W chwilę pózniej reporter wynurzył się zza drzew. Na piersi pobłyskiwały mu aparaty
fotograficzne.
Chastain przepadł bez śladu.
Może pobiegł w złym kierunku - pomyślała. Będzie wściekły.
Z drugiej strony zdawała sobie jednak sprawę z tego, że dla wszystkich
zainteresowanych byłoby znacznie lepiej, gdyby Chastain nie dogonił gorliwego
dziennikarza.
Uciekający zniknął z zakrętem. Gardenia nadstawiła ucha, czekając na
charakterystyczny warkot silnika sygnalizujący odjazd auta. Nic takiego się jednak nie stało.
Znowu minęła minuta, potem dwie, trzecia...
Cisza.
- Nick?
Milczenie.
- Gdzie jesteś? - Zaczęła powoli schodzić na dół. - Proszę, odezwij się.
Zza drzewa paprociowego wyłonił się cień.
- Odebrałem film - oznajmił Chastain.
Zmarszczyła brwi.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic złego temu nieszczęśnikowi. Mógłby ci narobić
kłopotów.
- Nie sądzę. - We włosach Nicka błysnęły promienie księżyca. - Oddał rolkę bez
dyskusji.
Gardenia westchnęła ciężko.
- Nie wolno tak zastraszać ludzi. W ten sposób nie zdobywa się szacunku.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jesteś tego pewna?
Jak to?! Moje zdjęcie w Synsacjach"? Niemożliwe! - Gardenia zatrzasnęła drzwi i
pospieszyła w stronę konsoli.
- To z pewnością ty. - Na twarzy Byrona malowało się przerażenie. - Chociaż
wyglądasz zupełnie inaczej niż zwykle. - Co się stało? Trenowaliście zapasy czy coś w tym
rodzaju?
Clementine wychyliła się zza drzwi swego gabinetu i popatrzyła na Gardenię ponad
ramieniem sekretarza.
- Raczej coś w tym rodzaju". - Podniosła ponury wzrok na Gardenię. - Już nie będę
udzielać ci rad. Nie wiem, po co w ogóle zawracałam sobie głowę.
Gardenia zrobiła minę urażonej niewinności.
- Mówiłam ci przecież, że pan Chastain zatrudnił mnie w charakterze
dekoratorki wnętrz. Mam zrobić projekt wystroju dawnej posiadłości Garretów.
- W charakterze dekoratorki, powiadasz? Szczerze mówiąc, nigdy bym na to nie
wpadła.
- Nie bądz złośliwa. - Zapominając o dumie, Gardenia wy rwała jej brukowca z
rąk. - O Boże!
Zdjęcie nie pozostawiało żadnych złudzeń. Ukazywało Gardenię na schodach. Tuż za
nią stał Nick z właściwą sobie tajemniczą miną.
A ona - ze zmierzwionymi włosami i wypiekami na policzkach - wyglądała niestety
jak kobieta, która uprawiała przed chwilą miłość na podłodze. Jej czerwona suknia, rozpięta z
przodu ukazywała akurat tyle ciała, by doprowadzić ciotkę Wilhelminę do histerii.
Nick Chastam przyjmuje do pracy nową dekoratorkę wnętrz - głosił komentarz.
Gardenia zauważyła, że pod fotografią podpisał się niejaki Cedric Dexter.
- Nick twierdził, że wyjął ten film.
- Reporterzy pracujący dla Synsacji" mają niesamowite pomysły - powiedział
Byron. W jego głosie pobrzmiewała wyraznie nutka współczucia. - Ten widocznie miał dwa
aparaty. Chastam nie zauważył drugiego.
- Będzie wściekły - powiedziała Gardenia. - Jak się okazuje, nie tak łatwo
zdobyć sobie szacunek społeczny.
Nick wrzucił egzemplarz Synsacji" do kosza i zerknął na Feathera.
- Połącz mnie z wydawcą tego szmatławca.
- Jasne, szefie. - Goryl zrobił krok w stronę drzwi. - Skoro już mowa o
telefonach, to dzwonił jakiś Stonebraker. Dosłownie na pięć minut przed pana przyjściem.
Ciekawość zastąpiła irytację.
- I co mówił?
- Prosił, żeby przekazać panu nazwisko i adres. -Feather wyjął z kieszeni notes.
- Alfred Wilkes. West Old Vashon dwa, mieszkania dwadzieścia trzy.
Nick wahał się przez chwilę, rozdarty między pokusą policzenia się z wydawcą
Synsacji" i koniecznością rozmowy z fałszerzem.
- Wstrzymaj się na razie z wydawcą. Pózniej z nim pogadam. Nie ucieknie.
- Tak jest, szefie. Jedzie pan pod ten adres?
- Owszem. - Nick okrążył biurko i zdjął marynarkę z oparcia krzesła. - Nie
wiem, kiedy wrócę. Sprawa może się przeciągnąć.
Ochroniarz przyjrzał mu się z namysłem.
- Potrzebuje pan wsparcia?
- Nie, nie tym razem. - Przerzuciwszy sobie marynarkę przez ramię, opuścił gabinet.
Tajemne przejście zamknęło się za nim z sykiem. Chastain przeszedł przez złocony
gabinet i otworzył drzwi.
W korytarzu odezwały się podniesione głosy.
- Przykro mi, ale szef jest teraz zajęty. Chętnie umówię pana na spotkanie.
Przy konsoli w recepcji stał młody człowiek z swetrze i spodniach khaki. Długie
włosy miał związane rzemykiem na karku, a mięśnie ramion napięte, jakby przygotowywał
się do walki.
- Jeśli on się tu zaraz nie zjawi, to zejdę na dół do kasyna i zrobię takie piekło,
że zlecą się tu wszystkie gliny z całej dzielnicy. Słyszysz?
- Chyba będę musiał poprosić ochronę o interwencję. - Recepcjonista skinął na
jednego z goryli. - I to natychmiast.
- Nie wyjdę, dopóki nie porozmawiam z Chastainem. Nick zrobił krok naprzód.
- Co się tu dzieje?
- Przykro mi, proszę pana. Nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić.
Młody człowiek podniósł gwałtownie głowę.
- Chastain. Do jasnej cholery! Jakim prawem traktujesz moją siostrę jak byle
dziwkę?
- Ty z pewnością nazywasz się Leo.
- Nie mylisz się. - Z tymi słowami na ustach chłopak przeskoczył zwinnie przez
biurko i ruszył na Nicka.
Rozdział piętnasty
Chastain zauważył kątem oka, że Feather okrąża konsolę, by powstrzymać
szarżującego młodzieńca. Recepcjonista wstał i przycisnął ukryty guzik alarmu.
Wszystko to trwało nie dłużej niż dwie sekundy, ale wyostrzone zmysły Nicka od-
bierały jasno każdy pojedynczy gest. Poukładał je sobie systematycznie na ogólnej matrycy i
powziął decyzję.
- Nie - powiedział cicho.
Wszyscy obecni z wyjątkiem Leo zamarli w bezruchu, jakby utknęli w galaretowatym
lodzie.
Leo wpadł na Chastaina, wymachując energicznie pięściami. Siła uderzenia powaliła
ich obu na podłogę.
- A niech cię! - Młodzieniec podniósł się z trudnością. Oddychając ciężko, patrzył na
Nicka. Twarz miał wykrzywioną gniewem, zaciśnięte pięści. - Nie pozwolę, żebyś ją
wykorzystał, ty draniu. Ona już dostatecznie dużo wycierpiała przez takie szczuro-skunksy
jak ty!
Nick podparł się na łokciu i dotknął delikatnie ust. Na palcach została mu krew.
Spojrzał na Leo.
- Chcesz o tym porozmawiać na osobności? Czy też wolisz dyskutować na temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]