[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ty albo czuła się samotna i pozbawiona przyjaciół, natychmiast nawiąż ze mną
kontakt! Zjawię się niezwłocznie.
49
 Wiesz, jak miło słyszeć takie słowa? I ty także pamiętaj, że zawsze możesz
na mnie polegać. Jeśli będziesz miał jakiekolwiek zmartwienia, wezwij mnie, bę-
dę przy tobie.
 Dziękuję.
Milczeli długo. Theresa nigdy nie miała zapomnieć tej chwili. To była naj-
trudniejsza doba jej życia, a siedzi oto w towarzystwie Erlinga w ciepłej kuchni,
z ręką w jego dłoni.
Spojrzała na niego i poczuła, że serce ze szczęścia omal jej się nie wyrwie
z piersi, choć przecież pogrążona była w najczarniejszej rozpaczy. Theresa zapa-
miętała Erlinga takim, jakim go widziała po raz pierwszy wiele lat temu w Nor-
wegii. Była urzeczona jego powierzchownością i manierami, myślała wtedy, że
byłby to najbardziej odpowiedni mąż dla jej nieszczęśliwej córki.
Szybko jednak uświadomiła sobie, że tak nie jest. Tiril wybrała Móriego, Er-
ling natomiast elegancką, lecz pozbawioną charakteru Catherine. Catherine żyła
chwilą i bardzo łatwo nawiązywała przyjaznie, szczególnie z mężczyznami. The-
resa wtedy była rozczarowana ze względu na Tiril. Teraz nie miała wątpliwości,
że córka wybrała właściwie.
Erling się zmienił. Z pewnością stał się bardziej dojrzały. Zwiadomość, że
są równolatkami, wprawiła ją w zakłopotanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że
Erling pije za dużo, choć tego wieczora przecież nie pili. Sam jednak jej się zwie-
rzył, że to okropna sytuacja z Catherine sprawiła, iż szukał pocieszenia w winie.
I sam też powiedział, że teraz już żadne wino nie jest mu potrzebne. Rzeczywiście,
w ostatnich dniach bardzo zmniejszył ilości wypijanego trunku.
To bardzo Theresę uspokajało.
Za czyściutko wymytymi oknami Theresenhof wciąż jeszcze trwała noc.
Księżna spoglądała w ciemność i czuła w sercu dojmujący ból. Postanowili, że
nie będą o tym rozmawiać, ale ilekroć pomyślała o swoich bliskich, którzy są
gdzieś teraz w tych ciemnościach, do oczu napływały jej łzy.
 Moje małe wnuki  szeptała.  Niech wszystkie moce niebieskie chronią
je dzisiejszej nocy!
 Powinienem być z Dolgiem  powtórzył znowu Erling.  Ale, Thereso,
my oboje jesteśmy tylko zwyczajnymi śmiertelnikami. W niczym nie przypomi-
namy Móriego i Dolga. I czujemy się tacy bezsilni.
 Jestem ci wdzięczna, że należysz do zwyczajnych śmiertelników i nie masz
żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Cieszę się, że jesteśmy razem dzisiejszej
nocy, ty i ja. Cieszę się, że tak po ziemsku martwimy się, czy dzieci teraz nie
marzną i nie są głodne albo przestraszone.
Erling uścisnął jej rękę. Długo wsłuchiwali się w nocną ciszę, a ich myśli
krążyły wokół tych, na których czekali.
Gdzie jest Tiril? I Móri, i Dolg? Co robią Villemann i Taran, a także Nero?
50
Przede wszystkim jednak martwili się o zbyt jeszcze młodego, samotnego Do-
lga.
Rozdział 8
Dolg nie zaszedł, oczywiście, zbyt daleko w tym ciemnym lesie. Kolejna bły-
skawica oświetliła fragment drogi, zdołał zobaczyć szlak przed sobą, ale niemal
natychmiast wszystko znikło i po chwili chłopiec zaplątał się w zarośla. Gałęzie
biły go po twarzy i po rękach, ale on przedzierał się naprzód w nocnych ciem-
nościach. . . Nagle wpadł do jakiejś kamienistej rozpadliny. Nie było wprawdzie
głęboko, ale potłukł się boleśnie.
Skąd przyszło mu do głowy, że mógłby uciec od cieni? Duchy w ciemno-
ściach widzą równie dobrze jak przy dziennym świetle. Przenikają swobodnie
przez drzewa i kamienie, jeśli to konieczne.
Znowu szły tuż-tuż za nim i przerażony chłopiec zaczął rozpaczliwie krzy-
czeć. Próbował wydostać się rozpadliny, spojrzał w górę, rozglądał się na wszyst-
kie strony i właśnie wtedy nadeszła kolejna błyskawica.
Jego krzyk zagłuszał dudnienie grzmotu. Przed nim, w miejscu dokąd miał
zamiar uciekać, stał piąty wielki mistrz.
Wysoko, bardzo wysoko ponad głową Dolga tkwiła najokropniejsza zjawa,
jakiej chyba nie mógłby sobie wyobrazić.
Był to wysoki, kościsty i pochylony starszy mężczyzna, ubrany tak jak inni na
czarno, w szerokiej opończy, ale bez kapelusza. Ten wielki mistrz był mnichem
i najwyrazniej za życia mieszkał w klasztorze. Ascetyczne ubranie, ascetyczne
oblicze, a mimo to trudno było się oprzeć jego wielkiemu autorytetowi.
Są tacy ludzie, którzy po dotknięciu jakiegoś przedmiotu, który trzymał w rę-
kach ktoś inny, potrafią wiele o tamtej osobie powiedzieć. Młody Dolg nie potrze-
bował dotykać żadnych przedmiotów. Wystarczyło, że popatrzył. Teraz też miał
wrażenie, iż wie o tej zjawie wszystko. A może też było tak, że owa podobna do
cienia istota, tkwiąca na krawędzi rozpadliny, chciała zaszczepić w duszy chłopca
przerażenie?
Tak, bo o innych cieniach kręcących się wokół niego nie wiedział właściwie
nic.
Błyskawicznie, dosłownie w ciągu ułamka sekundy chłopiec zrozumiał, ja-
kiego rodzaju człowiekiem był za życia ten upiór. Nie wiedział absolutnie nic na
52
temat Tomasa de Torquemady. Nie miał pojęcia, jak brzmi imię wysokiego, czar-
nego cienia. Ale w okamgnieniu zobaczył wspaniały królewski zamek, ów czło-
wiek stał obok królewskiej pary, Ferdynanda oraz Izabelli Hiszpańskiej  Dolg
nie wiedział, oczywiście, co to za ludzie  i wszystko wskazywało na to, że jest
im niemal równy dostojeństwem. Chłopiec zobaczył półnagich mnichów, biczu-
jących swoje pochylone grzbiety w podobnych do grobowych krypt klasztornych
celach, a obok na krzesłach leżały włosiennice. Dolg widział też, jak ten człowiek
siada do stołu, na którym znajdują się wyłącznie najbardziej niezbędne pokarmy.
Kolejne wizje następowały po sobie tak szybko, że Dolg nie był w stanie od-
dzielać poszczególnych obrazów, widział, jak ten wielki inkwizytor przesłuchuje
heretyków, tych, którzy odważyli się wyznawać inną wiarę niż on sam, widział
nieszczęsnych odszczepieńców w ponurych izbach tortur, jednych powieszonych
głowami w dół, innych z zatkanymi ustami, choć pojęcia nie miał, dlaczego, wi-
dział ich w drodze do katedry okrytych wiązkami złocistej słomy z czerwonymi
krzyżami na plecach i na piersiach, a tam czekał na nich inkwizytor, surowy i nie-
ubłagany.
Tylko tyle Dolg zdołał zauważyć, przeleciało mu przed oczyma znacznie wię-
cej obrazów, ale nie był w stanie pojąć, co przedstawiają. W tym, co zdołał roz-
różnić, nie było ani jednej sceny ukazującej dobro.
Błyskawiczne obrazy przeminęły. Ciężko dysząc ze strachu, z twarzą zalaną
łzami, Dolg wyciągnął magiczną runę ojca spod koszuli na piersi. Drżącymi ręka-
mi uniósł ją i trzymał przed marą.
Było ciemno, lecz Dolg usłyszał zdumiewający wybuch, poprzedzony krót-
kim, złowieszczym śmiechem.
Chłopiec nie pojmował, co to. Pojęcia nie miał, że Tomas de Torquemada znał
runy równie dobrze jak on sam. To przecież sam wielki inkwizytor przyczynił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl