pięciogwiazdkowych restauracjach i drogich prezentach.
Po zorganizowaniu pracy ubrał się w szary garnitur,
wypolerowane buty i najelegantszy kapelusz i poszedł do
Marge, aby zobaczyć się z Tellie.
Drzwi otworzyła Nell
- Cieszę się, że nic ci nie jest, J. B. - rzekła sztywno.
- Ja też. Gdzie są wszyscy?
- W kuchni. Jemy właśnie lunch. Zapraszam.
Objął ją ramieniem i pocałował w czoło z prawdziwym
uczuciem.
- Stęskniłem się za tobą - powiedział po prostu i po
szedł do kuchni.
Marge i dziewczęta spojrzały na niego z uśmiechem.
Podbiegły do niego i zaczęły go ściskać.
- Nell ugotowała naszą ulubioną włoską zupę jarzynową
- rzekła Marge. - Siadaj i zjedz z nami.
Skrywana miłość 135
- Pachnie przepysznie - zauważył i odłożył kapelusz.
Usiadł, rozglądając się ciekawie. - Gdzie jest Tellie?
Zapanowała długa cisza. Marge odłożyła łyżkę.
- Wyjechała.
- Wyjechała? Dokąd?
- Do Houston - odparła ze smutkiem Marge. - Znala
zła mieszkanie do spółki z koleżankami ze studiów i za
łatwiła sobie posadę jako nauczycielka na wieczorowych
kursach. Dzięki temu mogła się też zapisać na zajęcia. Jest
samodzielna.
J. B. spojrzał w talerz niewidzącymi oczami. Tellie wy
jechała. Widziała go z Bella, więc zerwała wszelkie łączące
ją z nim więzi. Biorąc pod uwagę bolesne słowa, jakie jej
powiedział, nie mógł jej za to winić. Teraz będzie musiał
odnalezć z powrotem drogę do jej serca. Nie wiedział, czy
mu się to uda, ale nie miał zamiaru się poddawać. Nigdy
tak naprawdę nie zabiegał o Tellie. Jeśli jeszcze choć trochę
jej na nim zależało, nie będzie mogła go odrzucić, tak jak
on nie potrafiłby odrzucić jej.
Tellie odkryła, że rutyna ją męczy. Dwa wieczory w ty
godniu uczyła przez cztery godziny historii na kursach wie
czorowych, a w pozostałe dni uczęszczała na zajęcia. By
ła młoda i silna i wiedziała, że da sobie radę. Nie sypiała
jednak dobrze, przypominając sobie zażyłość Belli z J. B.
Nie ożeni się z tą piękną kobietą, wiedziała o tym. Z nikim
się nie ożeni. Jej jednak też nie miał nic do zaoferowania
i cierpiała z tego powodu.
Jeden z kolegów ze studiów, John, który pomógł jej zna
lezć pokój, zatrzymał się przy stoliku, przy którym siedziała.
Diana Palmer
136
- Tellie, usprawiedliwisz mnie jutro na antropologii? -
spytał. - Będę musiał pójść do pracy.
John też był na studiach magisterskich, ale z antropo
logii.
- Zrobię dokładne notatki. A ty pójdziesz za mnie na
literaturę? Mam do sprawdzenia testy z kursów wieczoro
wych - uśmiechnęła się do niego.
- Nie ma sprawy - odparł. Położył dłoń na oparciu jej
krzesła. - Jesteś pewna, że nie chcesz iść ze mną w piątek
na kolacjÄ™?
Był przystojny i słodki, ale lubił sobie wypić i poszaleć,
a Tellie nie. Nie chciała go urazić. Szukając w myślach od
powiedzi, popatrzyła w stronę drzwi.
Serce podskoczyło jej do gardła. W drzwiach wejścio
wych stał, rozglądając się dokoła, J. B. Zauważył ją i ruszył
prosto w jej kierunku, nie spuszczajÄ…c z niej wzroku. Za
trzymał się przy jej stoliku. Obrzucił Johna spojrzeniem
pełnym niemych ostrzeżeń.
- Chyba już pójdę - rzucił John. - Trzymaj się, Tellie.
J. B. usiadł. Nie uśmiechał się, lecz jego oczy spoglądały
ciepło na młodą kobietę, którą miał przed sobą.
- Uciekłaś.
Nie mogła udawać, że nie wie, o co mu chodzi. Odgar
nęła falujące włosy i podniosła kubek z kawą.
- Wydawało mi się to rozsądne.
- Czyżby?
- Czy tornado bardzo zniszczyło twoje ranczo?
- Na tyle, żebym miał co robić przez kilka dni. Inaczej był
bym tu wcześniej. - Przerwał na chwilę i zamówił u przecho
dzącej kelnerki filiżankę cappuccino. Zerknął na Tellie. - Al
bo dwie.
Skrywana miłość 137
- Dzięki - wymamrotała.
Oparł się wygodnie na krześle.
- Masz jakieś wieści od Grange'a?
- Dzwonił, zanim wyjechałam z Jacobsville, i mówił, że
wraca do Waszyngtonu. Został wezwany do złożenia ze
znań przeciwko byłemu dowódcy, który stanął przed są
dem wojennym.
- Tak. Cag Hart mi o tym mówił. Służyli razem z Grange'em
w tej samej dywizji w Iraku. Powiedział, że dowódca Grange'a
wyrzucił go z armii, a sam zebrał wszystkie splendory z po
wodu udanej wyprawy, która była pomysłem Grange'a.
- Opowiadał mi o tym - odparła Tellie.
Wróciła kelnerka, niosąc dwie filiżanki. J. B. wziął swoją
i upił łyk. Tellie wciągnęła aromat kawy i przymknęła oczy,
uśmiechając się. Lubiła ten zapach.
- Tellie, czy to jest to, czego naprawdę chcesz? - spytał
J. B., wskazując dłonią otaczający ich kampus.
Pytanie zaskoczyło ją. Bawiła się uszkiem filiżanki.
- Oczywiście. Chcę zrobić doktorat..
- I tylko tyle pragniesz od życia? Kariery?
Nie mogła spojrzeć mu w oczy.
- To dla mnie jedyny sposób, by coś osiągnąć. Mam wie
lu kolegów, którzy wypłakują mi w ramię problemy ze swo
imi dziewczynami albo biorÄ… ode mnie notatki, albo dajÄ…
mi na przechowanie koty, kiedy wyjeżdżają. Cóż, nie je
stem typem kobiety, z którą ktoś chciałby być na stałe.
Zamknął oczy w nagłym przypływie poczucia winy. To
on naopowiadał jej takich okropnych rzeczy. Przez niego
miała takie niskie poczucie wartości.
- Uroda to za mało - powiedział. - Same pieniądze
też nie wystarczą. Po wyjściu ze szpitala wróciłem do
Diana Palmer
138
pustego domu, Tellie - rzekł ze smutkiem. - Stałem
w przedpokoju z kryształowymi żyrandolami, włoskimi
marmurami, mahoniowym drewnem i perskimi dywa
nami i czułem się, jakbym był w grobie. Pieniądze to nie
wszystko. W rzeczywistości nic nie znaczą, jeśli się nie
ma ich z kim dzielić.
- Masz przecież Bellę - odparła z goryczą, o jaką się nie
podejrzewała.
Roześmiał się.
- Powiedziałem jej, że jestem w tarapatach i mogę
wszystko stracić. Nagle przypomniała sobie o zaproszeniu,
jakie dostała na lato.
Tellie uniosła wzrok. Bała się mieć nadzieję. J. B. przy
krył dłonią jej dłoń.
- Skończ cappuccino - rzeki łagodnie. - Chcę z tobą po
rozmawiać.
Ledwie zdawała sobie sprawę z tego, co robi. To mu
siał być sen. J. B. siedział i trzymał ją za rękę. Pewnie la
da moment się ocknie. Na razie jednak rozkoszowała się
tym spełniającym się marzeniem. Uśmiechnęła się do nie
go i dopiła cappuccino. Potem zabrał ją do auta i posadził
po stronie pasażera. Sam usiadł za kierownicą i wyjął zza
siedzenia kolorowÄ… torbÄ™.
- Otwórz - powiedział.
Tellie wyciągnęła ze środka piękną koronkową narzutę
z wyhaftowanymi różami. Zaparło jej dech. Zbierała pięk
ne rzeczy. Ta była najładniejsza, jaką widziała. Spojrzała na
niego pytajÄ…cym wzrokiem.
- Sam wybrałem. Tym razem nie wysłałem Jarrett po za
kupy. Jest tam więcej rzeczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]