minęły od jej ślubu, schudła. Przestała być tą szczęśliwą i uśmiechniętą
dziewczyną, którą była, zanim poznała i poślubiła Andreasa Petrakosa.
Ale lawendowy kostium nadal leżał prawie idealnie. W materiale było tak
dużo lycry, że przylegał do jej nowych, szczuplejszych kształtów.
Patrząc na siebie w lustrze, przeciągnęła drżącymi dłońmi po materiale i
próbowała przypomnieć sobie Rebekę, która niecały rok wcześniej patrzyła w to
samo lustro. Wtedy jej oczy błyszczały z zachwytu i zmysłowego zadowolenia
po namiętnych chwilach ze świeżo poślubionym mężem.
Niespełna dwie godziny pózniej była w drodze do domu, a jej życie
małżeńskie zostało za nią, rozsypane w proch.
- Miłość! - ostry głos Andreasa, z cynicznym akcentem na tym słowie,
powrócił z przeszłości. Rozbrzmiewał głośno i wyraznie w jej myślach - prawie
uwierzyła, że wszedł tu za nią i cisnął w nią tym słowem. - Nikogo nie kocham,
a już na pewno nie ciebie! Nie sądzę, żebym był zdolny do tego uczucia...
Przybyli na wyspę póznym popołudniem.
Rebeka nadal unosiła się na chmurce szczęścia, zachwycona myślą, że
jest żoną Andreasa. Jej mąż nie tracił czasu. Ledwo przeszli przez drzwi, zaniósł
ją na górę do swojej sypialni, rozebrał i kochał się z nią.
Pózniej, gdy musiał udać się do gabinetu, by zerknąć na faks, który
nieoczekiwanie przyszedł, Beka przebrała się w jednoczęściowy lawendowy
kostium i poszła popływać w basenie.
- Dołączę do ciebie najszybciej, jak się da - obiecał.
Nie było go dłużej, niż się spodziewała.
- 55 -
S
R
Była zmęczona i zastanawiała się, czy się ubrać, gdy go zobaczyła. Stał z
rękami na biodrach, z twarzą prawie białą od emocji, które sprawiły, że jego
oczy lśniły jak nocne niebo.
- Ubieraj się.
To było polecenie, rozkaz wydany z taką zaciekłością, że pomimo żaru
lejącego się z nieba, jej ciało przeszył lodowaty dreszcz.
- Chcę z tobą porozmawiać.
Powiedział to i odszedł, nie słysząc lub celowo ignorując jej drżące
pytanie, jej nerwową prośbę o wyjaśnienie.
Najszybciej jak mogła wytarła się, zdjęła kostium, włożyła dżinsy i
koszulkę, na nogi wsunęła klapki i pobiegła do gabinetu.
Andreas stał przy oknie na tle zachodzącego słońca. Czekał na nią.
- Co się stało?
- Ty mi to powiedz.
Zniknął namiętny, czuły mąż; nie było żarliwego kochanka, który chwilę
wcześniej niechętnie opuścił jej ramiona i łóżko. Co mogło się stać?
- Andreas? Co się stało? O co chodzi?
- Ty mi to powiedz. Opowiedz mi o Royu Stantonie.
Rzucił tym nazwiskiem jak włócznią, obserwując ją. Zauważył, jak
drgnęła.
- Znasz to nazwisko, tak?
Było zbyt pózno, by zaprzeczyć. Niekontrolowana reakcją ją zdradziła.
- Skąd... skąd...?
- Skąd o nim wiem? - Arogancki ruch nadgarstkiem podkreślił bezsens jej
pytania. - Zledztwo w takich sprawach można łatwo zorganizować.
- Kazałeś mnie śledzić? - Była zaskoczona. Poczuła się jeszcze gorzej,
gdy Andreas także to pytanie zignorował.
- 56 -
S
R
- Mam prawo wiedzieć, co moja przyszła żona robi z malutką fortunką,
którą jej dałem. I nie sądzę, żebyś miała prawo oceniać moje działania, skoro
dałaś te pieniądze innemu mężczyznie. A może zaprzeczysz?
- Nie...
Rebeka opadła na jedną z drewnianych ławek w przebieralni. Andreas nie
dał jej szansy nic wyjaśnić. Zarzucił ją pytaniami jak prokurator - jeszcze nie
zdążyła odpowiedzieć na poprzednie, a już padało kolejne. Przez cały czas była
związana obietnicą daną Macy. Obietnicą złożoną nowo odkrytej siostrze.
Siostrze, o której istnieniu aż do niedawna nic nie wiedziała.
Na początku Macy nie chciała mieć z nią nic wspólnego, ale potem
zadzwoniła, prosząc o spotkanie, o pomoc. Kazała Rebece przyrzec, że nikomu
nie powie.
- Nie, nie zaprzeczę.
- Dałaś mu pieniądze? - zagrzmiał Andreas. - Najwyrazniej wszystkie
pieniądze, które dostałaś ode mnie.
- Mówiłeś, że są moje.
- Wiesz równie dobrze jak ja, że to były pieniądze na suknię ślubną i
wszystko, co jeszcze chciałaś...
- Twierdzisz, że suknia, którą miałam na sobie, nie była dość dobra? -
Rebeka zaatakowała w panice, starając się wymyślić dobre wyjaśnienie.
Drżała na myśl o tym, co jej mąż mógł odkryć o Royu Stantonie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]