[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie przyszłoby mi do głowy, że macie wiele wspólnego ze sobą -
stwierdziła w końcu, nadal z tą samą lekkością. I znowu Jed wyczuł
napięcie za tymi słowami.
- Niezbyt wiele - przyznał kpiąco, patrząc na nią.
- Więc o czym rozmawialiście?
Tak, z pewnością instynkt go nie mylił: Meg denerwowała się jego
rozmową z Sonią. Ale dlaczego? Odwrócił się teraz do niej przodem,
musiał patrzeć jej w twarz, aby właściwie ocenić reakcję.
- Głównie o tobie - szepnął miękko. Zauważył błysk niepokoju w jej
oczach, ponownie zamaskowany tym zagadkowym uśmieszkiem.
106
R S
- O mnie? - Wydawała się zdziwiona. - Co też Sonia mogłaby ci o
mnie powiedzieć?
Zachowanie Meg sprawiało, że czuł się nieswojo. Wymuszonej
beztrosce zadawały kłam dłonie tak mocno zaciśnięte na kubku z gorącą
czekoladą, że aż kostki pobielały.
Słowa, które teraz padły z jego ust, nie były zamierzone, podsunął je
instynkt.
- Meg, co to za tajemnica, którą ukrywacie z Sonią? Tak wielka, że
was rozdzieliła?
Wiedział, że trafił w sedno, gdy zobaczył, że twarz Meg nagle
blednie, a w jej zielonych oczach miejsce niepokoju zajmuje prawdziwe
przerażenie.
Czuł, że gdyby ta tajemnica została wyjawiona, stanowiłaby klucz do
wszystkich ukrywanych problemów tej rodziny.
Ale nie miał pojęcia, o co chodziło.
Co mogło być tak ważne, tak istotne, że rozdzieliło Meg z rodziną od
czasu narodzin Scotta? I przez cały ten czas nastawiało siostrę przeciwko
siostrze.
Jed odwrócił się i spojrzał przez pokój na chłopczyka, który siedział
na dywanie, bawiąc się swoją farmą, z dziadkiem u boku. Obaj z
ożywieniem ustawiali zwierzęta w odpowiednich zagrodach i na polach.
Czyżby odpowiedzią miał być ten niewinny mały chłopiec, taki drobny i
beztroski?
107
R S
ROZDZIAA DZIEWITY
Meg zauważyła spojrzenie, które Jed skierował na Scotta. Przyglądał
mu się z namysłem. Musiała odwrócić jego uwagę od synka i ściągnąć ją
znowu na siebie.
- Myślę, że ktoś dodał whisky do twojej czekolady - zakpiła. - Albo
nareszcie przełamałeś pisarską blokadę i teraz ponosi cię wyobraznia.
Obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Prawdę mówiąc, spędziłem połowę nocy na pisaniu - powiedział
powoli.
- Tu cię mam - uśmiechnęła się figlarnie. - Pobudzona wyobraznia i
brak snu. I pewnie jesteś głodny po tym porannym saneczkowaniu.
Odczuła ulgę, kiedy zawołano ich na lunch. Siedziała pomiędzy
Scottem i swoim ojcem. Jed zajął miejsce po drugiej stronie Scotta, nie
miał więc okazji, by znowu wciągnąć ją w rozmowę na tematy osobiste.
Dwie godziny pózniej, objedzeni indykiem i świątecznym
puddingiem oraz opici białym winem biesiadnicy zaczęli przysypiać w
swoich fotelach, nawet Scott zdrzemnął się na kolanach dziadka, ale Jed
wymknął się na górę, jak tylko skończył się posiłek. Meg skorzystała z
okazji i oddaliła się na chwilę.
Była zbyt niespokojna, by spać, zeszła więc do kuchni, by wypić
filiżankę kawy z Bessie Sykes. Znajome ciepło kuchni przypomniało jej o
czasach, kiedy wpadała tu jako dziecko.
Może dlatego całkiem naturalne wydało się jej odwiedzenie pokoju,
który był kiedyś jej sypialnią. Była ciekawa, co matka z nią zrobiła.
Chciała sprawdzić, czy przekształciła ją w jeszcze jeden pokój gościnny, a
108
R S
może w rupieciarnię, w której przechowywano niepotrzebne meble, do
czasu, gdy znowu mogły być użyteczne.
Myliła się, żadne z tych przypuszczeń nie było prawdziwe.
Pokój wyglądał tak samo jak ostatnim razem, kiedy go widziała,
ponad trzy lata temu.
Pobladła ze zdumienia, weszła niepewnie do środka. Drżącą dłonią
dotknęła pozytywki na przykrytej koronkową serwetą toaletce, uniosła
pokrywkę, by patrzeć, jak złoty jednorożec obraca się w rytmie muzyki.
Nigdzie nie było kurzu, pajęczyn, żadnego świadectwa zaniedbania;
pokój wyglądał, jakby czekał na jej powrót.
Zamknęła z roztargnieniem pozytywkę i podeszła do łóżka. Potpourri
na nocnym stoliku zapachniało świeżymi różami, gdy je dotknęła.
Kolana ugięły się pod nią, usiadła nagle na skraju łóżka i rozejrzała
się dokoła. Nic nie rozumiała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl