rzała odmówić, gdy nagle uświadomiła sobie, że marzy o tym, aby spędzić z nim parę
godzin sam na sam.
- Co powinnam włożyć?
- Bez różnicy. Tylko pośpiesz się, bo jestem głodny jak wilk.
Też była głodna, kiedy wchodziła do mieszkania, ale teraz czuła jedynie podekscy-
towanie. Dziesięć minut pózniej wyłoniła się z pokoju ubrana w czarno-białą sukienkę
bez rękawów. W zależności od dodatków strój mógł być bardziej lub mniej elegancki.
Związała włosy na karku, wpięła w nie czarną szyfonową chustę, na nogi włożyła czarne
pantofle na niedużym obcasie... i w oczach Nicka dojrzała zachwyt.
W restauracji grał zespół jazzowy. Po posiłku Nick poprosił ją do tańca. Wszystkie
kobiety, młode i stare, wodziły za nim wzrokiem. Na parkiecie Reese pomyślała o Kop-
ciuszku, biednej sierocie, która przez jeden zaczarowany wieczór wirowała po sali balo-
wej w objęciach królewicza.
- Doskonale tańczysz, Reese - Nick szepnął jej do ucha.
- Dziękuję. Ty również.
- Mógłbym tak przez całą noc.
- Ja też, tyle że po dzisiejszej wyprawie do Macy's nóg nie czuję.
- Trzeba było mi powiedzieć. - Uśmiechnął się. - Dobrze, wracajmy do domu.
Limuzyna podwiozła ich pod same drzwi.
- Jamie śpi jak suseł - oznajmiła pokojówka.
- Zwietnie się spisałaś, Rito.
- Gdyby pan mnie jeszcze kiedykolwiek potrzebował... - Zerknęła z zaciekawie-
niem na Reese, po czym opuściła mieszkanie.
Zostali sami.
- Dziękuję za cudowny wieczór - powiedziała Reese. - Nie wiem, czy znajdzie się
w Nowym Jorku druga niania, która ma tak sympatycznego pracodawcę i tak urocze
dziecko.
- Kiedyś wybierzemy się ponownie na kolację.
R
L
T
- Kopciuszek tylko raz udał się na bal. - Niby mówiła żartem, ale przesłanie było
oczywiste. Mimo to postawiła kropkę nad i: - Nie wypada, by pomoc domowa umawiała
się z królewiczem. Dobranoc, Nick. - Oddaliła się pośpiesznie do swojej sypialni. Fak-
tycznie nie wypadało. A najważniejsze, że gdyby straciła głowę dla tego mężczyzny,
skutek byłby opłakany. Nigdy by się nie pozbierała.
Przez kolejny tydzień starała się być z Jamiem w domu, kiedy Nick wracał z pracy;
odpowiadała na jego pytania, mówiła, co Jamie porabiał w ciągu dnia, a potem dyskret-
nie się wycofywała i skupiała na nauce.
W piątek czytała artykuł na laptopie, gdy nagle dzięki niani elektronicznej usłysza-
ła przenikliwy płacz Jamiego. Nie narastał stopniowo. Przeciwnie, w jednej chwili pa-
nowała idealna cisza, w następnej rozległ się głośny, rozdzierający pisk, jakby Jamiemu
przyśniło się coś złego lub przeszył go straszny ból.
Była druga po południu. Spał dopiero od godziny. O pierwszej skończył butelkę.
Reese poderwała się z łóżka i pobiegła do pokoju po drugiej stronie korytarza. Wystra-
szona podniosła dziecko.
- Boże, jesteś cały rozpalony.
Przeszła do komody po termometr. Jak dotąd Jamie cieszył się idealnym zdro-
wiem, nigdy nic mu nie dolegało.
- Hm, prawie trzydzieści dziewięć stopni. Niedobrze. - Rozpięła śpioszki, pielusz-
kę. Okazało się, że mały ma biegunkę. - Ojej, pewnie brzuszek cię boli.
Umyła dziecko, dała mu nową pieluszkę i czyste ubranie. Przez godzinę nosiła Ja-
miego po mieszkaniu i nuciła wszystkie kołysanki, które zapamiętała z dawnych lat. Ja-
mie wiercił się niespokojnie, kwilił, pochlipywał, potem znów zapłakał głośno.
Reese ponownie go umyła i zmieniła pieluszkę. Tym razem posmarowała pupę
kremem przeciw odparzeniom. Wzięła Jamiego na ręce. Wciąż był rozgrzany.
Po raz pierwszy, odkąd zaczęła tu pracować, zadzwoniła do Nicka. Nie chciała mu
przeszkadzać w pracy, ale przecież musiała go powiadomić o stanie zdrowia syna.
- Reese? - Odebrał komórkę po trzecim dzwonku. - Coś się stało?
- Dobrze, że cię złapałam. Jamie ma biegunkę i temperaturę powyżej trzydziestu
ośmiu i pół. Trzeba go nawodnić i zbić gorączkę, ale nie wiem, co pediatra by zalecił.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]