[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 gdyby nie pani dziadek, który właśnie do nas idzie.
 Skąd pan wie? Przecież patrzymy w stronę oceanu.
 Proszę posłuchać.
Rzeczywiście, wśród licznych głosów usłyszała słaby głos Otisa, który
nawoływał swoją wnuczkę. Odwróciła się, pośpiesznie przywołując uśmiech na
twarz.
Dziadek powoli zbliżał się ku nim drobnymi kroczkami, wsparty na lasce.
Z czułością ucałował Mercy, a potem uściskał Damona.
 Przepraszam, że... że nie odwiedziłem was... dzisiaj rano  odezwał się
mocno zadyszany.  Jo mówi, żebym się tak tym nie przejmował...  sięgnął do
kieszeni.  Ale muszę ci to oddać, mój chłopcze, zanim zapomnę. Przecież to
należy do ciebie.
Ujął dłoń Damona i coś do niej wsunął.
 Znalazłem je dziś rano między poduszkami mojego łóżka. Miałbym
straszne wyrzuty sumienia, gdybym ci ich nie zwrócił.
Mercy w milczeniu wpatrywała się w cztery monety, połyskujące
srebrzyście w księżycowej poświacie.
 No, powinienem iść  Otis uśmiechnął się ciepło.
 Jo właśnie każe Charlesowi przyrządzać dania według twoich
przepisów, kochanie. Obawiam się, że go zupełnie zamęczy, jeśli szybko nie
wrócę.
Przez chwilę śledzili wzrokiem przygarbioną sylwetkę, która powoli
torowała sobie drogę wśród rozbawionych gości.
 Nadal pan uważa, że taki człowiek mógł zdefraudować pieniądze
pańskiej firmy?
Obrzucił krótkim, przenikliwym spojrzeniem najpierw ją, potem monety,
następnie schował je do kieszeni szortów i sięgnął po dłoń Mercy.
 Co pan robi?  spytała, gdy skierował ją w stronę pustej plaży.
 Nic. Po prostu spaceruję.
 A nie powinien pan zajmować się gośćmi, to znaczy przeciągać ich na
swoją stronę?
 Szybko się pani uczy. Ale ja właśnie, że się tak nieelegancko wyrażę,
urabiam moich kuzynów. Z pewnością zyskam w ich oczach, gdy zabiorę moją
młodą małżonkę w odludne, romantyczne miejsce, by pobyć z nią sam na sam.
Roześmiała się, lecz brzmiała w tym szydercza nuta. Zmiała się z samej
siebie. Jak mogła choć na chwilę zapomnieć o przebiegłości tego człowieka? O
jego bezduszności i egoizmie? Jak mogła mieć głupią nadzieję, że są po prostu
mężczyzną i kobietą, którzy spacerują po oświetlonej księżycem tropikalnej
wyspie?
 Z czego się pani śmieje?
 Z niczego  westchnęła ciężko.  To na użytek pańskich gości.
 Znajdujemy się za daleko, by nas ktokolwiek usłyszał.
Rzeczywiście, gwar ludzkich głosów pobrzmiewał już dość niewyraznie,
dodatkowo tłumiony słodką melodią starego, dobrego przeboju. Rozpoznała ją
bez trudu.  Blue Moon , ulubiona piosenka dziadka...
Spojrzała w niebo. Księżyc nie był błękitny, lecz złoty, co wydawało się
jeszcze piękniejsze. Wisiał tuż nad czubkami kołyszących się łagodnie
pierzastych liści palm. Mercy głęboko wciągnęła przesycone wonią kwiatów
powietrze. Sceneria jak z romansu, pomyślała.
Rzuciła ukradkowe spojrzenie na Damona. Lekka bryza zwiała mu na
czoło kosmyk platynowych włosów. Nie zwracał na to uwagi, poważny,
zamyślony, bardziej ludzki niż zazwyczaj. Bardzo jej się taki podobał. Odczuła
palącą potrzebę, by dotknąć tych niesfornych włosów i poprawić je. Z
największym trudem przemogła to pragnienie.
Nagle krzyknęła, gdyż jej stopę przeszył dojmujący ból.
 Co się stało?  spytał.
 Nie wiem.  Bez namysłu oparła się na jego ramieniu i uniosła nogę, by
ją obejrzeć.
Nic jednak nie dostrzegła, gdyż Damon wziął ją na ręce i zaniósł na skraj
lasu, na suchy piasek.
 Zaraz sprawdzimy...  mruknął i ujął jej stopę w dłonie.
Mercy szarpnęła się do tyłu.
 Proszę się nie ruszać  ostrzegł.  To może być coś poważnego, czasem
zdarza się nadepnąć na jeżowca. Taka rana, nawet niewielka, okropnie długo się
potem paskudzi.
 Ale... już mi lepiej, naprawdę  przekonywała. Nie kłamała. Prawie
zapomniała o bólu, gdy skupiła się na dotyku ciepłych palców, które delikatnie
obmacywały jej skórę i oczyszczały ją z wilgotnego piasku.
 To chyba musiał być kawałek muszli  zawyrokował w końcu.  Nic
panią nie kłuje, nie uwiera? Jak się pani czuje?
W życiu nie czułam się lepiej, pomyślała, ale czy to na pewno ona
pomyślała, czy też coś pomyślało w niej?
 Dobrze  powiedziała, niezadowolona z siebie. Zachowała się jak
histeryczka.  Ma pan rację, to pewnie odłamek muszli. Trochę zbyt gwałtownie
zareagowałam.
Nie jestem przyzwyczajona do spacerowania boso po tropikalnych
plażach. Uśmiechnął się szeroko.
 Mała panienka z amerykańskich równin spotkała duży, zły ocean?
Zarumieniła się i z zakłopotaniem spojrzała w stronę, z której przyszli.
Nie zobaczyła jednak rozbawionych gości, gdyż zasłaniała ich wysoka skała.
Obróciła się do usadowionego wygodnie na piasku Damona.
 Czy to też część pańskiego planu? Czy teraz mają myśleć, że poszliśmy
się kochać?
Zdumienie na jego twarzy z pewnością nie było udawane. Gdy zrozumiał,
o co chodzi, roześmiał się.
 Rzeczywiście, tak to wygląda  przyznał.  Chyba nie ma pani nic
przeciw temu?
Przebywanie sam na sam z tym mężczyzną na odludnej plaży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl