17
Jak ta na wstrêcie zaburzonej fali,
Co przez dnieprowe porohy siê wali,
Ska³a Sród szumu stoi niezachwiana -
Tak siê wydaje postaæ atamana,
Kiedy zepchniête nieprzyjació³ si³¹,
Wojsko siê jego doko³a st³oczy³o:
Stójcie! - zakrzycza³ - podstêp, nie wygrana!
Prawda, ¿e wrogi stoj¹ nam na tyle,
A dla nas przykre, co nie w zamku, chwile,
Lecz tu potrzebne choæ bitwy udanie
I ani mo¿em w¹tpiæ o zwyciêstwie!
Znaæ nie ufaj¹ ni w sile, ni w mêstwie,
Gdy tu w tej porze godz¹ na spotkanie.
Niechaj ¿e z ty³u gotuj¹ nam tamy,
A my na górê przed siebie ruszamy.
Ciemna noc równie obu wojskom sprzyja,
Dalej na góry, gdzie przeprawa czyja!
Ju¿ siê wypuSci³, a¿ tu jednym razem
Burz¹ wojenn¹ powietrze zawrza³o;
Rykniêto w tr¹by, brz¹kniêto ¿elazem -
82
Blade siê ³uno po nocy rozla³o
I gradem Smierci w okr¹g zaSwista³o.
Spojrza³ Nebaba i wstrzyma³ siê w biegu -
Tak go gwa³towne objê³o zdziwienie;
Polacy stoj¹ na oboim brzegu
I Sl¹ ku niemu ogieñ bez przestanku;
A on siê widzi w p³omienistym wianku.
Zdajcie siê, zdajcie! Kornym przebaczenie!
Na wszystkie g³osy Polacy wrzasnêli.
Patrz¹ po sobie Kozacy zdumieli.
Lecz wódz nie daje do mySlenia chwili,
Wiêc ich przyk³adem i mow¹ posili:
Nic to, nic, bracia! damy ³ad wszystkiemu,
Zaraz tu wszystkich popêdzimy w bagno.
W sercach im zatkn¹æ broñ, której tak pragn¹!
Nic to, nic, bracia; huknijcie po swemu!
18
Czy duch, co lubi wspieraæ ludzi zbrodnie,
Rród nocy piek³a podniós³ im pochodniê
I do ich serca zagra³ sw¹ muzyk¹,
¯e takie grzmoty ryknê³y tak dziko,
A na Swiat ciemny, na sklep nieba ca³y
Tak niezwyczajne b³yski siê rozla³y?
Grobowa cichoSæ nasta³a po wrzawie:
I oba wojska w pos¹gów postawie,
Z bezw³adn¹ rêk¹ opuSciwszy bronie,
Oczy ku jednej obrócili stronie,
Jakby na karku nikogo nie mieli:
83
I wkrótce dziwniej ni¿ wprzódy huknêli.
19
Jaka¿ nag³ego postrachu przyczyna?
By³a to w³aSnie okropna godzina,
Kiedy wpad³ Szwaczka na zamek dobyty,
A po¿ar zacz¹³ trawiæ jego szczyty.
Z jak¹ radoSci¹ przyjmie konaj¹cy
Cudem odkryt¹ zbawienia nadziejê,
Z tak¹ Nebaby wojsko wieSæ przyjê³o,
¯e ich po¿arem zamek ju¿ goreje.
Ot, i przypadek sprzyja nam niechc¹cy!
Teraz siê szczerze wexmijcie za dzie³o.
Niebo, mo³odcy, niebo nam pomaga!
Jeszcze godzina i sta³a odwaga,
A na z³oSæ liczbie wyjdziemy zwyciêsko!
Patrzcie, jak jedn¹ strwo¿eni ju¿ klêsk¹!
Hej, dwóch naj¿wawszych, na lepszych rumakach!
Skoro staniemy na tym góry grzbiecie,
Pok³on do zamku od nas poniesiecie!
Niechaj tam pomn¹ o braciach Kozakach!
A teraz, kiedy Lach siê trzyma s³abo,
Dalej, mo³odcy, dalej za Nebab¹!
I poszli wszyscy na miecze, na spi¿e
I znikli w walki zakrêceni wirze.
20
Jak gdyby oko zagniewane bo¿e
Ca³kiem w p³yn¹cy ogieñ siê stopi³o,
84
Z tak¹ wSciek³oSci¹, z tak rosn¹c¹ si³¹
Wrza³o nad zamkiem p³omieniste morze.
Po¿ar, w podziemne zakrad³szy siê lochy,
Bucha³ jak z paszczy k³êbami brudnemi;
W skrytych podkopach zapalone prochy,
Jak grom wiêziony, dar³y wnêtrza ziemi.
Le¿a³y wie¿e, czarne ziej¹c dymy,
Jak obalone piekielne olbrzymy;
Jak przeklêtego Lucyfera skronie
Pa³a³y dachy w ognistej koronie.
A echo piekie³, umar³ych jêczenia,
A g³azy si³a ciskane p³omienia -
Tañcem i pieSni¹ tej uczty zniszczenia.
WiadomoSæ zrazu g³ucho siê roznosi,
Coraz g³oSniejszym rozlega siê gwarem:
Nebaba walczy nad pobliskim jarem
I przez pos³añców o posi³ek prosi.
Kto wasz wódz? Szwaczka. -
Gdzie jest? - Na zabawce,
Przywodzi godne swej woli oprawce.
