sam z chłopczykiem. Co między nimi zaszło do godziny trzeciej, opowiedzieć nie
chciał. Ale coś zaszło. (Chłopiec na ten temat wypowiedział się krótko: Co tu
dużo gadać, nauczyłem go rozumu. . . ). O trzeciej Zachar nie wytrzymał i w pa-
nice najpierw zadzwonił, a potem pobiegł do Weingartena, swego najbliższego
przyjaciela, którego darzył niezmiernym szacunkiem.
Nadal nic nie rozumiem przyznał na zakończenie. Wysłuchałem Wa-
lentina, wysłuchałem ciebie, Dima. . . Ale i tak nic nie rozumiem. Jakoś się to nie
trzyma kupy. . . i nawet trudno uwierzyć. Może wszystko przez ten upał? Prze-
cież takiego upału podobno nie było od dwustu pięćdziesięciu lat. No i wszyscy
powariowali, każdy na swój sposób. . . być może my także. . .
Poczekaj, Zachar powiedział Weingarten, marszcząc z irytacją czoło.
Ty jesteś człowiekiem konkretu, więc raczej wstrzymaj się chwilę ze swoimi hi-
potezami. . .
Jakie tam hipotezy! powiedział Zachar z rezygnacją. Dla mnie jest
jasne bez wszystkich hipotez, że my tu niczego nie wymyślimy. Powiem wam, że
moim zdaniem trzeba o tym zawiadomić, kogo należy. . .
50
Weingarten spojrzał na niego z zabójczą litością.
Kogo, twoim zdaniem, należy zawiadamiać w takich wypadkach?
Skąd ja to mogę wiedzieć? zapytał smętnie Gubar. Muszą przecież
być jakieś odpowiednie organizacje. . . Na przykład MSW. . .
W tym momencie chłopczyk głośno zachichotał i Gubar zamilkł. Malanow
wyobraził sobie, jak Weingarten przychodzi, gdzie należy, i opowiada dociekli-
wemu oficerowi swoją historię o rudym karzełku w czarnym, przyciasnym gar-
niturze. Gubar także wyglądał dostatecznie zabawnie. A jeśli chodzi o samego
Malanowa. . .
Nie, chłopcy powiedział wy jak sobie chcecie, a ja tam nie mam nic
do roboty. Na moim piętrze w zagadkowych okolicznościach umarł człowiek, a ja
ostatni widziałem go żywego. . . W ogóle nie mam tam po co chodzić. . . Mam
wrażenie, że niedługo sami po mnie przyjdą.
Weingarten natychmiast nalał mu koniaku i Malanow wypił jednym haustem,
nie czując smaku. Weingarten powiedział z westchnieniem:
Tak, chłopcy. Nie mamy się kogo poradzić. Tylko patrzeć, jak trafimy do
domu wariatów. Możemy liczyć tylko na siebie. Zaczynaj, Dima. Masz otwarty
umysł. Zaczynaj.
Malanow potarł palcami czoło.
Mam w głowie watę powiedział. Nie mam żadnego pomysłu. To
wszystko są jakieś majaczenia. Jedno tylko jest dla mnie jasne tobie powiedzia-
no wprost: przestań pracować nad swoim tematem. Mnie nikt nic nie powiedział,
za to urządzili mi takie życie. . .
Słusznie! przerwał mu Weingarten. Fakt pierwszy. Komuś nasza pra-
ca jest nie na rękę. Pytanie komu? Zauważ do mnie przychodzi przedstawi-
ciel supercywilizacji Weingarten zaczął zaginać palce. Do Zachara agent
Ligi Dziewięciu. . . A propos, czy ty słyszałeś o Lidze Dziewięciu? Mnie się coś
kołacze po głowie, gdzieś o tym czytałem, ale gdzie. . . zupełnie nie pamiętam.
Do ciebie w ogóle nikt nie przychodzi. . . To znaczy, przychodzą tacy tam różni,
ale się nie ujawniają. Jaki stąd wniosek?
No? zapytał posępnie Malanow.
Stąd wniosek, że w rzeczywistości nie ma żadnych Przybyszów, żadnych
starożytnych mędrców, a jest coś trzeciego, jakaś siła, której nasza praca stanęła
kością w gardle. . .
Zawracanie głowy powiedział Malanow. Maligna. Nic nie wyjaśnia.
Zastanów się. Mnie interesują gwiazdy w gazowo-pyłowym obłoku. Ciebie
jakaś tam rewertaza. A Zachara w ogóle elektronika. Nagle przypomniał so-
bie. I Sniegowoj coś o tym mówił. . . Wiesz, co on powiedział? Gdzie, po-
wiedział, rzeka, a gdzie las. . . Dopiero teraz zrozumiałem, co miał na myśli. To
znaczy, że on, biedak, też sobie nad tym łamał głowę. . . Albo może, według cie-
bie, tu działają trzy różne siły? zapytał jadowicie.
51
Nie tak prędko, stary, nie tak prędko! powiedział Weingarten z naci-
skiem. Nie rozpędzaj się!
Miał taką minę, jakby już dawno wszystko zrozumiał i zaraz ostatecznie to
wyjaśni, jeśli oczywiście przestaną mu przerywać i w ogóle przeszkadzać. Ale
niczego nie wyjaśnił zamilkł i wybałuszonymi oczami zagapił się na pusty
słoik po rolmopsach.
Wszyscy milczeli. Potem Gubar cicho powiedział:
A ja ciągle myślę o Sniegowoju. . . %7łe też na niego trafiło. . . Przecież na
pewno jemu także kazali przerwać jakąś pracę, a jakże on mógł usłuchać? Przecież
był w wojsku. . . otrzymał zadanie. . .
Ja chcę siusiu! oznajmił dziwny chłopczyk i kiedy Gubar z westchnie-
niem prowadził go do ubikacji, dodał na cały głos: I kupę!
Nie, stary, nie rozpędzaj się. . . nagle ponownie odezwał się Weingar-
ten. Wyobraz sobie na moment, że istnieje na Ziemi grupa istot dostatecznie
potężna, żeby wykonać te wszystkie numery, które aktualnie wykonuje. . . Niech
to będzie choćby owa Liga Dziewięciu. . . Co jest dla ich najistotniejsze? Unie-
możliwienie pracy nad określonymi zagadnieniami. Skąd możemy wiedzieć? Mo-
że teraz w Pitrze stu ludzi łamie sobie głowę jak i my. . . A na całej Ziemi
może sto tysięcy. I podobnie jak my boją się przyznać. . . Jedni się boją, a inni
wstydzą. . . A są jeszcze i tacy, którym to bardzo na rękę! Korupcja na wysokim
poziomie!
Mnie tam nikt nie próbował skorumpować powiedział ponuro Malanow.
I to także nie jest przypadek! Ty, durniu, jesteś nieprzekupny. . . Ty nawet
nie umiesz dać w łapę komu trzeba i kiedy trzeba. . . Dla ciebie życie to jedno
pasmo nieprzezwyciężonych przeszkód. W restauracji nie ma wolnego stolika
przeszkoda. Kolejka po bilety przeszkoda. Ktoś ci próbuje poderwać dziew-
czynę. . .
No dobra, wystarczy! Zebrało ci się na kazania. . .
Nie-e! powiedział Weingarten, chętnie przerywając kazanie. Nie wy-
głupiaj się, stary. To są zupełnie sensowne przypuszczenia. Ich potęga wprawdzie
wygląda niezwykle, a nawet fantastycznie. . . ale przecież istnieje, u diabła, na
świecie hipnoza i inne takie, a może nawet hipnoza telepatyczna! Nie, stary, tyl-
ko sobie wyobraz istnieje na Ziemi rasa, starożytna, rozumna, być może to
w ogóle nie są ludzie, tylko nasi rywale. Cierpliwie czekali, gromadzili informa-
cje, przygotowywali się. I teraz właśnie postanowili zadać cios. Zwróć uwagę, że
oni nie atakują otwarcie, są na to za mądrzy. Rozumieją, że góry trupów to głu-
pota, barbarzyństwo i do tego niebezpieczne dla nich samych. Więc postanowili
ostrożnie, delikatnie, skalpelem operacja na centralnym układzie nerwowym,
zniszczenie decydującego ogniwa, wykastrowanie nauki. Zrozumiałeś?
Malanow słyszał i nie słyszał Weingartena. Coś mdlącego, zakrzepłego pod-
chodziło mu pod gardło, miał ochotę zatkać uszy, odejść, położyć się, wyciągnąć
52
na łóżku, przykryć głowę poduszką. To był strach. I to nie zwyczajny strach, tylko
Wielki Czarny Strach. Uciekaj stąd. Ratuj się. Rzuć wszystko, schowaj się, zaryj
w ziemię, skryj pod wodę. . . Spokój! krzyknął na siebie. Opanuj się, idioto!
Inaczej zginiesz. . . I powiedział z wysiłkiem:
Zrozumiałem. Zawracanie głowy.
Dlaczego?
Dlatego, że to bajeczka. . . głos mu zachrypł, odchrząknął dla dzie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]