lenistwa - oznajmił stanowczo. - Mówię to dla twego dobra. Jutro musisz
pospacerować. Sam tego dopilnuję.
- Nie - odparła buntowniczo. Miała dość udawania. - Nie będę spacerować.
Dane, muszę ci o czymś powiedzieć. Nie zrobiłam tego wcześniej… Och! -
Wstrzymała oddech, poraŜona bólem, który przeszył jej wnętrzności.
Usiadła na łóŜku i zgięła się wpół. Krzyknęła głośno.
- Dziecko! - zawołał chrapliwie. - Tess, rodzisz?
- Tak! - Płakała z bólu. Skurcze następowały jeden po drugim. Czuła, jak
ciepły płyn spływa między udami okrytymi kołdrą. Zbladła jak chusta. - Wezwij…
karetkę! Zawiadom doktora Boswicka…
- To fałszywy alarm. Termin masz dopiero za miesiąc. Pojedziemy moim
samochodem - oznajmił, nieco zirytowany histeryczną reakcją Ŝony. Bez pośpiechu
odsunął kołdrę.
Osłupiał na widok ciemnej plamy na prześcieradle. Zbladł, a oczy zabłysły mu
jak w gorączce.
- BoŜe miłosierny!
- Wezwij… karetkę! - krzyknęła Tess.
Chwycił słuchawkę, wiedząc, Ŝe czas nagli. Do sypialni wpadła Beryl, która
usłyszała krzyk Tess. Na pierwszy rzut oka zorientowała się w sytuacji i pobiegła po
ręczniki.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jedna ze szpitalnych karetek znajdowała
się w pobliŜu farmy Lassitera i mogła tam przybyć za pięć minut. Nieco uspokojony
Dane wystukał numer telefonu doktora Boswicka.
- Dzieje się coś złego. Tess ma bóle i obficie krwawi - oznajmił drŜącym
głosem. Starał się zachować spokój. - Wezwałem karetkę.
- Kłopoty z łoŜyskiem - stwierdził ponuro lekarz. - Badałem dziś pańską Ŝonę i
uprzedziłem, Ŝe jej stan jest powaŜny. Jest szansa, Ŝe dziecko przeŜyje, ale istnieje teŜ
realne niebezpieczeństwo, Ŝe stracimy ich oboje. - Dane osłupiał. - Mam nadzieję, Ŝe
Tess połoŜyła się zaraz po powrocie do domu.
- Tak. - Dane zacisnął dłoń na słuchawce.
- Bogu dzięki! Nie muszę panu chyba przypominać, Ŝe Ŝona jest w powaŜnym
niebezpieczeństwie. Wszelki wysiłek stanowi dla niej wielkie zagroŜenie. Jadę do
szpitala. Będę czekać w izbie przyjęć. Przygotujemy wszystko do porodu i transfuzji.
- Doktor w kilku słowach wyjaśnił Dane'owi, jak zatamować krwotok i dodał na
koniec: - Proszę uświadomić sanitariuszom, Ŝe kaŜda chwila się liczy.
Dane odłoŜył słuchawkę i przekazał Beryl uwagi lekarza. Popatrzył z obawą
na Tess.
- Od początku wiedziałaś, Ŝe mogą nastąpić komplikacje, prawda? To nie
poranne mdłości skłoniły cię do rezygnacji z pracy - powiedział zdławionym głosem.
Tess zagryzła wargi, by nie krzyczeć z bólu.
- Tak bardzo czekałeś… na to dziecko - szepnęła, oddychając z trudem. -
Chciałam… ci oszczędzić zmartwień. Nie wiń siebie!
- Postanowiłaś sama dźwigać wielki cięŜar, a ja ci tego nie ułatwiłem. Byłem
podły. Och, Tess! - Głos mu się załamał. DrŜącymi palcami dotknął policzka Ŝony,
która płakała z bólu. - Gdzie ta cholerna karetka? - jęknął zrozpaczony. W tej samej
chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk. -Wytrzymaj jeszcze trochę, maleńka.
Skinął na Beryl, która usiadła przy Tess. Wybiegł z pokoju. Był tak
przeraŜony, Ŝe dygotał na całym ciele. Ledwie mógł się porozumieć z sanitariuszami.
Droga do szpitala nie trwała długo. Gdy znaleźli się w izbie przyjęć, lekarze i
pielęgniarki natychmiast zajęli się rodzącą. Dane odciągnął na bok doktora Boswicka
i rzucił pospiesznie:
- Ratujcie Tess. Przede wszystkim ją - szepnął z rozpaczą. - Cokolwiek będzie
się działo, ona jest najwaŜniejsza.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewnił lekarz.
W chwilę później Tess była juŜ w sali porodowej. Dziecku spieszyło się na
świat. Oszołomiona i zbolała matka ledwie słyszała krzyk potomka. Dane przez cały
czas trzymał Ŝonę za rękę i podtrzymywał ją na duchu.
- To chłopiec - szepnął. - Słyszysz mnie, najdroŜsza? Mamy synka.
Tess z trudem zrozumiała jego słowa.
- John Richard - szepnęła ostatkiem sił. Takie imię wybrali kiedyś dla synka.
Był to jeden z nielicznych wieczorów, który spędzili na rozmowie. Dane ostroŜnie
musnął wargami usta Ŝony i powtórzył: - John Richard. Jak się czujesz, kochanie?
Nie wierzyła własnym uszom. Czy to Dane przemawia do niej tak czule?
Wyczerpanie i środki znieczulające spowodowały pewnie halucynacje.
- Boli - jęknęła cicho.
- Zaraz dostaniesz zastrzyk - odparł Dane i dodał drŜącym głosem: - Nasz
chłopczyk jest śliczny, Tess.
Mimo bólu otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na męŜa.
- Kocham cię - powiedziała z trudem. - Cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym.
Miał łzy w oczach. Tess widziała jego twarz jak przez mgłę, ale zdławiony
głos zdradzał wzruszenie.
- Wyzdrowiejesz - zapewnił schrypniętym głosem. - Tak powiedzieli lekarze.
Nie mów głupstw!
Powieki ciąŜyły Tess jak ołów. Przymknęła oczy.
- Opiekuj się małym - szepnęła. - Marzyłeś… o dziecku.
- Marzę o tobie! - wyznał, dotykając wargami jej ucha. - Posłuchaj uwaŜnie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]