Tam, tam, gdzie s³ychaæ poSród murów rumu
Razem przekleñstwa i Smiechu ha³asy,
Szwaczka na czele rozjad³ego t³umu
Z uporem w rdzawe szturmuje zawiasy.
Jedna tam s³aba kobieta siê tai,
Ju¿ najmocniejsi, jacy s¹ w tej zgrai,
Poprobowali swoich barków si³y
I z wSciek³ym wstydem wracali od pracy.
A¿ Szwaczka krzykn¹³: Oto mi Kozacy!
85
A was by, gnuSnych, baby wydusi³y!
Jeszcze¿ no plecy napr꿹 siê stare,
Bo chcê serdecznie Scisn¹æ tê maszkarê.
Ale, panowie mo³odcy, za karê
Nikt jej przede mn¹ dotkn¹æ siê nie wa¿y!
Wtem kark barczysty spod burki ods³oni,
Podsadzi ramiê, razem drzwi podwa¿y;
Drzewo zazgrzyta, ¿elazo zadzwoni:
PrzejScie swobodne: ju¿ wpadn¹, ju¿ po niej!
Giniecie, bracia! ratuj siê, kto umie! -
Okrzyk przestrachu rozlega siê w t³umie;
I wnêtrze zamku zawy³o przestrachem.
Prysnê³y g³ownie, p³omienie buchnê³y,
Wstrzês³o Scianami, zaskrzypia³o dachem -
I dach przetla³y run¹³ miêdzy Sciany.
Jeszcze okrzyki skonania wrzasnê³y,
Prysnê³y g³ownie, dymy wybuchnê³y,
Wirem siê wznios³y ogniste ba³wany,
Chwila - i wszystko milczy pod po¿og¹:
Przetlona g³ownia cicho dogorywa,
Cicho dym wstaje, p³omieñ siê dobywa -
Jakby tam nigdy nie by³o nikogo!
21
A w garle jaru jak wrza³y, tak wrza³y
Dxwiêcz¹ce ciêcia, rycz¹ce wystrza³y
I zgie³ku mê¿y wyj¹ca muzyka.
Niejeden jexdziec zwin¹³ siê bez g³owy,
Niejeden le¿a³ pod ciê¿arem konia,
86
Niejedna z ostrzem rozsta³a siê pika,
Niejeden w bryzgi poszed³ miecz stalowy
Nim przepe³niwszy bagniste parowy,
Powódx siê wojny rozla³a na b³onia.
I któ¿ jest w sile z ¿yj¹cych na ziemi
Ogarn¹æ piêci¹ zmys³ami s³abemi
Ten taniec mordu, jaki wyprawi³y
Wszystkie uczucia, wszystkie cz³eka si³y
W jedno uczucie, w rozpacz przerodzone?
Dziêki po³yskom, co z po¿aru bij¹,
¯e czasem nocy uchyl¹ zas³onê!
Wiêksze ciemnoSciom, ¿e je znów zakryj¹!
Noc to okropna, noc to piekie³ by³a;
Starzy z powieSci prawi¹ o niej si³a;
Gdyby nam dzisiaj taka siê przySni³a,
Miêkkie sny nasze na d³ugo by stru³a!
Jedna jej tylko istota nie czu³a.
22
Gdzie wzgórek strzela nad szczyty czaharu,
Do omglonego podobna widziad³a,
Nad scen¹ wojny spokojnie usiad³a.
Albo to dzieciê Smierci i po¿aru,
Albo zbieg bêdzie ze krwi i p³omienia:
JaSnie w tym Swiadcz¹ skrwawione ³achmany,
Skroñ rozraniona i w³os rozczochrany.
A ¿e ustawnie podnosz¹ westchnienia
Tê d³oñ, co mocno przyciska do ³ona,
Musi byæ biegiem gwa³townym zmêczona.
87
Pewnie strwo¿onej grozi losów cisza
Lub swej niedoli Sledzi towarzysza,
Bo tak ciekawie poziera doko³a.
Ho-hop, Nebabo! Opêtanej s³owa!
A w g³êbi lasu odhuknê³a sowa;
I wilk jej wyciem na powrót odwo³a.
¯e zrozumiana, jakby z tego rada,
Dziwacznie sukniê i w³osy uk³ada
I wzrok utkwiwszy w bitwê, co na przedzie,
Dziwny Spiew tonem dziwniejszym zawiedzie.
Nie ludzkim uszom, Spiew piek³u znajomy,
Rosn¹ce w jarze zg³uszy³y go gromy;
Za echo - wojny ozwa³o siê wycie.
Czekaj na gwiazdy kochanej przybycie!
To nie armaty ogniem Smierci b³ys³y -
To twój kochanek rozsia³ swe promienie;
A to nie kule Smierci¹ obok Swis³y,
To by³o znane mi³ego gwizdnienie:
Oto i on sam, ca³y z ognia, p³ynie
W tej chmurze dymu, co mroczy pustynie.
23
Ostatnim rykiem, ostatnim p³omieniem
Buchn¹³ jar wreszcie z rozdartej paszczêki;
Otch³añ bezdenna nieskoñczonej mêki,
Dusz potêpionych syta z³orzeczeniem,
Nie straszniej ryknie przed Swiata zniszczeniem.
£uno po¿aru, strzelby b³yskawica,
Co ten ofiarny diab³om stos podnieca,
88
Blaskiem po³udnia jaSnieje tu prawie;
Ale w tym zmêcie, w tej dymu kurzawie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]