- Aa... - dosłownie zabrakło mu słów. Przypomniał
Å‚y mu siÄ™ papiery le\Ä…ce na jego biurku.
RUCHOME PIASKI 91
Obraziłam go, pomyślała. Nie powinnam się w ogóle
odzywać. To przecie\ nie moja sprawa.
- I co ty na to? - spytała cicho.
- Obawiam się, \e masz trochę racji - stwierdził.
Jednak w jego głosie nie było złości, wręcz prze-
ciwnie, powiedział to z szacunkiem, jak przy rozmowie
z równorzędnym partnerem. Postanowiła pójść na ca-
łość.
- Jeszcze nie wszystko stracone. Mo\esz próbować
się zmienić. Przepraszam, byłam mo\e zbyt arogancka,
ale chciałam, \ebyś uświadomił sobie, na czym polega
twój problem.
Pokręcił głową.
- Wcale nie byłaś arogancka - stwierdził. - Powie
działaś po prostu, co myślisz. Nie uwierzysz, ale bar
dzo mi tego brakowało. Ludzie zwykle mi potakują,
nawet wówczas, kiedy robiłem najgłupsze rzeczy.
Z kolei Priss była zaskoczona. Zrozumiała, \e nie
tylko się na nią nie obraził, ale zyskała w jego oczach.
Nie spodziewała się, \e pocałuje ją właśnie w tej
chwili. Zaskoczył ją, ale dzięki temu pocałunek zyskał
na intensywności. Poczuła się tak, jakby zapadała się w
głębinę, ale było to bardzo przyjemne. Pewnie dlatego,
\e on był przy niej.
Cooper nie myślał o niczym. Czuł, \e traci panowa-
nie nad sobą. Priscilla miała rację, przynajmniej co do
jednego - Coop rzeczywiście nie nale\ał do mę\czyzn,
którzy zadowalają się skradzionymi pocałunkami.
Zwłaszcza jeśli kobieta, którą trzymają w ramionach,
jest tak namiętna i tak bardzo upragniona.
Zaczął całować jej szyję. Priscilla wygięła się w ek-
statyczny łuk. Jęczała cicho, czując jego wargi. Coop
sięgnął ni\ej i zsunął delikatny płatek materiału z jej
piersi. Usta mę\czyzny natrafiły na twardy koniuszek.
Nie chciał zrobić nic złego.
Pragnął ją tylko podniecić. Wokoło panowała zupeł-
92 RUCHOME PIASKI
na cisza. Wiatr ustał. Na jeziorze nie pojawiła się ani
jedna zmarszczka. Priscilla czuła, \e mogłaby tak trwać
całą wieczność. Jednak do szczęścia brakowało jej
czegoś jeszcze. Spojrzała na Coopa.
Nie chciał zrobić nic złego.
Pragnął jej a\ do szaleństwa.
Przywarła do niego całym ciałem. Przez chwilę le\e-
li, całując się jak dwójka smarkaczy, a potem jego ręka
powędrowała w dół. Po raz pierwszy badał jej kształty.
Kiedy doszedł ni\ej, myślał, \e postrada zmysły.
Objęła go mocno i zanurzyła dłonie w jego włosach.
- Coop! - wyrwało jej się.
A potem znów pocałunek. Tratwa pod nimi zachy-
botała się lekko. Nie zwrócili na to uwagi. Byli szczęś-
liwi. Po raz pierwszy od dawna Priss czuła mocne
męskie ciało i wiedziała, \e oto nadszedł jej czas.
Rozchyliła uda, \eby go wpuścić.
Nagle przestał ją całować. Powoli naciągnął na nią
zsunięty kostium kąpielowy. Nie mogła zrozumieć, co
się stało. Wzięła go za rękę i poło\yła ją na swoim
ciele. Cała dr\ała, a serce biło tak mocno, jakby chciało
wyskoczyć jej z piersi.
- Co się stało? - spytała.
- Nic. - Pokręcił głową. - Nigdy nie było mi tak
dobrze.
Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego przestał ją
pieścić. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.
- Nie kochałam się z nikim od śmierci mę\a - sze-
pnęła. - Mo\e nie jestem w tym dobra.
- JesteÅ› najwspanialszÄ… istotÄ…, jakÄ… znam. I najbar-
dziej zmysłową - dodał z uśmiechem.
- Więc dlaczego...? - urwała gwałtownie w prze-
błysku zrozumienia. - Od paru miesięcy biorę tabletki
hormonalne. Nie po to, \eby się zabezpieczyć - dodała
pospiesznie. - Chodzi o wyrównanie poziomu estroge-
nów. Jeśli... jeśli to z tego powodu...
f
RUCHOME PIASKI 'M
Potrząsnął głową.
- Nie, kochanie. Od razu, po pierwszym pocałunku,
kupiłem prezerwatywy. Ju\ wtedy wiedziałem, \e jes-
teśmy dla siebie stworzeni i prędzej czy pózniej bę-
dziemy się kochać. Po prostu wydaje mi się, \e nie
jesteÅ› jeszcze na to gotowa.
- Och, Coop.
- SÅ‚ucham?
- Czy potrzebujesz zaproszenia na piśmie? Przecie\
wiedziałam, na co się decyduję, kiedy zaczęłam cię
całować.
Cooper uśmiechnął się łagodnie.
- Nie byłbym tego taki pewny. Kiedy zdecydujemy
się na to, \eby się kochać, nie będzie ju\ odwrotu.
Będziesz musiała pójść na całość. Rozumiesz?
W jej oczach zapaliły się przekorne ogniki.
- Jasne, \e rozumiem. Przecie\ jestem dorosłą, do
świadczoną kobietą. Nie potrzebuję ochrony.
Zaczął jej się przyglądać uwa\nie.
- Zdaje się, \e poruszyłem dra\liwy temat. Inaczej
nie byłabyś tak wściekła.
Dotknął delikatnie jej twarzy, ale Priscilla odtrąciła
jego dłoń.
- Przecie\ wcale nie jestem na ciebie wściekła. W
ogóle nigdy się nie złoszczę. Wszyscy w miasteczku
uwa\ają mnie za wcielenie cierpliwości i taktu.
- O, tak! - Roześmiał się.
- Myślę, \e powinniśmy coś ustalić. To, kiedy bę-
dziemy się kochać, nie zale\y tylko od ciebie. Ja te\
chciałabym mieć w tej sprawie coś do powiedzenia.
Rozumiesz?
Przez chwilę patrzył na otaczające ich drzewa.
- Jesteś naprawdę bardzo cierpliwa - stwierdził z
uśmiechem. Po chwili jednak spowa\niał.
- Wiesz?
- SÅ‚ucham?
94 RUCHOME PIASKI
- Najlepiej będzie, jak oboje zaczekamy, a\ będziesz
gotowa.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Ach, ci mę\czyzni! - westchnęła Priscilla i od-
sunęła od siebie dwie miski. W tej po prawej stronie
piętrzyły się truskawki, a w tej po lewej - szypułki.
Praktycznie cały stół był pokryty truskawkowym so-
kiem. Gdzieniegdzie le\ały te\ dojrzałe owoce lub po-
jedyncze szypułki.
Po raz kolejny umyła ręce i spojrzała na przepis z
kalendarza. Teraz powinna dodać cukru. Do takiej
ilości owoców potrzebowała kiiku kilogramów.
Zapasy cukru, mąki i kaszy znajdowały się w spi\a-
rni, do której musiała wpełznąć na kolanach. Wes-
tchnęła ponownie. Czego się nie robi, byle potem, w
'zimie, mieć w domu pyszny truskawkowy d\em.
Sięgnęła po pojemnik i skierowała się w stronę spi\ar-
ki.
Była w fatalnym nastroju. Od dwóch dni nie spała.
Jadła niewiele, tylko tyle, \eby nie wydawało się to
podejrzane. Mimo to Matt zapytał dziś rano, czy nie
ma przypadkiem grypy.
Nie, to nie była grypa. Czy mogła się jednak spo-
dziewać, \e miłość będzie miała na nią o wiele gorszy
wpływ?
Trochę wstydziła się tego, co się wydarzyło na
tratwie. Nigdy wcześniej nie narzucała się \adnemu
mę\czyznie. Jednak wówczas wcale o tym nie myślała.
Przede wszystkim pragnęła Coopera. On tymczasem...
Tutaj się zawahała. Tak naprawdę nie wiedziała, jak
ocenić jego zachowanie. Z jednej strony ją upokorzył.
RUCHOME PIASKI
9P
Z drugiej natomiast zachował się jak ktoś szczególnie
c^uły i troskliwy.
- Ach, ci mę\czyzni - powiedziała ju\ z mniejszym
naciskiem, wynurzajÄ…c siÄ™ ze spi\arni.
Wyglądało na to, \e Coop chce ją przed czymś
cpronić. Jednak przypuszczenie, \e wiedział o tym, co
się niegdyś wydarzyło, wydało jej się z gruntu absur-
dalne. A mo\e domyślił się wszystkiego? Nie, to
niemo\liwe. Zresztą, jeśli nawet tak było, to nie
powinien jej teraz traktować jak nastoletniej dziewicy.
przecie\ przez ładnych parę lat była szczęśliwą mę\atki
Gniew znowu zaczął w niej wzbierać. Sypnęła pier-
wszÄ… szklankÄ™ cukru na truskawki. Przed oczami zno-
u stanęła jej tratwa i Cooper, mówiący, \e muszą
w
jeszcze zaczekać.
Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego przez ostat-
nie dni unikała Coopera. Czy\by ze wstydu? Czy mo\e
dlatego, \e faktycznie miał rację? Mo\e rzeczywiście
powinni zaczekać, albo - ta myśl równie\ przychodziła
jej do głowy - rozstać się na dobre.
Potrząsnęła głową i zanurzyła szklankę w cukrze.
Nie, nieprawda! Wcale go nie unikała! Miała po prostu
w/ięcej obowiązków ni\ zwykle. Musiała posprzątać
\V domu i zrobić przetwory przed początkiem roku
s/kolnego.
Zresztą teraz wiedziałaby ju\, jak poradzić sobie z
Cooperem. Postanowiła być twarda i zimna jak głaz. jak
jak on.
- Pani Nielsen? [ Pobierz całość w formacie PDF ]