[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głos Thu.
Quot zmarszczył brwi.
- Można wiedzieć, dlaczego cię to interesuje?
- Znam Amerykanina, którego mieli zabić. Nazywa się Scott Gaines, jest
porucznikiem i moim bardzo dobrym przyjacielem. Pracujemy razem. Jestem tu, żeby się
czegoś dowiedzieć.
- Jeżeli to właśnie on zabił tych trzech, to jest i moim przyjacielem. Zrobię wszystko,
żeby wam pomóc.
- Wiesz, kto to jest kapitan Quang?
- Tak, od wczoraj. Podsłuchałem, jak Vo i inni naradzali się. Kapitan Quang
wyznaczył nagrodę za jego głowę. Muszę cię ostrzec, ale znajdą się jeszcze inni, którzy będą
chcieli ją zdobyć. Scott Gaines nie będzie mógł spać spokojnie, póki kapitan Quang żyje.
Thu pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Miałem przeczucie, że mu się udało. Wiesz może, gdzie jest?
Quot potrząsnął głową i otwierał usta, by odpowiedzieć, lecz przeszkodzili mu w tym
chłopcy, którzy dotąd siedzieli spokojnie z boku.
Thu obrócił się twarzą do nich, opierając plecami o bar.
Jeden z chłopaków zaczął:
- Zadajesz zbyt wiele pytań. Kim jesteś?
- Człowiekiem, który zadaje zbyt wiele pytań.
- Słyszeliśmy, jak wymówiłeś nazwisko Scott Gaines. Szukamy tego faceta.
- %7łeby dostać nagrodę kapitana Quanga?
- Zgadza się - odparł bez zająknienia chłopak. - Powiesz nam, gdzie on jest.
- Nie - powiedział spokojnie Thu. - To wy mi powiecie, gdzie znalezć kapitana
Quanga.
Chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Jest nas trzech, a ty jesteś sam - zwrócił uwagę chłopak stojący w środku.
- Jest nas dwóch - poprawił zza baru Quot.
Bandyci cofnęli się trochę i jak na komendę wyciągnęli z tylnych kieszeni spodni noże
sprężynowe. Długie ostrza zabłysły groznie w stronę Quota i Thu.
- Powiesz nam wszystko - wysapał jeden z bandytów. - Gdzie jest ten Amerykanin?
- A właśnie, że wy mi wszystko powiecie - powiedział cicho Thu.
Nagle błyskawicznie zeskoczył z krzesła i przyjął postawę obronną z prawą ręką
gotową do ataku, a lewą chroniącą pierś przed ciosami. Poczekał jeszcze chwilę, aż bandyci
zbliżą się do niego i wtedy ze stłumionym okrzykiem zaatakował. Bandyta z lewej strony,
oberwawszy potężnym uderzeniem w czoło, osunął się nieprzytomny na ziemię błyskając
białkami oczu. Następny chciał się cofnąć, lecz zbyt wolno. Thu obrócił się na pięcie i piętą
trafił go w brzuch. Bandyta skulił się, stracił dech i padł na podłogę. Trzeci zaczął atakować z
podniesionym nożem, ale nim zdołał uczynić krok, trafiła go w głowę butelka z piwem
rzucona celną ręką Quota zza baru. Zamroczony, bandyta upadł.
Thu stanął nad jedynym z trójki, który nie stracił przytomności, położył mu stopę na
gardle i lekko nacisnął. Chłopak zaczął się dusić i chwycił Thu za nogę obiema rękami. Thu
nie zachwiał się ani na moment.
- Mógłbym ci skręcić kark jednym ciosem. Chcesz?
Oddech chłopaka stał się szorstki, urywany. Wił się pod ciężarem stopy Thu, jednak
bez rezultatu. Oczy wyszły mu na wierzch z przerażenia.
- Nie... nie zabijaj... mnie... - zdołał wykrztusić.
- Gdzie jest kapitan Quang?
- Nie wiem, tylko Vo wiedział.
Thu przycisnął mocniej stopą gardło bandyty.
- Mów prawdę! - powiedział ostro.
- To prawda, przysięgam! Kapitan Quang... spotkał się z Vo. Miał zabić
Amerykanina... Nic więcej nam nie powiedział... nic...
- Masz szczęście, że ci wierzę wycedził Thu i cofnął się. Spojrzał na dwóch
pozostałych bandytów i dodał: - Zabierajcie się stąd. Jak się dowiem, że któryś z was tu był i
niepokoił mojego przyjaciela, dostanę was i ukatrupię. Zrozumiano?
Bandyci powoli podnosili się na nogi rozmasowując bolące miejsca.
- Tak... - któryś z nich wymamrotał.
Thu stał i patrzył, jak się wynoszą, jeden po drugim na niepewnych nogach, rzucając
ukradkiem spojrzenia za siebie.
Thu odetchnął. Odwrócił się do przyjaciela i rzekł:
- No, to po kłopocie. Nie sądzę, żeby cię więcej niepokoili.
- Ani ja. Sam nie wiem, jak ci się mogę odwdzięczyć - Quot uśmiechnął się szeroko. -
Chyba postawię ci piwo.
- Dziękuję, innym razem - odparł Thu kierując się do drzwi. Muszę wrócić do Lai Khe
i powiedzieć chłopakom, że kapitan Quang żyje. Jakbyś coś o nim usłyszał, natychmiast daj
mi znać.
- Obiecuję - posiedział Quot. - I przekaż porucznikowi, żeby na siebie uważał.
- Nie znasz Scotta - odparł Thu. - Lepiej żeby kapitan Quang znalazł sobie bezpieczne
schronienie, zanim Szczury go wytropią.
13
Chata, którą dzielili między siebie żołnierze Gainesa była jedną z wielu rozlatujących się
drewnianych budowli w obozie. Poza nimi tu i ówdzie wyrastały przyczepy, wykorzystywane
jako biura i bunkry obronne - centralny punkt bazy.
Nie mieli nic specjalnego do roboty, więc tym niecierpliwiej czekali na powrót Thu z
Sajgonu i na jakiekolwiek wiadomości od kapitana Cartera, co oznaczałoby ich powrót do
akcji.
Leniwie tocząca się rozmowa zeszła wreszcie na temat tego, co będzie, gdy skończy
się wojna. Niektórzy potrzebowali alkoholu i narkotyków, by wspomnienia o domu, o
najbliższych, nie stały się jedną wielką torturą, lecz Gaines był zdania, że rozmowa właśnie
na ten temat miała pozytywny wpływ na morale żołnierzy. Jeśli pamiętali o tym, kto i co
czeka na nich w domu, życie nabierało zupełnie innych wymiarów, stawało się jakby
cenniejsze.
DeLuca siedział ze skrzyżowanymi nogami na drewnianej podłodze przeglądając
jeden z numerów gazety wojskowej. Natrafił właśnie na artykuł o antywojennych protestach
w Ameryce.
- Zawsze miałem nadzieję, że wrócę do domu i zacznę normalne życie w cywilu,
kiedy to gówno się skończy. Teraz nie jestem wcale pewien, że poznam stare dobre Stany.
Hidalgo prychnął z oburzeniem.
- Mówisz, że nie chce ci się wracać do domu? Smęcisz albo nie powodziło ci się tam
tak dobrze, jak mnie.
Wyciągnął się wygodnie na pryczy z rękami założonymi pod głowę. Z zadowoleniem
wpatrywał się w sufit.
- Chłopie, tam seniority aż jęczą z tęsknoty za małym Hidalgo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl