i sprawdzeniu, czy nie ma tam Jacka. I wątpię, czy przez te piętnaście lat życia kiedykol-
wiek zaznał obroży albo szarpnięcia smyczą. Jack sam dbał o siebie, i już, dlatego żaden
człowiek nie musiał go prowadzić. Chociaż nikt z nas go nie śledził, jestem pewien, że
jako pies o niezmiennych obyczajach zawsze chadzał tą samą drogą, zadzierał łapę przy
tych samych drzewach i tysiące razy obwąchiwał te same miejsca.
53
Zacząłem książkę od tego, jak otwierają się nasze drzwi frontowe i Jack wita nowy
dzień na ulicach Crane s View. Moje słowa wyprowadziły go z domu na poranną prze-
chadzkę.
Pisałem przez godzinę, a potem wstałem i chodząc niespokojnie tam i z powrotem,
włączyłem telewizor, przeleciałem po kanałach i zaraz go wyłączyłem. Gdy wyjrzałem
za okno, przypomniało mi się, że na siódmą przewidziane jest podpisywanie książek
w Book Soup, i pomyślałem, czy Veronica przyjdzie na czas. Potem znów siadłem i wró-
ciłem do pracy.
Jack wędrował przez miasteczko. Otwierano sklepy. Na parkingu Grand Union
przy Ashford Avenue było kilka samochodów. Przed budynkiem straży pożarnej stało
trzech nastolatków, paląc papierosy i przyglądając się przejeżdżającym wozom. Victor
Bucci, Alan Tarricone, Bobby LaSpina. Według tego, co mówił McCabe, LaSpina zgi-
nął w Wietnamie, Tarricone skończył jako właściciel stacji benzynowej swojego ojca,
a Bucci opuścił miasto i słuch o nim zaginął.
Dlaczego McCabe wydzwaniał do Cadmusa przez te wszystkie lata? Nawet jeśli
Gordon był odpowiedzialny za śmierć Pauline, to co David mógł zrobić, zwłaszcza
teraz, kiedy jego ojciec nie żył? Co jeszcze knuł McCabe? Jakie jeszcze tajemnice ukry-
wał w zanadrzu?
Pauline Ostrova potrąciła mojego psa tuż przed domem Martiny Darnell. Byłem
wtedy po uszy zakochany w Martinie, lecz bez wzajemności. Rozmawialiśmy ze sobą
tylko raz przez kilka sekund, kiedy opisywała mi, jak usłyszała pisk opon przed domem,
głuche uderzenie i skowyt Jacka.
Tego ranka, gdy Pauline zapukała do drzwi, byłem w domu sam.
Cześć.
Byłem tak skupiony na pisaniu, że aż podskoczyłem, usłyszawszy głos Veroniki. Jej
twarz była tuż przy mojej.
To tylko ja.
Cześć. Nie słyszałem, jak weszłaś.
Zauważyłam. Pisałeś jak najęty. Co porabiasz? Rzuciła na łóżko dwie torby
z zakupami. Z jednej z nich prowokacyjnie wystawał kawałek ciemnoniebieskiej bie-
lizny. Odgarnęła włosy z twarzy, wachlując się jednocześnie drugą ręką. To nie jest
upał, to prawdziwe piekło! Możesz mi powiedzieć, co piszesz?
Po rozmowie z Davidem Cadmusem zacząłem robić notatki i niewykluczone, że
zabiorę się do pisania książki.
Naprawdę? Otworzyła szeroko oczy i przycisnęła ręce do piersi. Sam, to
wspaniale! Przytulisz mnie?
Z przyjemnością.
54
Ledwie jednak to zrobiłem, zadzwonił telefon. %7ładne z nas nie zareagowało, lecz ten
uparty dzwięk stwarzał wrażenie, że ktoś jest w pokoju i czeka. Puściłem ją i odebrałem.
Głęboki, kobiecy głos poprosił Veronicę. Biorąc słuchawkę, spojrzała na mnie wzro-
kiem, który mówił, że nie ma pojęcia, kto to może być.
Halo? O, cześć, Zane. Co? Przerwała, a potem w jej głosie i twarzy pojawiła
się wściekłość. To co, że tutaj jestem? Czy to znaczy, że mam się meldować po każ-
dym przyjezdzie do Los Angeles? Słuchając odpowiedzi, tupała nogą i potrząsała
głową. Zane... Za... Słuchaj, już mnie nie potrzebujesz. Co? To przecież wielkie mia-
sto. Wątpię, czy gdzieś się spotkamy. Nie, nie wybieram się do Mantiliniego. Co? Bo nie
powinnyśmy się spotykać! Wściekała się tak jeszcze przez kilka minut, a potem ze
zdesperowanym wyrazem twarzy odłożyła słuchawkę. To Zane. Chciała się spotkać.
Wzruszyła ramionami i zmarszczyła brwi.
Ale odłożyłaś słuchawkę.
%7łycie jest zbyt krótkie. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie twardo.
Czy szokuje cię, że kiedyś byłam z kobietą?
To czyni cię bardziej intrygującą. A zresztą chyba nie będziemy sobie liczyć?
Podpisywanie książek poszło dobrze i gdy już było po wszystkim, zjedliśmy kolację
w pobliskiej restauracji. Oboje byliśmy w świetnych nastrojach i gadaliśmy bez prze-
rwy. Takie rozmowy mogą prowadzić tylko nowi kochankowie jest to mieszanina
odkrycia, rozpoznania i frywolności wynikająca z tego, że wie się niemal wszystko na
temat jednej strony danej osoby, a jednocześnie niemal nic na temat pozostałych.
Powiedziałem wówczas coś o tym, że nasza znajomość rozwinęła się w prawdziwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]