to podręczny geniusza w dziedzinie techniki łączności Antona Wegnera, uważany przez
niego za kompletnego matoła. Sierżant Wegner, jego tak zwany przełożony, także był
obecny, lecz jak zwykle ukrył się w najbardziej odległym zakątku, by sącząc małe piwo
ślęczeć nad przyniesioną ze sobą dokumentacją techniczną.
Z tego Wegnera to prawdziwy poszukiwacz! Ale on, Bleibtreu, był
53
ulepiony z zupełnie innej gliny. Tamtego nazywano łagodnym Antonem", natomiast on miał
przezwisko wesoły Oskar" wiadomo, chłopak z nie byle jaką ikrą. Zdarzało mu się
popisywać nią zwłaszcza wtedy, kiedy rozochocił się pokazniejszą dawką alkoholu, jak
właśnie teraz.
Spojrzyj, chłopie, na ten specjał! zachęcał go Koralnik.
Wskazał mu przy tym rozmyślnie Zuzannę Singer, która wraz z kilkoma
innymi dziewczętami zatrzymała się w pobliżu drzwi. Czy to nie
ślicznotka?
Lekko zamroczonego podoficera wystarczyło tylko z lekka pobudzić, by rozgorzał
żywym płomieniem. Tym bardziej, że poczuł się sprowokowany jako znawca kobiet.
·ð ð Dobra! wrzasnÄ…Å‚. To najsmakowitszy kÄ…sek z caÅ‚ej oferty! I bardzo dobrze
pasuje do numeru moich spodni!
·ð ð Chcesz przez to powiedzieć odezwaÅ‚ siÄ™ Koralnik z udanÄ… obojÄ™tnoÅ›ciÄ… że jesteÅ›
w stanie dosiąść tej kobyłki?
·ð ð CzÅ‚owieku! Bleibtreu pogardliwie machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ…. Przecież podrywaÅ‚em już nie
takie baby!
·ð ð Uważaj, bo mnie rozÅ›mieszysz! prowokowaÅ‚ go w dalszym ciÄ…gu kapral. IdÄ™ o
zakład, że nie odważysz się!
Stwierdzenie to, rzucone od niechcenia niby przynęta, mogło nie tylko pobudzić do
zawodów poczciwego głupca, lecz nawet wywabić na plac nie byle jakiego znawcę. Toteż
plutonowy Bleibtreu od razu wpadł w pułapkę.
·ð ð Co, ja siÄ™ nie odważę?! ryknÄ…Å‚ oburzony. PoczuÅ‚ siÄ™ dotkniÄ™ty, że ktoÅ› nie docenia
jego męskich zalet. Mój drogi! Ja się znam na kobietach. Ten pulchny numerek tylko
czeka, by ją ktoś pogłaskał po tyłku.
·ð ð Bardzo możliwe, że ona tylko na to czeka stwierdziÅ‚ Koralnik. Ale kto siÄ™
ośmieli sprawdzić, czy tak naprawdę jest? Chyba nie ty!
Bleibtreu wypiÄ…Å‚ pierÅ›.
·ð ð Co mi dasz, jeżeli ci to udowodniÄ™?
·ð ð No, dobrze, każdy wyczyn ma swojÄ… cenÄ™. A za takÄ… demonstracjÄ™, ale caÅ‚kiem
jednoznaczną, jestem gotów dać trzy butelki wina.
·ð ð Pięć zażądaÅ‚ Bleibtreu. Najlepszego gatunku. Najlepiej mozelskiego. Ma być
łagodnie i słodkie. Tyle się należy.
54
Podwyższam na sześć zareplikował potentat zaopatrzeniowy.
Mógł sobie na to pozwolić, bo na wino, i to w dodatku słodkie, popyt był
tu nieduży. Ciężkie czasy zapewne łatwiej przetrwać za pomocą
mocnych trunków. Słodką lurą, jakiej domagał się Bleibtreu, zapchane
były jego magazyny, toteż chętnie pozbywał się tego artykułu.
Sprawa załatwiona! Pokaż więc, na co cię stać!
Plutonowy Bleibtreu nie dał sobie tego powtarzać. Wyprostował się
i, chwiejąc się lekko, ruszył przed siebie. Sztywnym krokiem przemierzył salę; dla nie
wtajemniczonych wyglądało to mniej więcej tak, jak gdyby miał zamiar pobiec do ubikacji.
Przechodząc obok Zuzanny Singer podniósł rozwartą prawą dłoń w taki sposób, jak to się
robi przy regulacji ruchu. Następnie lubieżnym, zamaszystym gestem opuścił ją na pośladek
dziewczyny. Rozległo się wyrazne, ostre plaśnięcie.
Stojący najbliżej, słysząc odgłos uderzenia, odwrócili się i patrzyli na tę niezwykłą parę
w niemym zdziwieniu i napiętym oczekiwaniu. Umilkły wszystkie rozmowy. Co się stało?
Co teraz nastÄ…pi?
Mały żart! zaśmiał się szyderczo Bleibtreu wśród nic dobrego
nie wróżącej ciszy. To w dowód najwyższego uznania!
Zuzanna tylko przez parę sekund trwała w niezmiernym zdumieniu. Lecz nagle odwróciła
się twarzą do plutonowego, zamachnęła się i wymierzyła mu głośny, niezwykle mocny,
świetnie ulokowany policzek. Cios był celny. Rzec można strzał w dziesiątkę.
Wydawało się, że Bleibtreu straci równowagę. Na jego twarzy malował się wyraz ni to
zapierającego dech zdziwienia, ni obezwładniającego przerażenia. Widzowie też właściwie
nie wiedzieli, co sądzić o tym zajściu. Czyżby się tu ktoś pomylił, czy też był to przypadek, a
może z konieczności stali się tylko świadkami zamierzonej, brzemiennej w skutki zaczepki?
Wśród śmiertelnej ciszy rozległ się dzwięczny głos kaprala Koralni-ka. Z trudem
ukrywając złośliwą radość, stwierdził on niemal serdecznym tonem:
No, skoroś poklepał, to masz za swoje!
Komentarz ten był niezwykle trafny, w dodatku wygłoszony przez osobę ze wszech miar
właściwą. I w samej rzeczy chyba zle zrozumiany; przywołał on plutonowego Bleibtreua z
powrotem do życia.
Na... na... na co pani sobie pozwala! sapnÄ…Å‚ do Zuzanny
55
Singer, czerwony na twarzy jak burak. Jak pani śmie obrażać przełożonego? I to czynnie!
Też mi przełożony! odparła chłodno Zuzanna. Jest pan
tylko świntuchem i niczym więcej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]