oper, by wiedzieć, że nie wolno im niczego dotykać. Więc nie dotykali. Jarrod i
Cliff dostąpili wątpliwego zaszczytu pilnowania zwłok, a dwaj inni popedałowali
na rowerach, ścinając narożniki, do najbliższego telefonu, by wreszcie spełnić
marzenie swego życia, wybierając numer 999.
Już po chwili zostali nagrodzeni wyciem policyjnych syren.
To było lepsze niż telewizja.
Bez względu na dzień tygodnia Karys zawsze przyjeżdżała na miejsce zbrodni
najszybciej, jak mogła. Tym razem pojawiła się po trzydziestu minutach,
zatrzymując mercedesa za wozem dochodzeniówki, pełnym funkcjonariuszy
przeklinających pracę, która właśnie dziś oderwała ich od rodzin. Karys
zignorowała ich, założyła obuwie ochronne i papierowy fartuch, po czym łokciem
zaczęła sobie torować drogę pośród tłumu gapiów, zwabionych wyciem policyjnej
syreny i migającymi światłami kogutów nawet w Boże Narodzenie. Na szczęście
wysoki płot okalający plac budowy stanowił dobry parawan. Pochylając się,
przeszła pod biało-niebieską policyjną taśmą, odgradzającą miejsce przestępstwa.
Forrest uśmiechnął się do niej krzywo: Przepraszam, że oderwałem cię od
świątecznego stołu, Karys.
W porządku, Davidzie.
W innej sytuacji też powiedziałaby mu, że jej przykro z powodu zepsutej
Gwiazdki, ale teraz wiedziała o nim więcej, wiedziała, że nie ma rodziny, z
którą mógłby dzielić świąteczny nastrój. Była też świadoma, że bał się tej
chwili, momentu, kiedy znajdą następne zwłoki.
Tak jak ona.
100
Forrest wyglądał mizernie, jakby niewiele spał w ciągu tych kilku ostatnich dni.
Starał się zachowywać jak zawodowiec, a jednocześnie życzliwie.
Pomyślałem, że najlepiej będzie, jak zadzwonię do ciebie, Karys. To jasne, że
to robota tego samego faceta.
Podążając za jego wzrokiem, spojrzała na żółte, plastykowe worki.
Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś.
Nagle poczuła, że strasznie jej go żal. Gdyby złapali zabójcę Colina Wilsona,
nie staliby tu teraz gotowi do odpakowania" następnej ofiary. On to musi
odbierać jak osobistą porażkę. Oparła się pokusie położenia ręki na jego
ramieniu w przyjacielskim geście, choć miała na to ogromną ochotę, nawet pomimo
obecności dwóch obserwujących ją detektywów. Uśmiechnęła się ciepło.
Chodz, Davidzie rzekła tu jest wściekle zimno. Rzucimy na to okiem i
przeniesiemy się do kostnicy.
Przyniosła ze sobą mocny nóż. Rozcięła worki, jakby był to brzuch ryby, i
patrzyła, jak wyłania się ramię, głowa i noga. Stężenie pośmiertne już zaczęło
ustępować. Karys patrzyła jak zahipnotyzowana. To było ciało młodej kobiety,
obnażone w górnej części i okrutnie okaleczone, tym razem przez całkowite
usunięcie lewej piersi. Najwyrazniej chirurg" nie był w stanie ładnie zszyć
wielkiej, koszmarnej rany. Starał się jednak połączyć jej brzegi dużymi,
nieudolnie założonymi, czarnymi szwami. Tym razem grubymi. Karys nie ruszała się
przez chwilę. Wydawało się, że chłód przykuje ją do miejsca. Dopiero głęboko
wdychając czyste, zimne powietrze zmusiła swój mózg do pracy i oderwała wzrok od
okropnej rany, by obejrzeć resztę ciała ofiary. De-natka ubrana była w krótką,
szarą spódniczkę, zabryzganą krwią, i czarne, skórzane kozaki do kolan. Nie
miała płaszcza. Przyglądając się uważnie, na dnie worka można było dostrzec
kałużę częściowo zakrzepłej krwi.
Ten widok mógł nawet patologa przyprawić o mdłości.
W końcu jej spojrzenie odnalazło oczy Forresta, w których odbijały się jej
własne emocje: przerażenie, współczucie, odraza. Strach.
I to właśnie jego strach zaskoczył ją najbardziej. Bał się przegranej. Bał się,
że nie złapie chirurga" przed popełnieniem przez niego następnej zbrodni.
Ona bała się zupełnie czego innego. Bała się samego zabójcy.
101
Forrest czekał z lękiem na ten moment. A teraz ów lęk się wzmagał. Przyjdzie
kolej na trzecią i czwartą ofiarę. W tej chwili poczuł, jak umacnia się w
postanowieniu: nie będzie następnej ofiary. Posłał Karys wymuszony uśmiech.
Wiesz, kto to jest? zapytała.
Jeszcze nie, nie mogę z całą pewnością powiedzieć, ale dzwoniła do nas pewna
bardzo zdenerwowana kobieta, mówiąc, że jej współlokatorka nie nocowała w domu
od dwóch dni. Wyglądał na przygnębionego. Jest pielęgniarką.
Ze szpitala?
Nie, z Kliniki Catera.
Nazwa nic Karys nie mówiła poza tym, że był to zakład raczej prywatny niż
państwowy.
Znasz jej tożsamość?
Rosemary. Rosemary Baring. Wtedy dotknęła jego ramienia.
David rzekła nagląco musisz wrócić do szpitala. To nie są przypadkowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]