[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Katie nie wiedziała, że do Toskanii zabierze ich luksusowy biały odrzutowiec.
Dojechali na lotnisko w Pizie. Przebijała się przez tłum w ślad za Rigiem, który
przechodził przez wszystkie bramki bez okazywania dokumentów. Doleciawszy do
Toskanii, przesiedli się do kremowej limuzyny. Katie podziwiała przez okno idyl-
liczny krajobraz.
Bliskość Riga, który siedział tuż obok niej na tylnym siedzeniu, również była
wielką atrakcją.
- Spójrz, Katie... ten pałac na pagórku to właśnie Palazzo Farnese!
Katie oceniła, że ton głosu Riga nie pasuje do tego, co ujrzała w oddali. Jedna
z wieżyczek, która wyglądała jak lodowy rożek, była w opłakanym stanie. W ogóle
cały budynek skojarzył się Katie z grubą ropuchą, która przysiadła na szczycie pa-
górka, a nie z bajkowym palazzo.
- Prawdziwy klejnot architektury... nieprawdaż? - zapytał Rigo.
Katie mruknęła niejednoznacznie. To prawda, że wzgórze, na którym stał bu-
dynek, było malownicze - soczyście zielone, porośnięte trawą i drzewami. Lecz
sam pałac...
Uruchomiła swoją wyobraznię. Zmrużyła nieco oczy. Hm, faktycznie, wy-
gląda całkiem niezle! Po gruntownej renowacji dom będzie błyszczał niczym klej-
not!
- Mój dom rodzinny... nie byłem tu od lat... - szepnął Rigo, wyraznie podeks-
cytowany.
Wjechali na teren posiadłości przez ozdobne bramy. Zniszczone i zapuszczo-
ne, jak wszystko inne, niemniej czarujące. Katie od razu zrobiła notatkę: sprawdzić,
R
L
czy bramy są bezpieczne. Dalej był podjazd, ocieniony drzewami cyprysowymi. W
oczy rzucały się wieżyczki, które, nawet jeśli w nie najlepszym stanie, wyglądały
bardzo ładnie na tle kobaltowego nieba.
- Tu jest magicznie - powiedziała szczerze.
- Miejmy nadzieję.
Ton głosu Riga sugerował, że spadły mu z nosa różowe okulary. Katie ucie-
szyła się z tego. Samo miejsce było fantastyczne. Za palazzo znajdowało się sre-
brzyste jeziorko, od frontu natomiast coś, co kiedyś było zapewne bujnym, zadba-
nym ogrodem.
Rigo uśmiechnął się do niej.
Katie poczuła, że to początek wielkiej przygody.
R
L
ROZDZIAA DWUNASTY
Dawno, dawno temu, Katie wierzyła w bajki. Ale to było jeszcze przed poża-
rem. Wiedziała, że Rigo potrzebuje jej jako asystentki, a nie towarzyszki. Cenił w
niej dobre zorganizowanie oraz skrupulatność. Problem w tym, że Katie znalazła
się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Groziło jej, że zakocha się w Rigu.
Szofer zatrzymał wóz.
Na szczycie schodów oczekiwała ich grupka ludzi w uniformach. Personel i
służba, pomyślała Katie. Nadal bardzo się bała, że to wszystko będzie ogromnym
rozczarowaniem dla Riga. Nie tego można się było spodziewać po cudownym
spadku...
Jednak, o dziwo, Rigo chyba już zdążył pogodzić się z myślą, że palazzo jest
raczej w opłakanym stanie i wymaga gruntownej renowacji.
- Wróciłem do domu - powiedział i złapał Katie za obie dłonie.
Wyszła za nim z samochodu. Od razu rzuciło jej się w oczy to, ile szyb jest
wybitych. Zrobiła kolejną notatkę. Po chwili usłyszała ciężkie westchnienie, które
wydobyło się z ust Riga. Oto bowiem nagle przez drzwi wybiegła grupka piszczą-
cych dziewcząt, ubranych w najmodniejsze ubrania, które nie mogły doczekać się
spotkania z bratem Carla.
To znajomi mojego braciszka, pomyślał Rigo.
Rigo uprzejmie przywitał się ze wszystkimi. Uśmiechał się i czarował. Katie
stała z boku, nieco zaniepokojona całym tym towarzystwem.
Po chwili wrócił do niej, po czym zwrócił się do gości:
- Wybaczcie, moi drodzy, ale jestem pogrążony w żałobie. Proszę was o
uszanowanie tego trudnego dla mnie czasu...
Co znaczyło, że po prostu ich sobie tu nie życzy. Wszystkim członkom kolo-
rowej zgrai zrzedły miny.
R
L
Katie była wdzięczna Rigowi za to, jak się zachował. Uprzejmie, lecz sta-
nowczo.
Następnie Rigo zaczął witać się z personelem, z każdą z osób. Każdemu
przedstawiał Katie jako swoją asystentkę. Nikt nie był wobec niej podejrzliwy,
przeciwnie - większość obdarzała ją szczerym uśmiechem.
Katie nie omieszkała zauważyć, że Rigo wygląda fenomenalnie. Rozporzą-
dzając tak dużą liczbą osób, przypominał generała z okresu Cesarstwa Rzymskiego.
Widać było, że zdobył zaufanie wśród służby, z kolei znajomi Carla byli za-
niepokojeni i rozczarowani jego zachowaniem.
- Musimy być cierpliwi - powiedział Katie na ucho. - Wszyscy z czasem do-
wiedzą się, że jestem zupełnie inny niż mój brat.
- Moim zdaniem już to wiedzą. Dlatego mają takie miny - zauważyła Katie.
Zbliżyli się do drzwi wejściowych. Katie zżerała obawa, że wnętrze będzie
prezentować się jeszcze gorzej niż to, co widać z zewnątrz. Szczerze mówiąc, wo-
lałaby przy tym nie być. Niczego nie nienawidziła tak bardzo, jak widoku rozcza-
rowanych ludzi.
- Może potrzebujesz trochę czasu sam na sam? - zapytała nieśmiało.
- Jak to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl