[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez ich asysty.
111
Opadłam na oparcie i wzięłam głęboki wdech. No dobra. Fakt, że każdy twój krok
jest obserwowany, jest raczej średnio przyjemny. No i przy Fróken Killroy,
Darylu i Theodorze oraz przy dziennikarzach, tak - i nawet przy Ingrid - przez
ostatnie cztery godziny nie miałam chwili dla siebie. W głowie mi się nie
mieści, że tak może wyglądać każdy dzień.
Nic dziwnego, że Carina marzyła, żeby choć przez jedno popołudnie poudawać
zwyczajną, chodzącą w dżinsach, wolną istotę ludzką.
- No dobra, bycie księżniczką jest beznadziejne - powiedziałam na poły z
rezygnacją, na poły z przekąsem. - Ale i tak nie mogę się doczekać chwili, kiedy
włożę dziś wieczorem suknię balową.
Ingrid pochyliła się ku mnie i położyła dłoń na moim kolanie.
 To nie czyni cię złym człowiekiem  powiedziała z udawaną powagą, a ja się
roześmiałam.
Gdy samochód zatrzymał się przed hotelem, poczułam lekki dreszczyk emocji.
Zostało mi już tylko przygotowanie się do balu. I muszę przyznać, że chociaż
bardzo martwiłam się, że coś tego wieczoru popsuję, byłam naprawdę
podekscytowana. Odgrywanie roli Kopciuszka to będzie przeżycie jedyne w swoim
rodzaju.
17
Wejście do ambasady przypominało wejście do krainy baśni. Ale nie do takiej
strasznej, w której na przykład zjada kogoś wilk. Wszystko i wszyscy w tym
budynku wydawali się jaśnieć. Zciany pokryto gęstą draperią z aksamitu w kolorze
112
wina, a każda rzecz ze złota lub brązu lśniła w migoczącym świetle ogromnych
żyrandoli. Kobiety były obwieszone biżuterią, a ich suknie zawstydziłyby gwiazdy
z czerwonego oscarowego dywanu. Goście sączyli szampana z kryształowych
Strona 43
PDF created with FinePrint pdfFactory Pro trial version http://www.fineprint.com
Brian Kate (Scott Kieran) - Ksiezniczka i zebraczka
kieliszków, a pięcioosobowa orkiestra grała muzykę poważną na tyle głośno, że
wzbijała się ponad ściszone rozmowy. Zmiana wyrazu twarzy z totalnego
oszołomienia do spokojnej obojętności zajęła mi dobrą chwilę. Miałam nadzieję,
że nikt nie zauważył, jak opadła mi szczęka, nim zdołałam w końcu zamknąć usta.
- Och! Idzie księżna Tamizy - mruknęła pod nosem Ingrid, gdy nagle podeszła do
nas ogromna kobieta, której suknia składała się głównie z rozcięć. - Zapytaj ją,
jak się ma kochany słodki Muffy.
Serce zabiło mi mocniej, przeczuwając pierwszy poważny sprawdzian.
- Księżniczko Carino! - wykrzyknęła kobieta, a zapach jej mocnych perfum prawie
zatkał mi nos. - Co za przyjemność znowu cię zobaczyć. - Skłoniła się lekko, a
potem ujęła moje ręce w swoje dłonie. - Mam nadzieję, że twoi rodzice dobrze się
miewają.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam, zerkając na Ingrid. -A jak się miewa
kochany... słodki... Mufry? - Przechyliłam lekko głowę tak, jak to robi Carina,
gdy zadaje pytanie.
Księżna aż się zarumieniła z zadowolenia.
- Och, jaka jesteś kochana, że pamiętasz o mojej biednej małej psince! Obawiam
się, że cierpi nieco na artretyzm, ale poza tym wszystko dobrze. - Uśmiechnęła
się. Chyba naprawdę wzruszyło ją moje pytanie. - Cóż, nie zatrzymuję cię. Na
pewno czekają na ciebie setki ludzi.
Setki? Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że nagła fala gorąca, która mnie
zalała, nie jest widoczna w postaci rumieńców. Muszę przeprowadzić setki rozmów?
- Dziękuję. Miło mi było spotkać panią ponownie.
113
Ingrid wzięła mnie pod ramię i poprowadziła przez salę.
- Wyszło idealnie. Może jednak wcale mnie nie potrzebujesz.
- Jeśli mnie zostawisz, zabiję cię - syknęłam. Ingrid roześmiała się i klepnęła
mnie w plecy. Całkiem mocno.
- Ugrzęzłaś ze mną na resztę wieczoru. Nie martw się.
Fróken Killroy stała na drugim końcu sali i rozmawiała z jakimś dystyngowanym
mężczyzną w smokingu. Roześmiała się i przycisnęła dłoń do piersi. Nagle zdałam
sobie sprawę, że ona z nim flirtuje. To dobrze. Może to zajmie ją na resztę
wieczoru. Mniej martwiłam się, że palnę coś w obecności przypadkowego
dygnitarza, niż tym, że nabroję przy niej.
Kilka osób podeszło do mnie i Ingrid i przedstawiło się. Kelner zaproponował nam
szampana. Ingrid szybko złapała kieliszek, a ja odmówiłam. Muszę zachować
trzezwą głowę.
W końcu otworzyły się podwójne drzwi i kelner w białym smokingu oznajmił:
- Panie i panowie! Podano do stołu!
- Doskonale - stwierdziła Ingrid, gdy tłum zaczął się przesuwać w stronę drzwi.
- Teraz przez jakiś czas będziesz musiała tylko zagadywać ludzi przy naszym
stoliku.
-1 pamiętać, którego widelca użyć, pamiętać, żeby nie trzymać łokci na stole, i
pamiętać, żeby siedzieć prosto i bla, bla, bla...
Ingrid uśmiechnęła się krzywo.
- Księżniczka nigdy nie mówi  bla".
Jakoś udało mi się przeżyć kolację bez większych wpadek. Pewnie dlatego prawie
niczego nie tknęłam. Na przystawkę podano jakąś wymyślną sałatkę z kraba i
awokado, której nie mogłam jeść, bo mam uczulenie na awokado. Ale cieszyłam się,
bo ułożono ją w tak wyrafinowaną wieżę, że nie miałam pojęcia, jak elegancko się
do niej dobrać. Potem podano móżdżek, które-
114
go nie ruszyłabym, nawet gdyby mi dopłacano. Co za ironia losu  właśnie za to
mi płacono, ale co mi tam.
Przełknęłam odrobinę polędwicy, ale trafił mi się kawałek tłuszczu i strasznie
długo zbierałam się na odwagę, żeby dyskretnie wypluć go do serwetki. Potem już
za bardzo się denerwowałam, żeby cokolwiek zjeść.
Na szczęście z ludzmi przy naszym stoliku rozmawiało się bardzo przyjemnie.
Siedziałyśmy z księciem i księżnąNeandaru oraz ich dziećmi - Vivian i Victorem.
Vivian studiowała w Yale, a Victor chodził do szkoły z internatem w
Massachusetts. Byli właściwie takimi samymi Amerykanami jak ja.
- Co sądzisz o L.A.? - spytała mnie Vivian, kiedy z całych sił starałam się jeść
sernik jak księżniczka i nie połknąć połowy za jednym zamachem. Umierałam z
głodu.
- Och, bardzo mi się podoba - odparłam automatycznie. -Ale chciałabym wyjechać
do szkoły na wschód, tak jak ty.
Ingrid kopnęła mnie pod stołem i musiałam bardzo się skupić, żeby się nie
skrzywić.
Strona 44 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl