poczekać kilka dni.
Dane zachichotał. Bezczelność wścibskich sąsiadów całkiem go rozbroiła.
- Dobrze - odparł. - Przyjadę za tydzień i wszystko ustalimy.
Dane sądził, \e do tego czasu gangsterzy będą ju\ za kratkami, a Tess wróci do
swego mieszkania. Na myśl o tym zrobiło mu się smutno.
Sąsiedzi Lassitera wkrótce się po\egnali. Dane przypomniał, by pozdrowili od
niego swoje \ony. Tess odprowadziła spojrzeniem dwóch postawnych jezdzców.
Dane opowiadał z o\ywieniem o ich rodzinach.
- Są \onaci od lat. Ich dzieciaki to nastolatki. Dzieciaki& - Zacisnął zęby. -
Wracajmy - powiedział cicho.
- Nie przejmuj się tak - szepnęła Tess, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Dzieci to
nie wszystko.
- Przeciwnie, zwłaszcza je\eli nie ma szansy na ich posiadanie - rzucił oschle.
Popatrzył na Tess z jawną niechęcią i dodał zaczepnie: - Nie próbuj mi wmówić, \e
wyrzekniesz się dobrowolnie własnego potomka.
Nie odpowiedziała. Popatrzyła współczująco na ukochanego. Zmarszczyła
brwi, gdy przypomniała sobie o swoich lękach i obsesjach.
- Co się stało? - wypytywał z niepokojem, widząc jej zmienioną twarz.
- Pomyślałam o zasadzce na gangsterów.
Dane był trochę zaskoczony jej odpowiedzią. Sam unikał rozmyślań na ten
temat, bo wytrącały go z równowagi. Teraz musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Lękał
się, \e coś pójdzie nie tak. Westchnął cię\ko. Długo milczał.
- Pamiętaj, \e obaj z Nickiem dobrze znamy się na tej robocie - powiedział w
końcu. - Dopilnujemy, \eby nic ci się nie stało, maleńka. Dopadniemy tych drani.
- Jasne. - Tess zdobyła się na blady uśmiech.
Nadal była pełna obaw. Dane starał się o tym zapomnieć. Nie mógł pozwolić,
by lęk zmącił mu umysł. Wierzył, \e plan uło\ony wspólnie z Nickiem przyniesie
spodziewane rezultaty. Gdy przestępcy trafią do aresztu, trzeba będzie ostatecznie
rozmówić się z Tess. Jednego był pewny: nie ma dla niej miejsca w jego \yciu.
Powinien jej to uświadomić, póki jest w stanie to zrobić. Opór słabł z dnia na dzień.
Dla dobra Tess powinien jak najszybciej się z nią rozstać. Za bardzo mu na niej
zale\ało, by przystał na mał\eństwo bez przyszłości. Tess odejdzie, choćby miał
umrzeć z rozpaczy.
ROZDZIAA SIÓDMY
Ciemność za oknami wydawała się przygnębiająca. Zaczęło m\yć. Na ulicy
było wilgotno i zimno. Tess objęła się ciasno ramionami. Miała na sobie ciemne
spodnie, bluzkę w szaroniebieski deseń i popielaty sweter, a mimo to odczuwała
chłód. Stojący za jej plecami Dane czekał na kolejne posunięcie ekipy detektywów.
Helen, Nick i Adams oraz dwaj najlepsi ludzie sier\anta Gavesa z pobliskiego
komisariatu przyczaili się ju\ w swoich kryjówkach. Od pewnego czasu wiedzieli, \e
biuro agencji jest obserwowane. Tego wieczoru postanowili zastawić na gangsterów
pułapkę. Tess i Dane zachowywali się tak, jakby mieli pracować w biurze do póznej
nocy. Reszta personelu opuściła budynek. Z pewnością zauwa\yli ich ukryci w
pobli\u obserwatorzy. Detektywi odjechali na bezpieczną odległość, zaparkowali
auta, podkradli się bli\ej i zaczaili w umówionych miejscach, by w razie potrzeby
słu\yć pomocą pozostałej w budynku piątce współpracowników.
Dane zerknął na zegarek. Był niespokojny. Nie chciał tej akcji, ale
konieczność zmusiła go do jej przeprowadzenia. Tess nie powinna \yć w ciągłym
strachu. Wkrótce od niego odejdzie, ale będzie mu łatwiej \yć ze świadomością, \e
jest bezpieczna.
- Boisz się? - zapytał cicho.
- Okropnie - wyznała, stając twarzą w twarz z szefem. - To chyba normalne,
prawda? Nie brak obaw, lecz umiejętność ich pokonywania czyni z ludzi bohaterów.
Trzeba robić, swoje mimo parali\ującego strachu.
- Masz rację. Parokrotnie uczestniczyłem w niebezpiecznych akcjach. Za
ka\dym razem odczuwałem strach, ale nie splamiłem się ucieczką.
- Poczucie zagro\enia powoduje dopływ adrenaliny do krwi, a to sprawia, \e w
sytuacji zagro\enia działamy szybko i skutecznie - przypomniała Tess. - Energii
wystarcza jednak na krótko. Ledwie udało mi się wyrwać z rąk gangstera i uciec,
opadłam z sił i całkiem się rozkleiłam.
- Pamiętaj, \e ryzyko uzale\nia jak narkotyk - odparł cicho Dane, patrząc na
nią z lękiem. - Właśnie dlatego nie zgadzam się, abyś została detektywem. Bez
wahania wystawiasz się na niebezpieczeństwo. Pewnie brałabyś najtrudniejsze
zlecenia.
- Sam tak robisz - odrzekła, patrząc mu prosto w oczy - i nie zamierzasz się
wycofać.
- Po mnie nikt nie będzie płakać - odparł z ponurym wyrazem twarzy. Tess
miała ochotę zaprotestować. - To nie jest zajęcie dla \onatych& ani dla mę\atek.
Zwiadomość ciągłego zagro\enia mo\e zniszczyć najbardziej udany związek. Jane
była wściekła, \e pracuję jako teksaski stra\nik. Byłem gościem w domu.
- Dane - wtrąciła Tess, spoglądając na niego czule - gdybyś naprawdę kochał
\onę, znalazłbyś sposób, \eby spędzać z nią więcej czasu, prawda?
- Pora zaczynać - stwierdził Dane, spoglądając na zegarek. Jego twarz niczego
nie wyra\ała. Pominął milczeniem trudne pytanie. - Wiesz, co masz robić.
- Oczywiście.
Lassiter wziął z biurka aktówkę i podszedł do Tess. Nie krył, \e dręczy go lęk.
- Unikaj ryzyka. Gdyby zaszło coś nieprzewidzianego, krzycz, zbij szybę, rób
co chcesz, byle tylko zwrócić na siebie uwagę. Nie zamierzam się zbytnio oddalać. Na
pewno usłyszę.
- Jasne. - Tess miała ściśnięte gardło i mokre od potu dłonie. Zrobiło jej się
sucho w ustach, a serce waliło jak młotem. Nie mogła wyznać Dane'owi, \e okropnie
się boi. To by tylko pogorszyło sprawę.
- Będziemy w pobli\u. Jest nas spora gromadka - przypomniał jej Lassiter. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]