Smołki, jeden przez drugiego komentując jakiś ciekawy widok.
Przepchnęłam się przez zebranych, zajrzałam i zdębiałam - kobyła z zamkniętymi
oczyma leżała na grzbiecie, z wszystkimi czterema nogami w górze, od czasu do czasu
podrygując lewą tylną.
Spiesznie gwizdnęłam. Smolka z sennym westchnieniem przekręciła się na brzuch
i wstała, słodko się przeciągając, zupełnie jak kotka. Zanim zdążyłam zdjąć skobel, ona
sprężyła się i z łatwością przeskoczyła przez niewysokie drzwiczki. Ciekawskich ze stajni
wymiotło. Wal, nie zwracając uwagi na zachowanie mojej kobyły, spokojnie siodłał
swojego truposza - wyraznie słaniającego się na nogach wałacha z zapadniętym ze
starości grzbietem. Podprowadziłam Smołkę do progu, żeby na nią wskoczyć, ale
spojrzałam na trolla i się rozmyśliłam:
- Wiesz co, oszuście jeden, zdejmuj no siodło!
Najemnik się skrzywił. Siodło w odróżnieniu od wałacha nie miało jeszcze
dziesięciu lat i nawet bez zdobień wydawało się dobrze zrobione oraz wygodne. Czyli
akurat takie, jakiego potrzebowałam.
- No dawaj, dawaj - popędziłam go. - Odmeldujesz się u kupca, to kupisz sobie
nowe.
- Może wez poczekaj chwilę? Jak tylko on mi zapłaci, to ja ci oddam dług, co,
foczko? - błagalnym tonem zapytał Wal. - Ja to siodło sobie cenię jako pamiątkę, przez
całą Belorię w nim przejechałem! Trzy konie pod nim zdechły, a ono ciągle jak nowe!
- O nie, panie najemniku, drugi raz ze mną ten numer się nie uda. Zdejmuj siodło,
i to żywo, bo zabiorę razem z koniem, tak jak proponowałeś na początku!
Troll, w barwach i z uczuciem opisując wszystkich moich krewnych, rozpiął
popręg i cisnął siodło prosto w moją pierś. Zachwiałam się, ale ustałam na nogach, po
czym zadowolona zwróciłam się w kierunku Smołki. Niestety, kobyła nie podzielała
mojego entuzjazmu - z przestraszonym chrapnięciem położyła uszy po sobie i cofnęła się,
zdecydowanie odmawiając bycia osiodłaną.
- Wal, przytrzymaj ją, co?
Troll wyszczerzył się i demonstracyjnie skrzyżował ręce na piersi.
Okrążyłyśmy stajnię trzy razy. Kobyła z niezmiennym szacunkiem, lecz twardo
dawała do zrozumienia, że nie życzy sobie nosić pamiątki po trzech zdechłych
wierzchowcach. Wreszcie udało mi się zagonić paskudę jedną do rogu i z rozmachem
założyć na nią siodło. Smołka z zaskoczenia aż przysiadła, a ja natychmiast zaciągnęłam
popręg i otarłam pot z czoła.
Kobyła otrząsnęła się z niezadowoleniem, bez trudu sięgnęła zębami do
przedniego łęku i w zamyśleniu nadgryzła go, pozostawiając wyrazny ślad zębów.
Mściwie pstryknęłam Smołkę w nos.
- Wiesz, co ja myślę? - z namysłem stwierdził troll. - Aapy strzyga ma cztery, a na
dokładkę sporawy łeb. Może pochodzić sobie po mieście i popytać, czy nie znajdą się
jeszcze jacyś niepocieszeni krewniacy?
- Yhy, a potem stanąć na rynku i sprzedawać resztki na wagę - potaknęłam
złośliwie.
- A co? Wcale niezły pomysł! - ożywił się troll. Pokręciwszy palcem koło skroni,
wskoczyłam w siodło. Dzięki strzemionom nie musiałam już szukać odpowiedniego
pieńka czy płotka. Choć z drugiej strony do samej Dogewy nie zamierzałam już zsiadać z
konia.
Dzień dobry - odpowiedziałam niepewnie. - A co się stało?
- Skąd wzięłaś tego konia? - zapytał Starszy poważnym tonem zamiast powitania.
- Kupiłam - poczułam przypływ ostrożności i na wszelki wypadek skłamałam.
Wampiry spojrzały po sobie z jeszcze większym zaskoczeniem.
- Przecież to niemożliwe! - stwierdziły jednogłośnie. - Ani kupić, ani ukraść, ani
się wymienić! K'iardy same wybierają sobie panów i w żadnym razie nie mogą nimi być
ludzie!
Smołka prychnęła z urazą, dając do zrozumienia, że jakieś tam wampiry nie będą
jej dyktować, jak powinna była postąpić.
- Chyba żeby... - Kella zaczęła zdanie, ale natychmiast je urwała, porażona własną
myślą. - O nie... On nie mógł tego zrobić!
Niespokojna ciekawość, z jaką wampiry obmacywały mnie spojrzeniami, wydała
mi się nieco niezdrowa. Starszy nawet stanął na czubkach palców, próbując zajrzeć mi za
kołnierz, ale w tym momencie Smołce znudziła się natarczywa uwaga nieznajomych,
więc dzwięcznie strzeliła kłami tuż przed samym nosem wampira.
- A gdzie Len? - spytałam, mitygując kobyłę, a raczej bawiąc się z nią w
przeciąganie postronka, który wredna bestia w jakiś sposób jednak zdołała zahaczyć
zębami.
ROZDZIAA DZIEWITY
Smołka niczym czarna strzała pędziła po wydeptanej drodze, potajemnie mając
nadzieję, że uda jej się uciec spod siodła. Od czasu do czasu oglądała się, prychała z
oburzeniem i przyśpieszała. Dzień konnej jazdy pokonałyśmy w jedno popołudnie, aż
uszy mnie bolały od podmuchów wiatru, a kobyłka nawet nie straciła oddechu. Gdy
przekroczyłam granicę Dogewy, wymieniając niedbały ukłon ze strażnikiem, nie zaczęło
jeszcze zmierzchać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]