[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy zniesie tyle przyjemności. Nie potrafiła już myśleć. Całą sobą chłonęła
nieznane dotąd doznania. Gdy zaczął się zbliżać kulminacyjny moment, Whit
podniósł głowę. Chciała głośno zaprotestować, ale wydała tylko okrzyk
rozczarowania.
Whit przysunÄ…Å‚ usta do jej ucha i szepnÄ…Å‚:
- To jeszcze nie koniec, kochanie.
Przytulił się do jej pleców i powoli wślizgnął się do jej wnętrza. Jedną
ręką dotykał jej piersi, a drugą delikatnie kontynuował to, co przed chwilą
rozpoczął ustami. Mallory zatraciła się zupełnie w intensywnej i przeszywającej
96
R S
przyjemności, której doświadczyła po kilku minutach jego pieszczot. Whit
przytulił ją, a potem obrócił do siebie i spojrzał czule w oczy.
- Mallory, nie pozwól sobie nigdy powiedzieć, że jesteś kiepska w łóżku.
Jesteś najlepszą kochanką, jaką kiedykolwiek miałem.
Mallory wiedziała, że był to ogromny komplement, jednak zabolała ją
myśl, że Whit widzi ją w ramionach innego. Problem polegał na tym, że nie
chciała się już nigdy kochać z nikim innym. Chciała jego i tylko jego. A to było
niemożliwe. Uświadomienie sobie tych uczuć sprawiło, że poczuła chęć
ucieczki. Ale nie mogła sobie na nią pozwolić, przynajmniej dopóki nie zajdzie
w ciążę.
Musiała się jednak teraz od niego odsunąć. Jego bliskość zaczynała jej
sprawiać ból. Nie chciała wyjść z tej całej sytuacji ze złamanym sercem.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał, gdy wstała i włożyła szlafrok. - Jeśli do
kuchni, to ja również mam ochotę coś przegryzć.
- Idę do siebie, do łóżka.
- Zwietny pomysł. - Whit wstał i wziął ją w ramiona. - Zawsze chciałem
wypróbować twoje łóżko.
Chciała się wysunąć z jego ramion, ale zabrakło jej siły.
- Idę spać sama, Whit. Zresztą, obydwoje musimy rano wcześnie wstać.
Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w usta.
- Taki mam właśnie plan. Obiecuję, że wstanę bardzo wcześnie. Dlatego
właśnie chciałbym być wtedy w twoim łóżku.
- Nie dzisiaj. Muszę jeszcze trochę popracować. - Wysunęła się z jego
ramion.
- Mallory, naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak bardzo unikasz łóżka.
- Wcale nie unikam łóżka - skłamała Mallory. - Po prostu wolę spać sama.
- No dobrze. Nie znaczy nie. Do zobaczenia rano. - Z markotnÄ… minÄ…
ruszył w stronę swojej sypialni. Gdy dotarł do schodów, odwrócił się jeszcze raz
w jej stronÄ™.
97
R S
- Chcę więcej, Mallory. Dużo więcej. Rozumiesz?
Rozumiała. Będzie się z nim kochać jeszcze kilka razy i w końcu
odejdzie, miejmy nadzieję, że z dzieckiem. To wszystko, co Whit może jej
ofiarować.
- Mam zamiar jeszcze się z tobą kochać - oznajmiła chłodno i spokojnie,
jak przystało na profesjonalnego prawnika. - Przynajmniej przez kilka
najbliższych dni, dopóki trwa owulacja.
- To dobrze - skwitował, patrząc na nią przeciągle z nieodgadnionym
wyrazem twarzy, po czym wbiegł po schodach na górę.
Mallory została sama, czując się tak, jakby pędziła rozpędzonym
samochodem i nie potrafiła odnalezć pedału hamulca.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Pani McMillan do ciebie.
Zaskoczona Mallory spojrzała na Rozalyn zaglądającą przez drzwi.
- Myślałam, że jeszcze jest poza miastem.
Rozalyn weszła do gabinetu i zaniknęła za sobą drzwi.
- Dotarły do niej słuchy o zamiarach męża i wróciła wcześniej.
Co za koszmarny początek tygodnia, pomyślała Mallory, zerkając na
wiszący na ścianie zegar.
- Poproś ją, żeby wróciła po południu. Za trzydzieści minut muszę być w
sądzie na rozprawie państwa Wilkinsonów.
- Przed chwilą dostałam informację o odroczeniu posiedzenia. Jego
prawnik twierdzi, że myślą o ugodzie.
- Naprawdę? Kiedy ostatnio tu byli, mało nie skoczyli sobie do oczu.
- Pewnie wrócili do domu i rozładowali emocje w łóżku.
98
R S
Dlaczego wszyscy dookoła myśleli tylko o seksie? Sama Mallory czuła,
że przez kilka ostatnich dni nie jest w stanie myśleć o niczym innym.
Ale dość tego, teraz należało się zająć zrozpaczoną matką, która mogła
stracić swoje dziecko.
- PoproÅ› jÄ… do gabinetu.
- Już się robi. Przyszła z dzieckiem.
Mallory doskonale rozumiała, że Anna nie chce się teraz rozstawać z
synkiem. Bardzo go kochała. Uczucie wyraznie się malowało na jej twarzy, gdy
wkroczyła do gabinetu, niosąc w ramionach śpiące dziecko. Mallory wskazała
jej miejsce na kanapie i przysunęła swoje krzesło.
- Jest uroczym chłopcem.
Anna pogładziła drżącą ręką jasne włosy dziecka.
- On jest dla mnie najważniejszy na świecie. Dlatego przyszłam.
- Rozalyn wspomniała, że wie już pani o zamiarach swojego męża.
- Sam zadzwonił i mi o nich powiedział. To wszystko jest niedorzeczne.
Nigdy mu nie zależało na kontakcie z Robbiem. Ani razu nie zmienił mu nawet
pieluszki. Nie rozumiem, dlaczego to robi. - Chlipnęła, wycierając mokre oczy
chusteczkÄ….
- Chociaż, nie, wydaje mi się, że rozumiem. Chce się na mnie zemścić za
to, że złożyłam pozew o rozwód.
- To bardzo prawdopodobne - zgodziła się Mallory. - Proszę się jednak
nie martwić na zapas. Sądy wciąż chętniej przyznają prawo do opieki matce,
chyba że istnieją poważne przesłanki, że jest nieodpowiednią osobą do
zajmowania siÄ™ dzieckiem.
- Richard będzie się starał tego dowieść. Myślę, że będzie chciał mnie
zdyskredytować, opowiadając o mojej przeszłości.
- Co ma pani na myśli? - zapytał zaniepokojona Mallory.
- Podczas studiów pracowałam w nocnym klubie. Byłam kelnerką, nie
rozbierałam się dla klientów. Richard często tam przychodził i pewnego
99
R S
wieczoru zaczął rozmowę. Zaczęliśmy się spotykać. Rzuciłam pracę na jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl