się nią zajmie. Taka kobieta nie może być sama.
Uważał, że to był decydujący argument. Jeżeli coś powstrzymało Waltera przed wydaniem go, to była
wizja spędzenia życia u boku Patrycji. Być może nawet nie uświada-
97
miał sobie tego, ale Tony w tym względzie nie miał wątpliwości.
Sirus czarował Waltera. Robił wszystko, by sumienie aktora przemówiło i osiągał pewne efekty.
Walter zachowywał się, jakby ktoś kłuł go rozżarzonym żelazem. %7łycie Edgara jest w pańskich
rękach" - to jedno zdanie, które usłyszał wczoraj od Sirusa, paliło jak ogień. Nie mógł spać, a teraz
brakowało mu tchu. Musiał zdecydować, czy żyć z poczuciem winy, od którego nigdy się nie uwolni,
czy poświęcić siebie. Na dokonanie drugiego wyboru brakowało mu jednak odwagi.
Sterling podszedł do niego trzymając w dłoniach figurkę kobiety. Uniósł ją na wysokość jego twarzy i
patrząc w oczy zapytał: - Czy widział pan już tę figurkę?
Walter milczał. Chciał uciec, rozpłynąć się, zniknąć. Spojrzał na Tony'ego i wzdrygnął się, jakby
zobaczył wielką jaszczurkę. Z lękiem przeniósł wzrok na Edgara i po raz pierwszy od początku procesu
ich spojrzenia skrzyżowały się. Obojętność, z jaką patrzył na niego Edgar, wstrząsnęła nim. Poczuł się
małym człowieczkiem, żałosnym w swym strachu i tchórzostwie. W spojrzeniu Neda nie było ani
oczekiwania, ani nadziei. Nie było tam też gniewu ani nienawiści. Był spokój i odrobina ciekawości i to
było najstraszniejsze. Poczuł się tak, jakby to jego sumienie patrzyło na niego, żeby ocenić, czy ma
prawo nazywać siebie człowiekiem. To było nie do zniesienia.
- Tak! - powiedział w pierwszym odruchu, próbując się uwolnić od przygniatającego go ciężaru
i przyznać się do wszystkiego. Zaraz jednak przyszło opamiętanie. Nie mógł pogrążyć siebie. Nie mógł
tego zrobić.
- Widziałem ją u Torrucciego w gabinecie! - wyjaśnił szybko, trochę zbyt szybko.
- I nigdy więcej nie miał jej pan w rękach?
- Nie! - to był rozpaczliwy krzyk. - Nigdy.
98
Tony poczuł, że jego serce zaczyna bić ponownie. Edgar, który na chwilę wyrwał się z obojętności,
skrzywił się rozczarowany. Sirus zamarł w wyczekiwaniu, ale Walter już na niego nie spojrzał.
Wpatrywał się w swoje dłonie z wielką determinacją i Sirus zrozumiał, że to już koniec.
- W takim razie dziękuję panu. Mam tylko nadzieję, że wie pan, co pan zrobił.
Sirus wrócił na swoje miejsce.
- Rozprawa zostaje odłożona do jutra do godziny dziesiątej - głos sędziego zabrzmiał jak wyrok.
Edgar nękany fleszami i pytaniami powoli opuszczał salę.
- Czy jest pan winien? Jakiego wyroku się pan spodziewa? Dlaczego zabiłeś? Czy odpowiedz
jest w filmie?
Edgajr zatrzymał się. Ostatnie pytanie wydało mu się tak niedorzeczne, że roześmiał się. Flesze
rozbłysły ze zdwojoną intensywnością.
- Nie powinieneś tego robić! - zauważył Sirus.
- Przecież to już nie ma znaczenia. To koniec!
* * *
Siedzieli obaj na kozetce w celi i milczeli. Słowa były zbędne. Słowa były niebezpieczne. %7ładen z nich
nie chciał powiedzieć tego, z czego obaj zdawali sobie sprawę. Audzili się, że dopóki te słowa nie
zostaną wypowiedziane, nie staną się rzeczywistością. W końcu jednak milczenie stało się bardziej
nieznośne niż prawda.
- Przegraliśmy!
Ned spojrzał na Sirusa i mimo woli uśmiechnął się. Teraz, gdy entuzjazm ulotnił się z twarzy prawnika,
jego wystające zęby nadały twarzy nieco komiczny wyraz.
- Zrobiłeś dla mnie tyle, że jest mi głupio, że przegraliśmy. Twoja kariera...
99
- Moja kariera! - parsknął prawnik. - Możesz mi wierzyć, że jak dotąd nic takiego nie istniało. Ta
sprawa z pewnością jej nie zaszkodzi.
- Ale jednak przegrałeś!
- Tak! Przegrałem - powiedział z goryczą i skubnął dolną wargę. - Przegrałem resztę złudzeń.
Jeżeli nie ma sposobu, żeby uratować takiego faceta jak ty, jaki sens ma praca prawnika? Twoja wiara
w sprawiedliwość była czymś, czego ci zazdrościłem. Byłeś beznadziejnie uparty i bezwzględnie
przekonany o swojej racji i... za to właśnie cię podziwiałem. Na tym paskudnym świecie był ktoś, do
kogo zawsze mógłbym obrócić się plecami nie obawiając się ciosu. To warte więcej niż kariera. A ja
cię zawiodłem -głos Sirusa załamał się.
- To nie twoja wina - Ned poklepał go po ramieniu. -Zrobiłeś wszystko, co możliwe. To chyba ja
zbyt pózno zrozumiałem zasady tej gry. Widziałem to, co chciałem widzieć i wydawało mi się, że
umiem odróżnić dobrych i złych. Nie chciałem uwierzyć, że niektórzy mogą mnie nienawidzić bardziej,
niż potrafię to sobie wyobrazić, że niektórzy, których uważałem za przyjaciół, zdradzą mnie dla
własnej korzyści. To była skuteczna lekcja... trochę gorzka, ale skuteczna. Dziś wiem, że takie
złudzenia mogą być kosztowne. To, co wiemy o innych to pozory, domysły. Nigdy nie możesz mieć
pewności, z której strony może paść cios. Jeśli tego nie zrozumiemy w porę - przegrywamy.
- Tak! Tylko, że wtedy, gdy już to wiemy, wiemy także, że przegraliśmy coś znacznie większego.
Zamilkli.
Wszystko, co miało być powiedziane, zostało powiedziane. Wszystko, co mogło być zrobione, zostało
zrobione. Teraz musieli już tylko czekać na wyrok, a wyrok mógł być tylko jeden.
100
- Ile dostanę? - zapytał Ned.
- Nie wiem! To zależy od sędziego. Prawdopodobnie dwadzieścia pięć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]