na lekcjach ze swoją klasą.
- Kto jest najbardziej zachłannym bohaterem w Kupcu weneckim"?
Może ty powiesz, Randy?
- Shylock.
- Zwietnie. Steve, a co jest tłem konfliktu między chciwym Shylockiem a
szlachetnym Antoniem?
- Wiara.
- Zgadza się. Jeden jest żydem, a drugi chrześcijaninem. - Sydney
pomyślała, że historia jej miłości do Jareda przypomina sztukę o księdzu i
grzesznicy. - A teraz pytanie do całej klasy. Jak sądzicie, czy główny wątek ma
odzwierciedlenie we współczesnym świecie? A jeśli tak, to czy potraficie podać
przykład?
102
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
Podniósł się las rąk. Sydney już miała wyznaczyć kogoś do odpowiedzi,
kiedy w drzwiach stanął elegancko ubrany mężczyzna z okazałym bukietem w
dłoni. Jego przybycie wywołało w klasie spore poruszenie.
- Mam tu kwiaty dla kogoś o inicjałach S.A.T. - powiedział posłaniec. -
Jest tu jakaś Susan albo Sam?
- Nie - zaśmiał się jeden z uczniów. - Ale za to jest Steve! - Klasa
skwitowała jego słowa chóralnym wybuchem śmiechu, a Steve Carr spiekł raka.
- Mam tu jeszcze wskazówkę, że ta osoba jako dziecko miała kucyka o
imieniu Pickle.
Sydney znieruchomiała. Pickle to był jej kucyk! A więc kwiaty były dla
niej. S.A.T. - Sydney Annie Taylor! Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Ale jeżeli
kwiaty były od Jareda, to skąd on mógł znać takie szczegóły z jej dzieciństwa?
- Do dzwonka zostały dwie minuty. Skoro bukiet jest przeznaczony dla
osoby, której nie ma w tej klasie, sprawdzę po lekcji bilecik i zadbam o to, żeby
kwiaty trafiły we właściwe ręce. Na dzisiaj to wszystko. Do widzenia.
Kiedy uczniowie opuścili klasę, Sydney odwinęła papier z bukietu i znów
znieruchomiała. W środku były wspaniałe białe lilie. Te kwiaty kojarzyły się jej
wyłącznie z pogrzebem. Jared wybrał doprawdy oryginalny sposób, żeby
pożegnać się z nią na zawsze! Drżącymi rękami i ze ściśniętym sercem
odczytała bilecik:
W drodze do Bismarck doznałem objawienia. Teraz z całą pewnością
wiem, że droga, którą wybieram, jest słuszna. Porozmawiamy, jak dojadę na
miejsce. Jared
Sydney poczuła w gardle wielką gulę. Była zdruzgotana.
Ten mężczyzna jest niebezpieczny, martwię się o ciebie córeczko,
przypomniała sobie słowa matki. Wtedy nie chciała wierzyć, wmawiała sobie,
że będzie dobrze. Co za ironia! Teraz wszystkie koszmarne proroctwa się
spełniły.
103
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
Sydney wyszła ze szkoły i pojechała do domu. Chciała jak najszybciej
znalezć się sama i choć w drodze jej komórka dzwoniła, nie odbierała jej. Kiedy
wróciła do domu, rozdzwonił się też telefon stacjonarny. Sydney uparcie nie
podnosiła słuchawki. Bała się tego, co może usłyszeć - że Jared odwołuje ślub.
Nie była na to wystarczająco przygotowana. Siedziała na sofie i wpatrywała się
nieruchomo w ścianę. Czuła ból w całym ciele, jakby potrącił ją samochód.
Zaniepokojony Jared jechał do Sydney jak szaleniec, przekraczając limit
dozwolonej prędkości. Dlaczego Sydney nie odbiera telefonów? Samolot miał
spore opóznienie. Jared spodziewał się, że wylądują w Gardiner wcześniej.
Spróbował zadzwonić jeszcze raz. Tym razem na szczęście Sydney odebrała.
