[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne z Piersem. Taksówka, która zajechaÅ‚a przed dom, jesz­
cze tylko pogÅ‚Ä™biÅ‚a smutek dziewczyny. ByÅ‚ to stary sa­
mochód i Alyssia obawiała się, że nie dojedzie nim do
lotniska.
To byłoby prawdziwie znaczące zwieńczenie mojego
pobytu we Francji, gdyby ten grat zepsuł się po drodze,
pomyślała gorzko.
Na szczęście zdążyła na samolot. Nie wyjrzała przez
okno, dopóki maszyna nie wzbiła się w powietrze.
Gdy tylko dotarła do Londynu, zadzwoniła do Simone.
Opowiedziała przyjaciółce o wszystkim, co zaszło między
nią a Piersem i jak postanowiła skończyć ich dziwaczny
związek. Pod koniec rozmowy szlochała w słuchawkę.
Simone nie wiedziała, jak mogłaby pocieszyć Alyssię.
Dziewczyna jednak wyjaśniła Francuzce, że cieszy się, iż
mogła się po prostu komuś wyżalić i to jej w zupełności
wystarczy.
- Już się uspokoiłam i nie myślę o nim - powiedziała.
- Tak? Szczerze mówiąc, sądzę... że zrobiłaś wielki
błąd. Coś iskrzyło między wami, a ty pozwoliłaś, żeby
zgasło. Stanowilibyście idealną parę, czułam to.
- Cóż, teraz już niczego nie odkręcę - przerwała jej
Alyssia.
ZdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że to, czego najmniej teraz potrze­
bowała, to rozgrzebywanie już i tak zakończonej sprawy.
Rozmyślanie nad tym, co mogłoby się stać, nie miało
zupełnie sensu.
Cały następny tydzień spędziła, dryfując w pozamate-
rialnym świecie, poruszając się niczym automat. W końcu
jej ojciec, widząc, że córka bez celu krąży po pokojach,
spytał zirytowany:
- Czy ty nie masz nic do roboty? Snujesz siÄ™ tak i snu­
jesz...
- Prawdę mówiąc, nie. Nic sensownego nie przychodzi
mi do głowy.
Jeśli tak mam spędzić całe swoje życie, to lepiej będzie,
jeÅ›li szybko znajdÄ™ coÅ›, czym mogÅ‚abym siÄ™ zająć, pomy­
ślała.
Czuła się podle, że okłamała Piersa, mówiąc o swoich
uczuciach. Nie chciała jednak, żeby to wszystko sprawiło,
że zamieni siÄ™ w żaÅ‚osnego ducha, bÅ‚Ä…dzÄ…cego po poko­
jach i korytarzach.
Z drugiej strony, to przecież oczywiste, dlaczego czuję
się tak fatalnie, myślała. Kocham Piersa i pewność, że
nigdy już go nie zobaczę, zabija mnie, stwierdziła.
Nie mogła przestać o nim marzyć. Prześladował ją
w dzień i w nocy. Wielokrotnie wmawiała sobie, że jest
tylko łajdakiem, który zabawił się jej kosztem. Niestety,
nie zmniejszało to jej bólu.
Czas leczy rany, pocieszała się. Zapomnę o nim.
Niemniej jednak w chwili obecnej widziała przed sobą
widmo samotnych dni przeciÄ…gajÄ…cych siÄ™ w nieskoÅ„­
czoność.
Wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak
bardzo uzależniła się od Piersa. Dopiero teraz to do niej
dotarło.
Alyssi brakowało jego energii, codziennych żartów,
a nawet jego zgryzliwych uwag.
Pod koniec tygodnia zadzwoniła do Jonathana, żeby
powiedzieć mu, że zrywa zaręczyny. To, czego wcześniej
się tak bardzo obawiała, okazało się wręcz dziecinnie pro-
ste. Wiedziała, że załatwienie takiej sprawy przez telefon
było z jej strony tchórzostwem, ale nie przejęła się tym.
ZdecydowaÅ‚a, że Jonathan nie zasÅ‚ugiwaÅ‚ na wiÄ™cej wy­
siłku z jej strony.
O dziwo, sam Jonathan zniósł to ze stoickim spokojem.
Ucieszyła się, że nie próbował przekonać jej, że podjęła
złą decyzję.
W sobotÄ™ wieczorem, czujÄ…c, że musi coÅ› ze sobÄ… zro­
bić, oznajmiła zaskoczonemu ojcu, że wychodzi.
- Zwietny pomysł - przyznał po chwili pan Stanley.
- Nie mogę już słuchać twojego smętnego marudzenia
- dorzucił, uśmiechając się do córki.
- Wcale nie marudzę- zaprotestowała.
- No dobrze, idz i baw siÄ™ dobrze.
Przekomarzając się z ojcem, poczuła się nieco lepiej.
Postanowiła, że pójdzie na Covent Garden do sklepu
dla artystów. SpacerujÄ…c miÄ™dzy półkami, wybieraÅ‚a pÄ™dz­
le, farby oraz blok. KupiÅ‚a to wszystko z myÅ›lÄ…, iż na­
maluje Piersa Morrisona.
Szybko wróciła do domu, nie mogąc się doczekać, aż
zacznie malować.
MiaÅ‚a nadziejÄ™, że w ten sposób Å‚atwiej bÄ™dzie jej wy­
rzucić Piersa z myśli.
Zasiadła do pracy. Malowanie pochłonęło ją bez reszty
i ojciec musiaÅ‚ jÄ… kilkakrotnie wzywać na posiÅ‚ki, bo zu­
peÅ‚nie o nich zapominaÅ‚a. MiaÅ‚a trudne zadanie. Wiedzia­
ła, że nie tak łatwo będzie oddać każdy rys twarzy Piersa.
Był tak skomplikowanym człowiekiem...
Pod koniec drugiego tygodnia pracy miaÅ‚a już pew­
ność, że nie tylko nie pozbędzie się Piersa ze swoich myśli,
ale jeszcze bardziej zapragnie znalezć siÄ™ w jego ramio­
nach.
Codziennie, wchodzÄ…c do pokoju, który staÅ‚ siÄ™ jej pra­
cownią, z westchnieniem wpatrywała się w swoje dzieło.
StaraÅ‚a siÄ™ wÅ‚aÅ›nie uwypuklić ksztaÅ‚t brody Piersa, kie­
dy do pokoju wszedł jej ojciec.
- KtoÅ› dzwoni do ciebie.
- Kto? - zdziwiła się Alyssia. Z Simone rozmawiała
już rano.
- Pojęcia nie mam - odparł ojciec, uśmiechając się
przepraszajÄ…co.
- Mężczyzna czy kobieta? - wypytywała dalej.
- NaprawdÄ™, kochanie, czy nie Å‚atwiej byÅ‚oby po pro­
stu podejść do telefonu? Mam wrażenie, że powoli zamie­
niasz siÄ™ w pustelniczkÄ™.
- Halo? - odezwała się Alyssia, podnosząc słuchawkę.
- Witaj - odezwał się kobiecy głos w słuchawce. Głos,
który przypomniał Alyssi ból minionych tygodni.
- To ja, Nicole - powiedziaÅ‚a kobieta, nie sÅ‚yszÄ…c od­
powiedzi. - Pamiętasz mnie?
Czy cię pamiętam? Dobre sobie, pomyślała Alyssia,
zaciskajÄ…c mocno powieki.
- Tak, oczywiście, że cię pamiętam, W jakiej sprawie
dzwonisz?
- Och, mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam? Dowie-
dziaÅ‚am siÄ™ od Piersa, że mieszkasz w Londynie, i posta­
nowiłam, że do ciebie zadzwonię.
- Wciąż nie powiedziaÅ‚aÅ›, dlaczego dzwonisz - znie­
cierpliwiła się Alyssia.
- Jestem w Londynie... Sądzę, że powinnyśmy się
spotkać.
- Po co?
- %7łeby porozmawiać.
- Już rozmawiałyśmy. - Czy raczej ty mówiłaś, a mnie
pękało serce, pomyślała Alyssia.
- Ale my naprawdÄ™ musimy sobie coÅ› wyjaÅ›nić. Pro­
szę, to jest dla mnie bardzo ważne - naciskała Nicole.
- W porządku, gdzie chcesz się spotkać?
Sądziła, że Nicole umówi się z nią w jakiejś modnej
restauracji, ale tak się nie stało. Francuzka chciała się
spotkać w hotelu, w którym się zatrzymała. Rozmowa
miała nastąpić w jej pokoju hotelowym.
Alyssia zanotowała dokładnie adres hotelu i numer
apartamentu.
- A może wolałabyś się ze mną spotkać w holu? - spytała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl