nie zauważyłem. Nic szczególnego. Dwóch młodych ludzi flirtowało z nią, ale całkiem
przeciętnie, że tak powiem. W sposób wesoły i miły, ale nie morderczy. Miała również
powodzenie u starszych panów. Miała w sobie coś figlarnego. Wydawała się jeszcze zu-
pełnym dzieckiem. Pan mnie rozumie? To bawiło ludzi.
Superintendent Harper wtrącił głębokim, melancholijnym głosem:
Na przykład pana Jeffersona?
Tak, właśnie myślałem o panu Jeffersonie. Spędzała bardzo dużo czasu z nim i je-
go rodziną. Zabierał ją czasem na wycieczki samochodowe. Pan Jefferson lubi młodzież
i jest bardzo dobry dla niej. Nie chciałbym, żeby mnie pan zle rozumiał. To kaleka. Nie
może się sam ruszać z miejsca tylko jezdzi wózkiem. Ale ogromnie lubi, gdy mło-
dzież się dobrze bawi. Przygląda się im przy tenisie, na plaży i tak dalej i zaprasza na
przyjęcia. Po prostu kocha młodzież i wcale nie jest zgorzkniały, do czego miałby zresz-
tą pełne prawo. Człowiek ogromnie lubiany i, powiedziałbym, bardzo wykwintny cha-
rakter.
37
Melchett zapytał:
Interesował się tą dziewczyną?
Prawdopodobnie bawił go jej szczebiot.
Czy rodzina podzielała jego sympatię dla Ruby Keene?
Byli zawsze bardzo uprzejmi dla niej.
Harper wtrącił:
I to on zawiadomił policje o tym, że zaginęła?
Udało mu się nadać słowom brzmienie tak znaczące i pełne wyrzutu, że dyrektor za-
reagował na nie natychmiast:
Niechże się pan postawi w moim położeniu! Ani przez chwilę nie przypuszcza-
łem, że się mogło coś stać. Pan Jefferson przyszedł do mnie szalenie zdenerwowany.
Dziewczyna nie spała w swoim pokoju. Nie zjawiła się na występ. Musiała pojechać
gdzieś autem i spotkała ją katastrofa! Jefferson był w strasznym stanie. Trzeba natych-
miast zawiadomić policję i wszcząć śledztwo! I od razu sam zatelefonował na posteru-
nek policji.
Nie porozumiewając się przedtem z panną Turner?
Dla Josie z pewnością nie było to miłe, jak zauważyłem. Była bardzo zirytowana tą
całą sprawą to znaczy, zirytowana z powodu Ruby. Ale cóż mogła zrobić?
Moglibyśmy teraz pomówić z Jeffersonem zaproponował Melchett. Co?
Superintendent Harper zgodził się z nim.
II
Pan Prestcott wraz z przedstawicielami policji udał się do apartamentu Conwaya Jef-
fersona. Znajdował się on na pierwszym piętrze; z wszystkich okien roztaczał się wspa-
niały widok na morze.
Melchett zauważył mimochodem:
Niezle mu się powodzi, co? Zamożny człowiek?
Bardzo zamożny, mam wrażenie. Nie oszczędza na niczym. Najładniejsze pokoje,
jedzenie przeważnie a la carte, drogie wina jednym słowem, wszystko, co najlepsze.
Melchett pokiwał głową.
Prestcott zapukał. Jakiś głos kobiecy zawołał: Proszę .
Dyrektor wszedł, za nim reszta.
Pan Prestcott zwrócił się przepraszającym tonem do kobiety, która spoglądała ku
nim spod okna.
Proszę wybaczyć, że przeszkadzamy, ale ci panowie przyszli z policji. Zależy im
bardzo na tym, ażeby zamienić parę słów z teściem pani. Pani pozwoli: pułkownik Mel-
38
chett, superintendent Harper, inspektor hm Slack, pani Jefferson.
Pani Jefferson odpowiedziała skinieniem głowy.
Nieładna kobieta takie było pierwsze wrażenie Melchetta. Ale potem, kiedy na
jej ustach pojawił się lekki uśmiech i gdy zaczęła mówić, zmienił zdanie. Miała bar-
dzo sympatyczny i powabny głos, a jej jasnoorzechowe oczy były piękne. Ubrana była
skromnie, ale gustownie. Miała około trzydziestu pięciu lat.
Mój teść śpi oznajmiła, Nie jest bardzo silny, a to wydarzenie było strasz-
nym wstrząsem dla niego. Musieliśmy wezwać lekarza, który dał mu proszek nasenny.
Gdy tylko się zbudzi, porozmawia z panami. Tymczasem może ja będę mogła udzielić
jakichś informacji? Proszę spocząć.
Pan Prestcott, który czekał tylko na to, żeby się wymknąć, szepnął do pułkownika
Melchetta:
Tak, hm, skoro to wszystko, co mogę dla panów uczynić& Zwolniony przez
Melchetta, wycofał się z wdzięcznością.
Ledwo zamknął za sobą drzwi, nastrój stał się o wiele przyjemniejszy, niemal towa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]