jeden z nich przetrwa kilka następnych godzin, zważywszy że przebiłem go w pobliżu
serca. Bardzo silnie krwawił.
-Czarnoksiężnik cię zaatakował?
-Nie.-w końcu włożył nóż do pochwy na swojej talii, a pózniej włożył broń do
kabury, na jego plecach.-Nie ruszył się spod zamkniętych drzwi.
-Jego zadaniem było pilnowanie i wyjście z hotelu niezauważonym.-skomentował
Valerio.-Cisza. %7ładnego hałasu dochodzącego z pokoju, podczas gdy oni zajmowali się
swoim małym zadankiem. Kiedy stało się oczywiste że oni nie mogą cię zabić, mogą
próbować ponownie. Nie możesz tu zostać.
-Nie opuszczę tego miasta, dopóki zajmuję się tą sprawą.-powiedziałam.-Po
wszystkim, to będzie moja domena.
-To jest śmieszne.-wybuchnął Stefan.
Po tym jak dzisiejszej nocy zajmiemy się wilkołakami i Ferko, ktoś inny nie
będzie do mnie chętnie podchodził, niezależnie od tego kto wydaje rozkazy.
Odepchnęłam się od drzwi i ruszyłam w kierunku Valerio i drzwi. Grymas wykrzywił
kąciki moich ust kiedy moje oczy błądziły po porozrzucanym puchu z poduszek i krwi
wsiąkającej w dywan. To był mały, śliczny pokój i to był wstyd że został zniszczony
przez zmiennokształtnych. Oczywiście byłam jeszcze bardzo zaskoczona tym, że Danaus
wrócił do pokoju i że chronił mnie, bez patrzenia na moją bezradną postać.
-Idziemy?-zapytał Stefan, ruszając w kierunku drzwi. Danaus sięgnął po płaszcz
na podłodze, podczas gdy Stefan obszedł mnie.
-Danaus, możesz tutaj zostać.-powiedziałam. -Odpocznij trochę. Masz za sobą
długi dzień.- wolałam mieć go ze sobą, ale skoro wpadł wcześniej w pułapkę trzech
wilkołaków i nie spał w ciągu dnia, to nie jest w swojej szczytowj formie bojowej.
Jechaliśmy do całej sfory wilkołaków, podczas pełni księżyca. To była jedna z najbardziej
niebezpiecznych rzeczy jakie robiłam. Nie byłam w stanie pilnować również jego
pleców.
-Idę.-warknął, wkładając jedno ramię w rękaw płaszcza, zanim w końcu wciągnął
go na siebie.- Potrafię rozpoznać te które próbowały cię zabić.- Nie zamierzał
przejmować się zmianą brudnych ubrań. Podczas gdy ja z drugiej strony, dzięki Valerio
nabyłam nowe ubrania i płaszcz, podczas mojego pobytu w Wiedniu.
-Wszyscy będą mieć postać wilków.-przypomniałam mu.- Teraz wszyscy będą
musieli spotkać się w lesie i się przemienić. Będziemy musieli polować na nie w lesie,
jeden po drugim.
-Tak ale nie uciknął, kiedy będą martwi lub nieprzytomni.-przeciwdziałał Danaus.
Uśmieszek powrócil na wargi Stefana.-Dorwiemy te które próbowały zaatakować
Mirę. Dorwiemy je wszystkie.- To była wstrętna prawda, i liczyłam że nie będę musiała
ujawniać jej łowcy. Wilkołaki próbowały zaatakować nie tylko strażnika domeny, ale
również członka sabatu. Musieliśmy pozbyć się ich tyle ile tylko to możliwe, aby dać
przykład wszystkim którzy rozważali bunt przeciwko władzy.
-Jak wielu ich tam jest?-zapytał Danaus, pozornie niewzruszony naszymy
intencjami.
-Niewiadomo.
Valerio przenosił się z jednej nogi na drugą, a wyraz jego twarzy był
niespokojny.-Sądząc po innych sforach z dużych europejskich miast, powinno być ich co
najmniej tuzin, a mało prawdopodobne jest to że są dwa tuziny. -Moj wyraz twarzy
wpasował się w jego, kiedy spojrzałam na mojego starego przyjaciela. Valerio nie był
typem który brudzi sobie rączki. Widziałam go w kilku walkach, i był pozytywnie
niebezpieczny. Ale wtedy, walki były jeden na jeden z innym nocnym wędrowcem. Nie
wiedziałam, czy ma jakieś doświadczenie w walce ze sforą wilkołaków. Niestety, ja tak.
To nie było fajne.
-Więc będziesz potrzebować mojej pomocy.-powiedział Danaus, kierując się do
drzwi. Kiedy Stefan i Valerio zaczęli wychodzić z pokoju, złapałam rękaw Danausa,
zatrzymując go.
Dziękują ci, że chroniłeś mnie. Powiedziałam bezgłośnie, by inni nie mogli
naruszyć naszej prywatnej chwili.
Nie chroniłem niczego. Odpowiedział, złość nadal wypełniała każde jego słowo.
Chronisz mnie. Niewielu to robi. Naciskałam, trzymając go, gdy próbował się ode
mnie odsunąć.
Valerio...
Valerio dał mi miejsce do spania. Nie zrobił nic więcej. Ty walczyłeś dla mnie.
Obiecałem cię chronić. Jego słowa zmiękczyły coś w moim mózu. Przypominało
to pieszczotę kochanka, kiedy jego gniew się rozproszył. Będę chronić cię przed
wszystkimi. Obiecuję.
Zostawcie sobie długie, tęskne spojrzenia na inną chwilę.- zawołał Stefan, stając
przy drzwiach.
Danaus i ja mamy przed sobą jeszcze długą drogę, ale przynajmniej wiedziałam
że nie zostawi mnie dla człowieka. Olbrzymia, czarna przepaść nadal nas dzieliła.
Musieliśmy ją zamknąć, a nie byłam pewna czy to wogle jest możliwe. Ale byłam
gotowa spróbować. Nie zostawił mnie dla człowieka. To już jakiś początek.
Na razie musiałam pozostawić z boku, myśli o moim chwiejnym i łamliwym
związku z łowcą. Musiałam dopaść kilka wilkołaków, a byłam pewna że Danaus zobaczy
tę część mnie, którą wolałabym zostawić ukrytą. Nie chciałam by zauważył, jak staram
się ukryć uśmiech podniecenia, podciągający kąciki moich ust. Nie chciałam by wiedział
jak bardzo chcę być w lesie, gonić ich, słyszeć ich krzyki bólu. Oni zaatakowali Danausa,
próbując zabić mnie. Byłam gotowa, by odebrać zapłatę.
Rozdział Siedemnasty.
Lasy były gęste. Denerwujące milczenie ciążyło nad nami, kiedy szliśmy po
warstwach śniegu. Skrzypienie naszych stóp, rozchodziło się echem przez chłodną,
krystaliczną noc. Pochylając się przed niskimi gałązkami, byłam wdzięczna Valerio że
kupił mi parę czarnych skórzanych spodni, solidne buty i czarny golf. Gdy szłam, mój
nowy czarny płaszcz powiewał na wietrze.
Nie było wątpliwości że wilkołaki zebrały się przed nami, ani że nie mogliśmy się
do nich podkraść, przez skrzypienie śniegu. Według moich obliczeń, mieliśmy do
czynienia z szesnastoma wilkołakami, z różnym wiekiem i siłą. W szczególności jeden,
był wystarczająco silny bym mogła się domyślić że jest to Ferko - alfa sfory Budapesztu.
Uśmiechnęłam się, przez co moje kły zachaczyły o dolną wargę. Ferko i ja urządzimy
sobie małą pogawędkę, o tym kto jest prawdziwą siłą rządzącą Budapesztem.
Po tym jak przeszliśmy ponad półtora kilometra w siarczystym mrozie, doszliśmy
do polany znajdującej się w śroku lasu. Niektórzy zmiennokształtni już zmienili się w
wilki. Grube płaszcze chroniły ich od wiatru, który zaczą wiać z góry, ciągnąc za sobą
płatki śniegu z drzew nad nami i mieszając je z powietrzem. Niskie powarkiwania
rozbrzmiewały się przez krąg, ale nie było innego dzwięku dzięki któremu mogłyby się
porozumieć. Naprzeciw mnie stał mężczyzna z długimi, rozczochranymi, brązowymi
włosami i oczami, które zdawały się być pozbawione tego mroku. Stał w śniegu, z nagim
torsem a jego koszula i płaszcz leżały na ziemi, niedbale rzucone tuż za nim.
-Ferko, jak sądzę.
-Krzesicielka Ognia.- Głos dudnił w jego piersi jak grzmot.
-Wierzę, że mamy coś do przedyskutowania.
-A co to jest? Twoja nowa pozycja nocnego wędrowca opiekującego się
Budapesztem?-powiedział drwiącym tonem, przez który zacisnęłam zęby, ale mój
uśmiech ani na moment się nie załamał.
-Jestem bardziej zaniepokojona wilkołakami, wysłanymi by mnie zabić za dnia.-
odpowiedziałam beztrosko, jakbyśmy wcale nie rozmawiali o zamachu na moje życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]