak do karabinów mausera, ale mają charakterystyczne wgięcie
wskazujące, \e tu znajdowało się stanowisko karabinu maszynowego - tłumaczyłem
Afrodycie.
Nogą rozgrzebałem dołek i odkryłem inne łuski.
- A te są od schmeissera - dodałem.
- Mo\e tu były jakieś walki? - zastanawiała się Afrodyta.
- Nie umieszczano by stanowiska karabinu maszynowego w takim miejscu, na
płaskiej łące, prędzej tam na górze - wyjaśniałem. - Pomieszanie łusek sugeruje, \e
stało tu kilku \ołnierzy, którzy strzelali do czegoś lub kogoś. Tylko w którym
kierunku?
Zacząłem chodzić po łące i zboczu, niekiedy czubkiem buta rozkopywałem ziemię,
obejrzałem ruiny rybaczówki, port, nawet starą pompę i resztki po małej latarni na
końcu pirsu usypanego z kamieni. Afrodyta wędrowała za mną, jakby oczekiwała, \e
nagle wska\ę właściwe miejsce ze skrytką. Miałem swoje podejrzenia, ale na razie nie
chciałem się z nią nimi dzielić.
Wróciliśmy do Sokoła, a potem motocyklem do naszego domku. Gdy Pimpek
usłyszał nasze głosy, natychmiast opuścił ucho i nawet zaczął chrapać. Afrodyta zajęła
się toaletą na randkę, a ja poszedłem na stanowisko na wie\y. Lampki paliły się na
zielono, więc zajrzałem na serwer Stra\y Granicznej. Był tam meldunek z nasłuchu i
informacja od armady, z którą płynął pan Tomasz, \e Rosjanie nie zgłosili się, \eby
odprawić polskich \eglarzy. Zastanawiało mnie, dlaczego mój szef popłynął do Rosji?
Zszedłem do Afrodyty, która ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę odsłaniająca
opalony brzuch wyglądała czarująco i elegancko. Do tego okazało się, \e w plecaku
miała pantofelki i teraz je zało\yła! I ja ubrałem się w nową koszulę i zaprosiłem
dziewczynę do wehikułu. Z zainteresowaniem oglądała jego wnętrze i przyglądała się,
jak zmagam się z dziwnym przeło\eniem skrzyni biegów.
- Będziemy wyglądać jak kosmici - śmiała się.
- A\ tak zale\y ci na opinii innych?
- Nie - pokręciła głową tak gwałtownie, \e kosmyki jej czarnych włosów otarły mi
się o prawy policzek.
Szybko dojechaliśmy do Krynicy Morskiej. Odnalazłem Dom Wypoczynkowy, w
którym jak głosiły plakaty był dzisiaj bal i konkurs kucharzy przygotowujących
potrawy z ryb. Znalezliśmy wolny stolik w kąciku nowoczesnej sali balowo-jadalnej.
Kilka metrów od nas był parkiet, na którym pary w rytm nowoczesnych przebojów
popisywały się figurami tanecznymi. Afrodyta zamówiła wino, a ja sok. Nim podano
zestawy dań z ryb, jedliśmy sałatkę z owoców morza. Rozglądałem się po balujących
osobach. Afrodyta dostrzegła to spojrzenie.
- Umówiłeś się tu z kimś?
- Z tobą - odpowiedziałem.
- Nie, raczej z kimś innym.
- Afrodyto - chwyciłem ją za dłoń i spojrzałem w oczy - wiesz, jaką mam pracę. Nie
wierzyłaś, ale sama chyba rozumiesz, \e muszę mieć oczy dokoła głowy.
- To rzuć okiem za siebie...
Obejrzałem się. W kierunku naszego stolika szli Lidia, Batura i Salvador.
- Nie będzie wam przeszkadzało nasze towarzystwo? - zapytał Batura. - Musimy te\
110
wam podziękować za ratunek.
- Zapraszamy - powiedziała Afrodyta, nim zdą\yłem się odezwać.
Batura usiadł obok niej, na prawo ode mnie miejsce zajęła Lidia, a Salvador między
mną i Afrodytą. Batura zło\ył zamówienie. Gdy podano kolejne kieliszki wina,
postanowił wznieść toast.
- Za bohaterską załogę Chimery - powiedział uśmiechając się do Afrodyty. - Pawle,
zrobiłeś karygodny błąd, nie przedstawiając nam pani. Jak pani ma na imię?
- Paweł nazywa mnie Afrodytą - odpowiedziała dziewczyna.
- Paweł ma fenomenalny gust - oświadczył Batura. - Czy mo\na zatańczyć
z Afrodytą?
Dziewczyna z ochotą przystała na propozycję. Lidia pod stołem ścisnęła mnie za
kolano.
- Lidio, mo\e i my ruszymy na podbój parkietu? - zaproponowałem.
Lidia uśmiechnęła się i wstała. Salvador odprowadzał nas smutnym wzrokiem. Lidia
mocno przytuliła się do mnie.
- Skąd się tu wzięliście? - szepnąłem do ucha Lidii.
- Chciałam pojechać z Salvadorem na tańce i w Krynicy znalazł nas Batura.
- Gdzie są pan Makaron i łysole?
- Makaron podobno szuka skarbu, a łysole są z moim mę\em.
- Gdzie pan Makaron szuka skarbu?
- Nie wiem - Lidia zawahała się przy odpowiedzi.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Mój plan działał bez zarzutu.
Byłem pewien, \e Lidia przekazała Makaronowi moje słowa o Stutthofie i Stegnie
i teraz nauczyciel prac ręcznych biegał z wykrywaczem po okolicach tych
miejscowości. Zaskakiwała mnie za to postawa Batury, który najwyrazniej postanowił
nie anga\ować się w sprawę. Obserwowałem, jak \artował z Afrodytą. Uświadomiłem
sobie, \e dopiero przy nim dziewczyna śmiała się serdecznie, nie za sprawą docinków i
uszczypliwości. Zacząłem wątpić, czy potrafię normalnie rozmawiać z kobietami.
- Jesteś zazdrosny?
- Tak, zazdroszczę Baturze tego, \e potrafi...
- Mo\e on próbuje od niej dowiedzieć się czegoś?
Skończyła się muzyka, więc wróciliśmy do stolika, gdzie wkrótce podano ryby.
Obserwowałem Afrodytę, która wyglądała na szczęśliwą. Na jej policzkach pojawiły
się rumieńce od wypitego wina. Salvador popadał w coraz większą melancholię, nawet
wtedy gdy Batura kolejny raz porwał Afrodytę do tańca, a on sam wyprzedził mnie i
zatańczył z Lidią. Pozostawiony sam sobie sączyłem sok i postanowiłem zadzwonić do
szefa. Tym razem miałem szczęście.
***
Rafał sprawdził na GPS-ie, jaki powinniśmy obrać kurs, by dotrzeć do miejsca
oznaczonego na przedwojennej mapie mianem Moewenhaken. Trzeba było płynąć na
północ. Wymieniliśmy się z Miserusem naszymi danymi i Carrambą pomknęliśmy
mając wiatr od baksztagu. Pod wieczór byliśmy na miejscu. Rafał wywiesił na wantach
światła sygnalizacyjne, oznaczył boję nad naszą kotwicą. Byliśmy w zatoczce [ Pobierz całość w formacie PDF ]