[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, chyba raczej nie. Wystraszyłbyś ją na śmierć.
- A ty się nie boisz? - roześmiał się.
- Pewnie, \e nie. - Kłamała, była śmiertelnie przera\ona. Bała się samej
siebie i szalonych uczuć, jakie w niej budził.
- To dobrze - odparł i pozwolił ustom powędrować ni\ej, otulając
pocałunkami jedwabistą skórę szyi i niespiesznie sunąc ku piersiom. Nie miała
wątpliwości, i\ gdyby tylko chciał, bez wahania zerwałby z niej sukienkę. Tym
gorętsze stało się oczekiwanie. Le\ała z przymkniętymi oczami, przeciągając
palcami po gęstej czuprynie Maksa, i rozkoszowała się chwilą.
- Wczoraj... - wymamrotał, ponownie przywierając do jej ust - wczoraj
wspomniałaś, \e masz spore doświadczenie z mę\czyznami, którzy wiodą
hulaszczy tryb \ycia. Co miałaś na myśli?
- Miałam takiego mę\a.
- Mę\a? - Poderwał się jak oparzony. - Mówiłaś, \e nie jesteś mę\atką
ani rozwódką!
- Bo to prawda. Jestem wdową. - Ale\ to dziwnie brzmi, pomyślała.
- Ach, rozumiem. Zdradzał cię?
- Między innymi - wzdrygnęła się. - Proszę, nie chcę o tym mówić.
- W porządku. - Wziął ją za rękę i pomógł się podnieść. Przez chwilę stali
mocno przytuleni, po czym w milczeniu ruszyli w stronę domu.
Gdy weszli do środka, Maks zniknął w swojej pracowni, a Katrina poszła
się zdrzemnąć. Jednak nie mogła zasnąć. Ogień, który rozpaliły pocałunki na
pla\y, domagał się ugaszenia. Wyobra\ała sobie zmysłowe dłonie pieszczące jej
nagie ciało. Westchnęła tęsknie i przymknęła oczy. Wyobra\ała sobie, jak
wślizguje się do pracowni, zakrada za fotel, zarzuca mu ręce na szyję i...
Nie, koniec marzeń! Przecie\ Maks nie znosi, kiedy mu się przeszkadza.
Biedna, spragniona miłości Katrina szaleje za mę\czyzną, który ma dość kobiet.
Zapewne jest tylko chwilową inspiracją do opisu pocałunków Isabel na pla\y.
Bo\e, jakie to \ałosne!
Gdy następnego dnia rano stanęła na wadze, z radością odkryła, \e zdołała
przytyć kolejny kilogram. Z dumą spojrzała w lustro, lecz niezłomna szklana
tafla w dalszym ciągu odbijała ciało zbyt chude, zbyt dziewczęce i niewinne. To
nie było ciało kobiety dojrzałej i doświadczonej. Ja, Katrina MacKenzie, jestem
wdową, pomyślała z niedowierzaniem. W ciągu sześciu lat ich mał\eństwa
Bastian ranił ją wielokrotnie i nieraz tęskniła, aby odzyskać wolność. Lecz
przecie\ nigdy nie \yczyła mu śmierci... Mimo całej swej podłości nie
zasługiwał na śmierć od zbłąkanej kuli, przeznaczonej dla dzikiej zwierzyny.
Ich mał\eństwo nigdy nie było szczęśliwe. Niespodziewanie przed oczami
Katriny stanęło wspomnienie dwóch elegancko ubranych biznesmenów, jej ojca
oraz ojca Bastiana, mę\czyzn posiadających pieniądze i władzę. To oni
zadecydowali o ślubie swoich dzieci, traktując go z jednej strony jako doskonały
interes, a z drugiej szansę na ustatkowanie się rozpieszczonego jedynaka Ten
staroświecki koszmar nie zdarzył się w odległych, egzotycznych krajach, lecz w
sercu Ameryki. Młodziutka Katrina początkowo straciła głowę dla zabójczo
przystojnego kawalera, a gdy pojęła, jak płytkie i złudne były jej marzenia o
szczęściu, było ju\ za pózno.
Podczas śniadania dostarczono przesyłkę. Katrina nie potrafiła się
skoncentrować na niezobowiązującej rozmowie, jaką Maks starał się prowadzić.
Kątem oka obserwowała piękne dłonie, krojące kozi ser, śledziła widelec,
którym zmierzał do ust. Nie była w stanie przestać myśleć o jego pocałunkach i
pieszczotach...
Czuła, \e się zakochuje.
To straszne.
Niebezpieczne.
Wspaniałe!
Otrząsnąwszy się z zamyślenia, spojrzała na paczkę. Nadawcą była
nieoceniona Mary Lou.
- Cudownie! - ucieszyła się, przecinając kopertę i wyjmując z niej dwie
kasety wideo.
- Co na nich jest? - zainteresował się Maks.
- Kole\anka nagrała mi filmy z Doris Day.
- Doris Day? - powtórzył z niedowierzaniem.
- Co ci się w niej nie podoba?
- Przecie\ ona była sławna, kiedy ciebie jeszcze nie było na świecie!
- Podobnie jak Mozart, Rembrandt i Szekspir - dopowiedziała chłodno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl