podatny na dramatyczne wydarzenia i romantyczny umysł młodości. I wreszcie, drodzy
przyjaciele, jest umysł prozaiczny, czyli taki, który nie ogląda się na błękit morza i
krzewy mimozy, lecz widzi ukrytą stronę dekoracji scenicznej.
A teraz, mes amis, przejdzmy do śmierci wielebnego Stephena Babbingtona.
Tamtego sierpniowego wieczora sir Charles Cartwright wysunął przypuszczenie, że
pastor został zamordowany. Nie zgodziłem się z nim. Wątpiłem, po pierwsze, że taki
człowiek w ogóle może paść ofiarą zbrodni, po drugie, że w tamtych okolicznościach
udałoby się podać truciznę konkretnej osobie.
Teraz przyznaję, że racje miał sir Charles, ja byłem w błędzie. Myliłem się,
patrzyłem bowiem na zbrodnię z zupełnie fałszywego punktu widzenia. Dopiero
dwadzieścia cztery godziny temu, nagle, spojrzałem na wszystko pod zupełnie innym
kątem, tym razem właściwym, i zabójstwo pastora ujrzałem jako logiczne i możliwe.
Zostawmy jednak na razie tę kwestię i prześledzmy, krok po kroku, drogę, jaką
przeszedłem. Zmierć Stephena Babbingtona nazwałbym pierwszym aktem dramatu.
Zapadła nań kurtyna, kiedy wyjechaliśmy z ''Kruczego Gniazda''.
Drugi akt rozpoczął się w Monte Carlo, gdy pan Satterthwaite pokazał mi gazetę z
wiadomością o śmierci sir Bartholomewa. Stało się oczywiste, że sir Charles miał racje,
nie ja. Zarówno Stephen Babbington, jak i sir Bartholomew Strange zostali
zamordowani i oba morderstwa stanowią jedną i tę samą zbrodnię. Pózniej doszła
trzecia śmierć pani de Rushbridger. Potrzebujemy zatem logicznej teorii, opartej na
zdrowym rozsądku, która pokazałaby nam nić łączącą ze sobą te trzy morderstwa.
Innymi słowy, wszystkie trzy popełnił jeden i ten sam człowiek w jakimś określonym
celu.
Wyznam, iż trapił mnie fakt, że śmierć sir Bartholomewa Strange a nastąpiła po
śmierci Stephena Babbingtona. Rachunek prawdopodobieństwa wynikający z owych
trzech morderstw, popełnionych w różnym miejscu i czasie, wskazywał bezsprzecznie
na to, że zabójstwo sir Bartholomewa było zbrodnią centralną, podstawową, a tamte
dwa miały charakter drugorzędny, były wynikiem powiązań obu ofiar z doktorem. Ale
cóż, nie można mieć takiej zbrodni, jakiej by sobie człowiek życzył, już to mówiłem.
Pan Babbington zginął pierwszy, a sir Bartholomew drugi. Wydawało się wiec, że
druga zbrodnia powinna wypływać z pierwszej i że w pierwszej należy poszukiwać
klucza zagadki.
Przyznam, bardzo silnie skłaniałem się ku teorii prawdopodobieństwa, do tego
stopnia, iż poważnie brałem pod uwagę możliwość popełnionej omyłki. Czyżby sir
Bartholomew miał być pierwszą ofiarą, a Babbington został otruty zamiast doktora?
Musiałem jednak zarzucić ten trop. Każdy, kto znał bliżej Strange a, wiedział, że nie
znosił on cocktailów.
Albo inne przypuszczenie: czy Stephena Babbingtona otruto przez pomyłkę w
miejsce jakiegoś innego gościa obecnego na przyjęciu w ''Kruczym Gniezdzie''? Nic nie
potwierdzało takiej hipotezy. Nie było rady, wróciłem do teorii celowego morderstwa na
osobie pastora i natychmiast utknąłem, jako że, pozornie, taka rzecz wydawała się
całkowicie niemożliwa.
Zawsze należy rozpoczynać śledztwo od najprostszych i najbardziej oczywistych
założeń. Przyjmując za podstawę fakt, że Stephen Babbington wypił zabójczy cocktail,
zastanawiałem się, kto miał sposobność ten cocktail zatruć. Wydawało mi się z
początku, że mogły tego dokonać tylko dwie osoby (te, które podawały trunki):
gospodarz oraz pokojówka Temple. Tak, oboje mogli wlać truciznę do szklanki, ale
żadne z nich nie miało okazji podania tego, a nie innego cocktailu pastorowi. Temple
ostatecznie mogła to zrobić zręcznie manipulując tacą, tak by podsunąć mu ostatnią
szklankę (trudne, ale wykonalne). Sir Charles z kolei mógł rozmyślnie chwycić
właściwą szklankę i wręczyć ją staruszkowi. Tak, ale nic takiego nie miało miejsca.
Wyglądało na to, że przypadek i tylko przypadek skazał pana Babbingtona na zatruty
cocktail.
Sir Charles i Temple zajmowali się podawaniem drinków w ''Kruczym Gniezdzie''.
Czy któreś z nich było na party w ''Melfort Abbey''? Nie. Kto miał najwięcej możliwości
manipulowania kieliszkiem porto sir Bartholomewa? Zbiegły kamerdyner Ellis oraz
pomagająca mu pokojówka. Tutaj nie można jednak wykluczyć jednego z gości. Każdy
mógł wślizgnąć się do jadalni i wlać nikotynę do wina. Ryzykowne, ale możliwe.
Kiedy przybyłem do ''Kruczego Gniazda'', lista gości obecnych na obu przyjęciach
była już gotowa. Mogę teraz zdradzić, że z miejsca odrzuciłem cztery pierwsze osoby z
listy państwa Dacresów, pannę Sutcliffe i pannę Wills.
Niemożliwe, by ktoś z tej czwórki wiedział wcześniej, że spotka Stephena
Babbingtona w ''Kruczym Gniezdzie''. Użycie nikotyny wskazywało na starannie
przygotowany plan, to nie jest rzecz, którą wymyśla się na poczekaniu.
Na liście znalazły się jeszcze trzy osoby lady Mary Lytton Gore, panna Lytton Gore
i pan Oliver Manders. Ta trójka, choć mało prawdopodobna, wchodziła w grę. To ludzie
miejscowi, każdy z nich mógł mieć jakiś motyw usunięcia pastora, a wieczór w
''Kruczym Gniezdzie'' wybrać na dzień akcji. Ale cóż, nie udało mi się znalezć żadnego
na to dowodu.
Pan Satterthwaite, który chyba rozumował podobnie jak ja, skupił swe podejrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]