wykrył daleką analogię z katastrofą, jaka wydarzyła się Luptonowi i White owi, w
stopniowym spadku akcji Grand International Tobacco w przeciągu kolejnych kilku tygodni,
w cofnięciu się poprzedniej powolnej zwyżki akcji innego towarzystwa, w na. głym
wycofaniu oferty przejęcia pewnego przedsiębiorstwa przez jeszcze inne.
Pod wpływem nagłego impulsu zadzwonił do Cassona bezpośrednio, ale rozmowa z
nim niewiele mu dała. Koperty, w których przychodziły Faktografy, należały do gatunku
najbardziej popularnego w kraju; papier, na którym je drukowano, pochodził z największych
papierni;
maszyna, na której pisano oryginał każdego Faktografu, był to model już nie
produkowany, ale w użyciu mogło być jeszcze kilka tysięcy jego egzemplarzy.
Wysłuchawszy całej masy wymówek i przeprosin, Grey wpadł w gniew. Jego wizja wydawcy
biuletynu jako człowieka żyjącego z abstrakcyjnych danych, manipulującego cenami akcji z
pewnego rodzaju wyniosłym rozbawieniem, po to, by pomnożyć swą fortunę, nabrała dlań
rumieńców życia:
siebie i tajemniczego autora widział już jako współpracowników działających we
wspólnym interesie.
- Daję panu jeszcze tydzień czasu! - wybuchnął. - Jeżeli nią znajdę się na liście
adresatów Faktografii nr 6, to jest pan u mnie skończony! Zrozumiano?
W słuchawce zapanowała ciszo. Dopiero po chwili Casson odzyskał głos:
- Prawdę mówiąc, przyszło mi do głowy, że mógłby pan zrobić jeszcze jedno... -
odezwał się. - Wahałem się, czy mam to panu powiedzieć, ale...
- Co takiego?
- Niech pan da ogłoszenie. Na przykład w Financial Times. Jestem pewien, że ten -
no, autor tych biuletynów - uważnie czytuje prasę tego rodzaju...
Grey byt już gotów odrzucić ten pomysł jako śmieszny, aie w ostatniej chwili
powstrzymał się i zacząt go rozważać. W gruncie rzeczy, jeśli trzezwo przyjrzeć się całej
sprawie, to fakty przytoczone przez Cassona, takie np, jak pospolitość materiałów, których
używano do przygotowania Faktografów, wskazywały niedwuznacznie, iż ciężko będzie
zburzyć mur anonimowości otaczający autora biuletynów. A on, Grey, bardzo chciał znalezć
tego człowieka. Chciał tego tak bardzo, że stało się to jego prawdziwą obsesją. Aapał się już
na tym, iż wyobrażał sobie wszystkie możliwe sposoby wykorzystywania reputacji, którą
cieszyły się teraz Faktografy, do obniżania cen spółek, wykupywania ich i wprowadzania z
powrotem na rynek pod nowymi nazwami w aureoli tego, co nazywał swym czarem .
Sam był zbyt niecierpliwy na to, by po prostu ściągnąć pomysł anonimowego autora i
zacząć wydawać swój własny miesięczny biuletyn o podobnym profilu. Chciał mieć do swej
dyspozycji ów zasób dobrej woli - czy raczej łatwowierności - którą zaskarbił sobie autor
istniejącej wersji biuletynu.
- Sądzę, że powinniśmy zamieścić kilka anonimowych ogłoszeń również w innych
pismach - odezwał się Casson.
- Anonimowych? - przerwał mu Casson. - Boże broń! Czy chce pan zniszczyć dobre
wrażenie, jakie robią pańskie - jakże, niestety, rzadkie - trafne pomysły? Dlaczego
anonimowych? Jeśli będzie wiadomo, że Mervyn Grey interesuje się Faktografem, to będzie
to dyplom uznania, na którym temu facetowi zależy, i prawdopodobnie na wet największych
sceptyków zapędzi to na jego podwórko. Tak, w ten sposób pozyskam sobie jego
wdzięczność... No, a teraz do roboty! Niech pan natychmiast zamieszcza te ogłoszenia, i to
podpisane moim nazwiskiem!
W sześć dni pózniej w porannej poczcie znalazła się zwykła koperta poczty lotniczej
zawierająca pół arkusza zwykłego białego papieru i zaadresowana do Mr Mervyna Greya,
Mervyn Grey Enterprises, Grand Bahama Island List napisany na maszynie brzmiał krótko:
Widzę, że przejawia Pan zainteresowanie kolejnym numerem mojego Faktografu.
Bardzo słusznie! Z przyjemnością sam pokażę Panu egzemplarz. Proszę przyjść osobiście .
U góry kartki znajdował się adres nadawcy; było to małe miasteczko położone kilka
mi! na północ od Londynu. U dołu zaś widniał podpis autora listu: George Handling. I nie
tylko typ czcionki był tu ten sam, co typ czcionki używany w Faktografach, ale także ta sama
nieudolność w sposobie pisania: w kilku linijkach listu jego autor popełnił przynajmniej z pół
tuzina błędów.
Grey z triumfem polecił swej sekretarce, żeby zakupiła mu bilet na najbliższy samolot
odlatujący do Anglii. Już chciał jej kazać, by połączyła go z Cassonem, ale w ostatniej chwili
zmienił zamiar. Albowiem chociaż pomysł Cassona z poszukiwaniem wydawcy Faktografów
za pośrednictwem ogłoszeń przyniósł rezultaty, to jednak jego agent potrzebował
nieprawdopodobnie długiego czasu, żeby w ogóle na to wpaść. Z Cassona więc - zdecydował
Grey - należałoby zrezygnować na korzyść kogoś młodszego i bardziej przedsiębiorczego, ale
lepiej będzie sprowokować go do rezygnacji niż otwarcie udzielić mu dymisji. A najlepiej,
oczywiście, byłoby posłać go na emeryturę, nie po to, żeby nie ranić jego uczuć (ludzi, którzy
nie potrafili dać sobie rady w życiu, Grey uważał za zbędny ciężar i nie ruszyłby palcem,
żeby im pomóc), lecz po prostu dlatego, że nie chciał ujawniać wewnętrznych konfliktów
swego finansowego imperium.
Zrobimy więc tak, pomyślał: Udam się do Anglii nie powiadamiając przedtem nikogo
o swym przyjezdzie, następnie pojadę do domu czy urzędu tego^pana Handlinga i
przedstawię mu korzystną propozycję . W stosownym czasie mógłbym mu nawet
zaproponować objęcie stanowiska Cassona, jeśli inne talenty Handlinga dorównują [ Pobierz całość w formacie PDF ]