czarodziejską szatę, a do obrony najwyżej szpilkę do włosów.)
Nie. Musi jej wystarczyć ostrożny krok kota podkradającego się do ptaka.
Dowie się najwięcej, ryzykując jak najmniej. Zaczęła pełznąć na czworakach, by przeciąć
polanę, gdzie zasłaniały ją tylko zarośla. Trzydzieści kroków dalej znów zaczynały się drzewa.
Las ciągnął się w górę zbocza aż do celu jej wędrówki.
Scyra przebyła zaledwie piętnaście kroków, gdy coś poruszyło się w krzakach.
Znieruchomiała i wstrzymała oddech. Po chwili zarośla znów zafalowały. Bez wątpienia
ukrywali się tam ludzie.
Nasłuchiwała w obawie, że trafiła na zaczajonych Piktów. Możliwe, że walczą ze sobą dwa
góralskie szczepy. Węże lub Wilki naruszyły tabu, wkraczając na ziemię białego szamana, a
Sowy jej bronią. Scyra nie miała złudzeń. Nie byłaby w pełni bezpieczna w rękach żadnej ze
stron. Ale Węże z całą pewnością zabiłyby ją bez litości. Sowy mogłyby się wahać, bo jest
córką szamana. O ile rozpoznałyby ją na czas.
Szybko uświadomiła sobie, że w dochodzącej tu wrzawie bitwy nie usłyszy skradających się
Piktów. Ale też oni nie usłyszą jej. Wyciągnęła sztylet i podpełzła do krzaków.
Wśród trzasku gałęzi i chrzęstu żwiru, na otwartą przestrzeń wyskoczyła ciemnoskóra
postać. Zdążyła zrobić jeden krok, gdy Scyra złapała ją mocno za obie kostki. Nie znała sztuki
walki, ale była opanowana, silna i odważna. Taka się urodziła, a lata życia w głuszy jeszcze ją
zahartowały. Postać runęła na ziemię. Z odległości nie większej niż ostrze sztyletu Scyra
spojrzała w rozszerzone strachem oczy młodej kobiety.
Córka czarownika oddałaby teraz dziesięć lat życia za zaklęcie, które uciszyłoby obcą i
przekonało ją, że nie ma przed sobą wroga. Ale jedyne, co mogła zrobić, to zasłonić dłonią
usta kobiety i szepnąć jej do ucha coś uspokajającego. Scyra zauważyła na tym uchu
zakrzepłą krew z rany po wyrwanym kolczyku, a na ciele obcej siniaki i zadrapania. Część z
nich mogła powstać od otarć o skały, ale inne z pewnością nie.
Poza tymi drobnymi obrażeniami, kobieta wyglądała na całą i zdrową. Miała ciemniejszą
skórę niż Piktowie czy Shemici i okrągłą twarz. Scyra nie znała tej rasy. Do ciała obcej
przylgnął kurz i suche liście, ale pod nimi rysowały się pełne kształty młodej dziewczyny,
która dopiero staje się dojrzałą kobietą.
Czy pochodziła z Czarnych Królestw daleko na południu? Bardzo możliwe. Scyra słyszała, jak
wyglądają mieszkańcy tamtych stron. Ale jeśli tak, to co robiła na Pustkowiu Piktów, dalej od
domu niż Scyra zdolna była sobie wyobrazić? W pobliżu nie było nawet wybrzeża, gdzie
mógłby przybić statek.
Odpowiedz nasuwała się sama. Przejście między światami połączyło Czarne Królestwa z
Pustkowiem Piktów. Albo sprawił to Lysenius, albo czysty przypadek. Kobieta przeszła przez
nie lub wciągnęła ją moc czaru zniewalającego umysł, jak wielu innych przed nią. Czy
przybyła tu sama?
Nie nosiła ani odzienia, ani broni. Trudno uwierzyć, by ktoś wyruszył tak w nieznane. Może
jest niespełna rozumu? Scyra znów zajrzała obcej w oczy.
Wciąż były wytrzeszczone i czaił się w nich strach, ale nie znalazła oznak szaleństwa.
Wskazała na siebie i powiedziała Scyra.
Obca jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy. Wycelowała palec w swoją pierś i odpowiedziała
Vuona.
Vuona powtórzyła Scyra, wskazując kobietę. Ciemnoskóra istota energicznie
przytaknęła.
Przez to wszystko Scyra prawie zapomniała o odgłosach bitwy. Teraz ocknęła się. Okrzyk
śmierci przeszył powietrze niczym strzała i odbił się echem między drzewami.
Wayo, wayo, wayo! usłyszała. Słowa dochodziły od strony pola walki. Brzmiały jak
pieśń, wydobywająca się z wielu męskich, silnych gardeł. Słyszała już pieśni zwycięstwa
Piktów, ale ta ich nie przypominała. Była głębsza, pełniejsza, jakby bardziej przejmująca.
Nigdy nie słyszała niczego podobnego.
Vuona podskoczyła, jakby ukąsił ją wąż.
Bamula! krzyknęła.
Scyra spróbowała ją powstrzymać. Trzy klany Piktów musiały ją usłyszeć, o ile już nie
ściągnęła ich tu bitewna wrzawa. Wyrywanie się do przyjaciół mogło zakończyć się śmiercią
w zasadzce Piktów. Często zastawiali takie pułapki.
Kobieta szarpała się z zadziwiającą siłą i teraz Scyra żałowała, że nie ma piktyjskiego młota
wojennego. Celny cios w głowę i&
Ty Bamula? zapytała. Czyżby to była nazwa plemienia Vuony? Czy to możliwe, by cały
zastęp wojowników przeszedł przez wrota demonów i natknął się na Piktów?
Pieśń brzmiała dalej i niemal zagłuszała odgłosy walki. Nie słychać było żadnego Pikta, tylko
Bamula. A może to Piktowie wpadli na przeważające siły Bamula?
Nagle na zboczu wzgórza zapadła cisza. Trwała nie dłużej niż jeden głęboki oddech i ozwała
się nowa pieśń.
Ohbe Bessu, ohbe Bessu, ohbe Bessu! Pieśń nie brzmiała ciszej niż poprzednia, ale
była wolniejsza, jakby żałobna. Vuona słuchała z uwagą. Potem wydrapała w ziemi płytki
rowek, wepchnęła do niego małą, sosnową szyszkę i zasypała ją.
Bessu powiedziała, wskazując kopczyk.
Widać zwycięstwo wymagało ofiar. Wojownik, zwany Bessu, poniósł zaszczytną śmierć.
Uhonorowano go godniej niż to było w zwyczaju Piktów, żegnających poległych wyciem.
Vuona wskazała na wzgórze. Scyra westchnęła. Wyglądało na to, że kobieta chce się tam
dostać, nie bacząc na strzały i Piktów. Ale przynajmniej nie będzie sama. Może potem
odwdzięczy się Scyrze i wróci z nią do groty. Choćby tylko po to, by dostać jakieś okrycie i
maść na siniaki. Bo po cóż by innego!
Ale potem& Kto wie, co się może wydarzyć? Scyra nie znała zaklęcia, które nauczyłoby ją
języka Vuony, albo Vuonę mowy bossońskiej. Nie mówiąc już o takim, które pozwoliłoby
Scyrze poznać czyjeś myśli bez słów. Takie zaklęcia skrywały niedostępne dla niej zwoje. Nie
tylko nigdy ich nie czytała, ale nawet nie dotykała. O ile ojciec nie przechowywał tych zaklęć
w głowie. Może tak dobrze je pamiętał, że już nie potrzebował zwojów?
A jeśli tak& Vuona mogłaby przemówić, mogłaby uznać Scyrę i Lyseniusa za przyjaciół,
mogłaby przyprowadzić do nich innych Bamula& Tych Bamula, co przeszli przez wrota
demonów w tak dobrym stanie, że potrafili pokonać Piktów!
Scyra dawno temu przysięgła sobie, że albo zwycięży ojca, albo pozyska jego względy. Przez
pamięć o ich dawnej, wzajemnej miłości wolałaby to drugie. Bamula mogli dać jej klucz do
tego.
X
Govindue pozwolił Conanowi iść na przedzie, kiedy schodzili ze wzgórza na spotkanie z
Bamula. Wiejski chłopak kroczył z tyłu dumnie, bo tego dnia zdobył sobie sławę, która
przetrwa nawet, gdyby to była jego ostatnia walka.
Zastanawiał się, czy plemię Conana jak ono się nazywa? Kimmerala? ma zwyczaj
śpiewania pieśni sławiących imiona bohaterów. I czy Govindue z Wioski Martwego Słonia i
plemienia Mniejszych Bamula będzie kiedyś opiewany przy ogniskach w Kimmerali.
Govindue miał szczęście, że przepuścił Conana przodem. Cymmerianin pierwszy zobaczył
drżące liście i czającego się żywego Pikta tam, gdzie kto inny widziałby tylko martwego.
Wokół nie brakowało zabitych Piktów i Conan zabrał jednemu z nich topór z krótkim
trzonkiem. Niezbyt dobrze wyważona do szybkiego rzutu broń, poszybowała jednak w
zarośla. [ Pobierz całość w formacie PDF ]