ukryciu. Podobno Tara napisała do mnie wiele listów, których
nigdy nie otrzymałem. - W jego głosie zabrzmiał prawdziwy
ból i ciągnął dalej z wyraznym wysiłkiem: - Jak mi
opowiedziała Mairi, pewnego dnia Tara wyszła po zakupy. Do
rozwiązania brakowało miesiąca i Mairi błagała ją, by uważała
na siebie. Ale nigdy więcej już jej nie ujrzała.
- Miała wypadek - wtrąciła Tara. - Pani Barrowfield
powiedziała mi, że wpadła pod powóz, który nie zatrzymał się
i przejechał po niej. Wniesiono ją do sierocińca i tam ja się
urodziłam.
- A więc tak było! - wykrzyknął hrabia. - Odwiedziłem
wszystkie szpitale w Londynie, by sprawdzić, czy gdzieś nie
zarejestrowano twoich narodzin.
- Moja matka nigdy nie odzyskała przytomności -
powiedziała Tara. - W sierocińcu zaś ani lekarz, ani nikt inny
nie wiedzieli, kim jest.
- Czy miała ten medalion na szyi? - zapytał hrabia. Nadal
trzymał go w ręce.
- Lecz... nie miała... obrączki.
- Dlatego dałem jej medalion, ponieważ nie miałem
odwagi dać jej obrączki - wyjaśnił hrabia. - Tak bardzo bała
się, że jej ojciec lub matka znajdą ją, nawet dobrze schowaną.
- A więc... nie jestem... bękartem? Tara wypowiedziała to
słowo prawie bezgłośnie, lecz hrabia je usłyszał i powiedział
niemal z gniewem:
- Jesteś moją córką, zrodzoną w małżeństwie z żony,
którą Bóg jeden tylko wie, jak bardzo kochałem!
- Och! Jak się cieszę! Jak bardzo, bardzo się cieszę! -
krzyknęła Tara.
- Musisz mi opowiedzieć o sobie - poprosił hrabia. -
Zmarnowałem osiemnaście lat i teraz o tylu rzeczach
chciałbym od ciebie usłyszeć.
- Po prostu chowałam się w sierocińcu - odparła Tara. -
Gdyby nie to, że umiałam zająć się dziećmi, oddano by mnie
do terminu w wieku dwunastu lat. A tak, zostałam tam.
- Nigdzie indziej nie byłaś?
- Po raz pierwszy opuściłam sierociniec wtedy, gdy pan
Falkirk zabrał mnie tutaj na polecenie Jego Wysokości.
- Tego właśnie nie rozumiem - rzekł hrabia. Książę
milczał. Wreszcie, ponieważ hrabia czekał na odpowiedz,
odezwał się z wolna.
- The Kildonnon wybrał mi Margaret na żonę, więc po jej
śmierci, następną żonę postanowiłem wybrać sobie sam!
- Zatem te opowieści, które do mnie dotarły, są prawdą! -
oburzył się hrabia. - Zrobiłeś to z zemsty! Dlatego
sprowadziłeś tu Tarę i dlatego ma na sobie to ohydne odzienie,
które otrzymała z łaski w sierocińcu!
W jego głosie zabrzmiało wyrazne oskarżenie, a także
gniew, który spowodował, że Tara wtrąciła szybko:
- Proszę, nie wolno ci się gniewać! Dobrze się stało, że
tutaj przyjechałam, ponieważ mogłam opiekować się Jego
Wysokością, gdy był ranny!
- Jak rozumiem, przytrafił ci się wypadek z bronią -
stwierdził z lekką pogardą hrabia.
Książę zacisnął wargi, a Tara powiedziała:
- To... historia, którą... ja opowiedziałam... ponieważ nie
chciałam... aby McCraigowie szukali zemsty na
Kildonnonach, a to z pewnością by się stało, gdyby
dowiedzieli się, kto zranił ich wodza.
Hrabia spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- To rozumiem - złagodniał. - Tak właśnie zachowałaby
się twoja matka. Nienawidziła myśli o wiecznej wojnie
naszych klanów. Uważała, że ludzie nie powinni walczyć ze
sobą, bo to okrutne i złe! A po tym, jak pokochała mnie,
przekonała się, że McCraig wcale nie musi być tak zły, jak jej
zawsze mówiono.
- Jeżeli jestem... twoją córką - powiedziała cicho Tara - to
mam teraz... nazwisko.
- Owszem! - odparł hrabia. - Jesteś lady Tara McCraig!
Tara spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Czy... to... rzeczywiście... prawda?
- Pochodzisz tak samo z McCraigów, jak ja lub twój mąż.
- Lecz moja... matka była z Kildonnonów.
- Dziedziczysz pozycję swego ojca, lecz jednocześnie
może ci być trudno nienawidzić tych, których krew płynie w
twych żyłach wraz z moją.
- Trudno mi w to uwierzyć! - powiedziała Tara, a jej oczy
błyszczały. - Ja... ja mam... rodzinę.
- Owszem, masz! - odrzekł hrabia. - A teraz, skoro jestem
twoim ojcem, chciałbym ucałować córkę. Muszę ci wyznać,
że często o tym śniłem.
Mówiąc to objął ją ramionami, przyciągnął do siebie i
ucałował w oba policzki.
- Jesteś bardzo chuda - stwierdził - czyżby zle cię
żywiono w tym sierocińcu?
- Nie karmiono nas za dobrze - przyznała. Hrabia z furią
spojrzał nad jej głową na księcia.
- Wydawało mi się, Heronie. że ta instytucja należała do
rodziny?
- Z tego, co mówili Falkirk i Tara, wynika, że od śmierci
mojej matki bardzo zaniedbano sierociniec - odrzekł książę. -
Zdążyłem już wydać polecenia dotyczące rozlicznych zmian.
- No, mam nadzieję! - powiedział hrabia. Przede
wszystkim, Heronie, skandalicznie zaniedbano wygląd mojej
córki.
Urwał i po oliwili dodał:
- Wydaje mi się, że w tej sytuacji powinienem zabrać ją
jutro ze sobą do Edynburga. Wyposażę ją w odpowiednie
szaty, godne twojej żony, a także przedstawię ją królowi.
Tara szeroko otworzyła oczy.
- Przed...stawić mnie... kró...lowi? Z trudnością
wymówiła te słowa.
Jako księżna powinnaś być przedstawiona królowi! -
odrzekł hrabia. - A ponieważ król jest moim przyjacielem,
wiem. że będzie takim spotkaniem ogromnie zainteresowany.
To będzie podniecające - rzekła Tara - lecz mam nadzieję,
że... nie zrobię niczego takiego, przez co... musiałbyś się za
mnie wstydzić... albo nie popełnię jakichś...
kompromitujących błędów.
- Będę się tobą opiekował - powiedział hrabia - tak jak i
moja matka, która mieszka w Edynburgu.
Twarz Tary jaśniała z podniecenia. Zwróciła się niepewnie
do księcia.
- Czy... mogę... jechać? - zapytała. - Proszę, Wasza
Wysokość, czy... mogę... jechać?
Spojrzał na nią i ujrzała, że jego oczy były tak samo
ciemne i chmurne jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz
pierwszy.
- A czemużby nie? - zapytał zimno. - Nic cię tu nie
trzyma.
Tara stała i patrzyła na swoje odbicie w lustrze myśląc, że
to niemożliwe, iż spogląda na nią ta sama, niedożywiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]