Seyganko skinął głową.
Jestem tego pewien, Conanie. Ogłoszę, że mówisz moim głosem ucząc wojennego rzemiosła. W
zamian proszę tylko o jedno.
Co takiego?
Porzud pomysł przejścia przez podziemia, z dala od boskiego światła dziennego i wśród kto wie
jakich czarów, by uderzyd na Kwanyjczyków.
Emwaya odwróciła się i wbiła wzrok w narzeczonego; zaczęła ostro pokrzykiwad. Valeria nie
rozumiała jej słów, ale jako kobieta potrafiła wyczud ich znaczenie. Seyganko zaskoczył Emwayę; była
niezadowolona bardziej z tego zaskoczenia niż z samej propozycji.
Emwaya mówiła jeszcze przez jakiś czas. Valerii zdawało się, że Conan próbuje powstrzymad
śmiech, że Seyganko bardzo chciałby byd gdzieś daleko i że Emwaya byłaby zdolna sprzedad głowę
narzeczonego za szemickiego miedziaka.
Ani Conan, ani Valeria nie byli skłonni do takiej transakcji, więc głowa Seyganko nie spadła.
Wreszcie Emwayi zabrakło tchu. Valeria czuła się nieswojo, dopóki córka szamana zalewając się łzami
nie padła w ramiona narzeczonego. Zapewne gniew bardziej wyczerpał ją niż jego, bo chod trucizna
opuściła jej ciało, siły jeszcze nie powróciły.
Conanie odezwał się Seyganko i zamilkł. Długo trwało, zanim znalazł następne słowo.
Wygląda na to, że Emwaya, podobnie jak ty, wierzy w te tunele.
Cymeryjczykowi udało się zachowad poważną minę. Sądząc, że ma ku temu powody, Valeria zrobiła
to samo.
Ona i ja przedstawimy tę sprawę jej ojcu ciągnął wódz. Czy podporządkujesz się jego
osądowi?
Conan przytaknął.
Nie chcę cię urazid, Emwayo, ale twój ojciec zapewne wie o tym więcej niż zdołał cię nauczyd.
Popatrzył na nią, a Valeria zobaczyła, że kobieta próbuje zajrzed w te lodowatoniebieskie oczy, jednak
bez skutku.
Ufam, że nie musimy czekad z rozpoczęciem lekcji zakooczył Cymeryjczyk.
Seyganko zrozumiał znaczenie słów Conana może sobie zatrzymad całą władzę nad wojownikami
Ichiribu jeśli sprzeciwi się Conanowi. Valeria przesunęła się tak, że siedziała w zasięgu ręki Conana i
jednocześnie twarzą w twarz z Seyganko.
Wódz, nie będąc głupcem, poznał, że przegrał bitwę, zanim się do niej włączył.
Jeśli potrzebne są jakieś przysięgi, złożę je, Conanie, tak byś mógł nauczyd Ichiribu chodzid na
rękach i ciskad włócznie stopami!
To nie byłoby takie złe. Widząc to Kwanyjczycy zaczęliby się tak się śmiad, że można by im w tym
czasie porozcinad brzuchy powiedział Conan. Przyjdz jutro o świcie i opowiedz mi, jak walczą
Kwanyjczycy. Wtedy będę wiedział, co z mojej wiedzy przyda się wojownikom najbardziej.
Możemy zacząd już dziś ochoczo wykrzyknął Seyganko, ale poczuł, że Emwaya dwoma palcami
zakrywa mu usta w rytualnym geście uciszenia. Uśmiechnęła się i drugą rękę położyła na jego kolanie.
Rozpoczniemy jutro, kiedy wszyscy będziemy wypoczęci i pełni sił wyjaśnił Conan, a goście
potraktowali propozycję jak rozkaz.
Gdy opadła za nimi zasłona, ryknął śmiechem, aż wydęła się jak pod naporem wichury.
Tak to jest, kiedy kobieta przez jakiś czas nie miała przyjemności w łożu! Nie pozwoli zamienid
tego na gadanie o wojnie.
A tu jest jeszcze jedna taka powiedziała Valeria gładząc go po ramieniu.
Co, nie miałaś przyjemności w łożu? Chcesz mnie obrazid? Może to jakaś inna kobieta oplatała
mnie jak liana ostatniej nocy?
Wiesz dobrze, że jedna noc jest jak jeden posiłek. Czy jest się mężczyzną, czy kobietą, nie można
się najeśd na całe życie.
Odwrócił się do niej, a ona podniosła się, żeby łatwiej mu było ją rozebrad. Kiedy to robił, zarzuciła
mu ręce na szyję.
Wiedziała, że to się nie utrzyma. %7ładne z nich nie wytrzyma długo w związku, w którym nie jest się
pewnym, kto przewodzi, a kto idzie za nim. Ale na razie mogła iśd za nim z rozkoszą nie tylko na
matę.
Wobeku dziwił się, że pochodnie nie zwabiły przeróżnego robactwa, którego mrowie powinno było
dawno już pastwid się nad nim. Ogieo zwykle przyciąga owady i wystarczy jedna pochodnia, żeby
wyciągnąd z puszczy całe ich mnóstwo. Ale tym widocznie różniła się wyspa od stałego lądu. Wobeku
będzie musiał to znosid, aż zwycięstwo Chabano zawiedzie go na powrót do domu. Te pochodnie
jednak wyglądały i pachniały normalnie. Widad Ludzie Bogowie musieli użyd jakichś silnych czarów,
pomyślał.
Jako uciekinier wśród Kwanyjczyków, nie powinien chyba o to pytad, a gdyby się nawet odważył,
długo czekałby na odpowiedz. Lepiej byd pogryzionym przez robaki niż martwym, powiedział do
siebie i przybrał minę odpowiednią na przyjęcie szamanów, czy jak się tam ci Ludzie Bogowie
nazywali.
Na szczęście Chabano nie zostawił Wobeku martwego na podłodze w chacie Najwyższego Wodza.
Widad gniew szybko mu minął. Wobeku zapewne zawdzięczał to temu, że nie złamał żadnych tabu
oraz temu, że Aondo był głupcem. Ponadto Chabano ostatnimi czasy własnoręcznie nie zabijał już
tylu ludzi, nawet w swoich słynnych atakach szału.
Teraz Wobeku stał wśród dwunastki wojowników otaczających Wodza. Wszystkie trzynaście par
oczu wpatrywało się w oświetloną pochodniami ścieżkę, po której zbliżało się sześciu ludzi. Przybysze
mieli na sobie ceremonialne szaty Ludzi Bogów, od peleryn i pióropuszy z purpurowych i szafirowych
piór, przez skórzane, nabijane złoconymi gwozdziami przepaski na biodrach i srebrne bransolety na
rękach, aż po laski, z których każda musiała byd warta spore stado bydła.
Jeden z Ludzi Bogów ubrany był w mniej ozdobne szaty Cichego Brata, ale niósł tarczę Najwyższego
Kapłana. Tarczę z bawolej skóry zdobiło osiem Złotych Węży, ułożonych w tak skomplikowany wzór,
że człowiek nie powinien się weo wpatrywad zbyt długo. Inaczej zaczynało mu się wydawad, że węże
żyją, a ich oczy jarzą się na zielono.
Pięciu towarzyszących Najwyższemu Kapłanowi ludzi rozdzieliło się trzech przeszło na jedną jego
stronę, dwóch na drugą. Sam kapłan podszedł do Chabano. Wyglądał na pewnego siebie nawet w
zasięgu tylu włóczni; zapewne czary zapewniały mu bezpieczeostwo.
Kwanyjczycy nie śmieli nawet pytad, czym był %7ływy Wiatr, by nie otrzymad odpowiedzi, która by ich
przeraziła. %7łe dawał on Ludziom Bogom wielką moc, wszyscy dobrze wiedzieli bez potrzeby
zadawania pytao.
Wobeku, naśladując Chabano i pozostałych towarzyszy, uderzył włócznią o tarczę, oddając honory
Najwyższemu Kapłanowi. Ten oddał salut wbijając głęboko w ziemię laskę. Ziemia pod stopami
Wobeku stała się na chwilę gorąca.
Wobeku starał się robid to co pozostali. Wszyscy wyglądali na spokojnych, chod Chabano był trochę
nieufny. Najwyższy Kapłan nie uśmiechał się, jakby był z czegoś niezadowolony i miał ochotę owo
niezadowolenie dad odczud innym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]