- Hallo? - powiedziała ostro.
- Sydney? - upewnił się Jared, słysząc nieprzyjazny ton. Głos Sydney
brzmiał obco.
- Gdzie się podziewasz? Od kilku godzin nie mogę dodzwonić się do
ciebie.
- Byłam bardzo zajęta - odparła krótko.
Jared zmarszczył brwi. Takie słowa też były do niej niepodobne.
- Przepraszam, jeżeli posłaniec wszedł do ciebie na zajęcia i przerwał ci
lekcję.
- Ależ skąd, zjawił się chwilę przed dzwonkiem na koniec siódmej lekcji.
Trafił idealnie, naprawdę - odpowiedziała z goryczą.
Jared westchnął ciężko. Czym aż tak bardzo ją zranił, że nawet bukiet
najpiękniejszych kwiatów nie może tego naprawić? Chociaż w zasadzie
powinien się tego spodziewać.
- Kochanie....
- Przepraszam, ale nie mogę rozmawiać.
Sydney rozłączyła się, a zaskoczony Jared wpatrywał się jeszcze przez
dłuższą chwilę w wyświetlacz swojego telefonu. Jego zdumienie wzrosło, kiedy
zobaczył, jak z ulicy prowadzącej do bloku Sydney wyjeżdża zielony dżip. To
104
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
chyba auto Sydney, pomyślał. Niemożliwe, by w tak małej mieścinie jak
Gardiner były dwa identyczne samochody. Dżip jechał z dużą prędkością w
stronę parku. Jared nie chciał go gonić. Postanowił zadzwonić do biura ochrony
parku.
- Tak, słucham, mówi strażnik Smith.
- Cześć Larry, tu Jared.
- Witaj, stary, jak tam mijają ostatnie dni narzeczeństwa?
- Obawiam się, że nie najlepiej. Mieliśmy z Sydney drobną sprzeczkę i
wydaje mi się, że widziałem właśnie, jak jedzie swoim dżipem z dużą
prędkością w stronę parku. Trochę się o nią boję. Gdybyś ją zauważył, proszę,
daj mi znać, jestem cały czas pod komórką. Ja wjadę do parku północną bramą i
też będę jej szukał.
- Jasne. Zaraz zawiadomię wszystkie patrole. Na pewno ją znajdziemy.
Bez obaw.
-Dzięki, Larry. Będę ci zobowiązany.
- Nie ma o czym mówić. W końcu od czego ma się przyjaciół, co?
Jared uśmiechnął się do siebie. Nic dziwnego, że Sydney tak lubiła
Larry'ego. To rzeczywiście bardzo porządny facet.
Zaledwie Sydney wjechała do parku, od razu usłyszała syrenę. Od domku
Gilly, do której jechała, żeby się wypłakać, dzielił ją jeszcze kawał drogi. Patrol
wyraznie kogoś szukał. Chwilę jej zajęło, zanim zorientowała się, że to właśnie
ją ścigają.
Zjechała na pobocze i wysiadła z samochodu. Patrol składał się z dwóch
praktykantów, których Sydney znała z widzenia.
- O co chodzi, chłopcy?
- Dostaliśmy rozkaz przeszukania pani samochodu, pani Taylor, i
zatrzymania pani na czas wykonywania tej czynności - odparł jeden z nich,
jakby recytował fragment z podręcznika.
105
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- A co? - zaśmiała się. - Jestem podejrzewana o przewożenie
niedozwolonych substancji?
- Nie wiemy, my tylko wypełniamy rozkazy.
Sydney rozbawiona, ale i rozzłoszczona całą sytuacją, zwłaszcza że jej
zatrzymanie" zdążyło już wzbudzić zainteresowanie ciekawskich turystów,
wzięła się pod boki i stanęła przy swoim aucie. Po chwili zobaczyła
nadjeżdżający błękitny samochód. Jared, zaświtało jej w głowie i natychmiast
zrobiło się jej słabo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]