się, jakie decyzje powziął w sprawie obrony fortu. Niech Bóg ma
cię w swojej opiece, szlachetna Koro... - Do widzenia, Alicjo - uwielbienie
w jego głosie ustąpiło czułości - do widzenia, Alicjo. Niebawem
się spotkamy, wierzę: jako zwycięzcy.
Nie czekając na odpowiedź sióstr pobiegł w dół po zarośniętych trawą stokach
bastionu i szybko przeciąwszy plac parad stanął przed obliczem ojca Alicji i
Kory. Gdy Duncan wszedł, Munro wielkimi krokami, głęboko zatroskany, przechadzał
się po swym wąskim pokoju.
- Odgadł pan moje życzenie, majorze Heyward - powiedział. -
Właśnie zamierzałem posłać po pana,
- Z przykrością zobaczyłem, sir, że wysłannik, którego tak gorąco
polecałem panu, powrócił pod strażą Francuza! Sądzę jednak, że nie ma powodów,
aby wątpić w jego oddanie?
- Znam dobrze wierność Długiej Strzelby - odparł Munro - i nie budzi ona
żadnych wątpliwości. Ale jego zwykłe szczęście tym razem mu nie dopisało.
Montcalm przychwycił go i z przeklętą galanterią Francuzów odesłał mi, przy
czym nie omieszkał złośliwie zauważyć, że wiedząc, jak bardzo cenię tego zucha,
nie śmiał go zatrzymać.
- A generał Webb i jego odsiecz?
- Czy nie spojrzał pan na południe, kiedy pan tu szedł, i czyś jej nie
dojrzał? - odparł stary żołnierz śmiejąc się gorzko. - Spokojnie, spokojnie,
młody człowieku, niecierpliwy z pana młodzik. Niech pan nie wymaga
pośpiechu od powolnych dżentelmenów.
- A więc nadejdą? Zwiadowca przyniósł tę wiadomość?
- Kiedy i którędy? Ten gamoń zapomniał mi o tym powiedzieć. Był też jakiś
list - zdaje się, jedyna przyjemna strona całej sprawy. Bo ten
pański markiz Montcalm ze zwykłą sobie uprzej-
131
mością odesłałby nam list, gdyby były w nim jakieś złe wiadomości.
- Więc zatrzymał list, a zwolnił posłańca!
- Tak. Tak właśnie zrobił.
- Ale co mówił zwiadowca? Przecież ma oczy, uszy i język. Co raportuje
ustnie?
- O, mój panie, nie brak mu żadnego z tych organów. Może zdać sprawę ze
wszystkiego, co widział i słyszał. Ale całe sprawozdanie brzmi tak: jest sobie
królewski fort nad brzegami Hudsonu, nazwany fortem Edwarda na cześć jego
królewskiej wysokości księcia Yorku, jak pan wie, i ten fort jest pełen wojska,
tak jak powinno być.
- Ale czy nie widział tam żadnych przygotowań do przyjścia nam z pomocą?
- Co rano i co wieczora odbywały się tam parady, a kiedy któryś z tych
nieokrzesanych kolonistów podsypie trochę prochu do ognia przy warzeniu
owsianki, ten ledwie się zapala. - I nagle zmieniając ironiczny i pełen goryczy
ton na poważniejszy, dodał z namysłem: - A jednak w tym liście mogło i musiało
być coś,
0 czym dobrze byłoby wiedzieć.
- Musimy natychmiast coś przedsięwziąć - powiedział Duncan, szybko
wykorzystując tę zmianę humoru i wysuwając na pierwszy plan rozmowy sprawę
ważniejszą. - Muszę panu powiedzieć, sir, że obozu nie da się dłużej
utrzymać. I przykro mi dodać, że w samym forcie sprawy nie stoją
dobrze. Przeszło połowa armat popękała.
- Czy mogło być inaczej? Jedne wyłowiono z dna jeziora, drugie
rdzewiały w puszczy od czasu odkrycia tego kraju, inne wreszcie nigdy nie
były armatami, lecz zaledwie zabawkami w rękach korsarzy.
- Wały się kruszą, daje się odczuć brak żywności - ciągnął Heyward - a ludzie
zdradzają już niezadowolenie i niepokój.
- Majorze Heyward - powiedział Munro zwracając się do swego młodego
kolegi z godnością człowieka starszego wiekiem
1 stopniem. - Gdybym nie wiedział o tym wszystkim i gdybym nie zdawał sobie
sprawy z powagi sytuacji, na próżno przez pół wieku służyłbym królowi i
doczekał się siwych włosów. Ale winniśmy pamiętać o honorze armii
królewskiej i naszym własnym.
I
Jeżeli więc mamy jakąś nadzieję na odsiecz, będę bronił tej twierdzy nawet
kamykami pozbieranymi na brzegu jeziora. Musimy bodaj rzucić okiem na list i
dowiedzieć się, co zamierza człowiek, którego earl Louden zostawił nam. jako
swego zastępcę.
- Czy mogę się w tym na coś panu przydać?
- Tak, panie majorze. Markiz de Montcalm, świadcząc mi różne
uprzejmości, zaproponował spotkanie w pół drogi między fortem i jego obozem w
celu, jak mówi, podzielenia się ze mną paroma nowymi wiadomościami. Sądzę
jednak, że postąpiłbym nierozsądnie, gdybym zbytnio się spieszył
do tego osobistego spotkania. Dlatego chcę wyznaczyć na mego zastępcę w tej
rozmowie pana, jako oficera w stopniu majora. Przyniosłoby bowiem ujmę
honorowi Szkocji, gdyby ludzie powiedzieli, że jakiś cudzoziemiec prześcignął
szkockiego szlachcica w uprzejmości.
Nie wdając się w jałową dyskusję na temat, który z narodów jest grzeczniejszy,
Duncan chętnie zgodził się zastąpić starego żołnierza w spotkaniu z Montcalmem.
Po długiej, poufnej rozmowie ze swym doświadczonym i obdarzonym wrodzoną
przenikliwością dowódcą, pod osłoną małej białej chorągwi, przy warkocie bębna,
opuścił fort i wyszedł przez furtkę w wale. Na linii nieprzyjaciela powitał go
oficer francuski z zachowaniem form uświęconych zwyczajem i natychmiast
zaprowadził do odległego dużego namiotu sławnego żołnierza - dowódcy wojsk
francuskich.
Generał przyjął młodego parlamentariusza w otoczeniu swych najstarszych rangą
oficerów i grona czerwonoskórych - wodzów licznych plemion, którzy wyruszyli za
nim w pole na czele zbrojnych oddziałów indiańskich. Heyward zmieszał się na
mgnienie oka, kiedy zerknął na grupę czerwonoskórych i ujrzał złą, podstępną
twarz Maguy. Wódz przyglądał mu się ze spokojną i posępną uwagą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]