X

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

da na to, że tego wieczoru karta świetnie panu idzie. Nie
wolałby pan zagrać w to samo co przedtem?
Fanhope zdziwił się, ale niczego nie podejrzewał.
- Zna pani french ruff?
- Raz czy dwa grałam w to i mniej więcej pamiętam za�
sady. O ile mnie pamięć nie myli, to gra podobna do wi�
sta, prawda?
Chytry uśmieszek wykrzywił pulchne wargi Fanhopea.
Popatrzył na nią jak na dojrzały do zerwania smakowity
owoc.
- Właśnie tak, madame. - Uśmiechnął się jeszcze sze�
rzej, zaś gdy Annis sięgnęła do ozdobnego woreczka, w jego
oczach pojawiły się chciwe błyski. - Widzę, że jest pani za�
można - zauważył, pożerając wzrokiem pokazną sakiewkę.
Liczyła w duchu na to, że Fanhope, zwietrzywszy łatwą
okazję, zapomni o ostrożności i podejrzliwości, tak waż�
nych przymiotach w procederze, który sobie obrał jako
zródło dochodów. Zdawała też sobie sprawę, że samo na�
piętnowanie go tu i teraz jako chciwego oszusta, który zro�
bi wszystko, by napełnić sobie kieszenie, to jeszcze za mało.
Skoro udawało mu się do tej pory ukrywać swoje łajdactwa,
to znaczy że potrafił w razie potrzeby wykręcić się sianem,
mydląc innym oczy. Inaczej mówiąc, musiał mieć przy�
gotowane różne sztuczki, w razie gdyby grunt zaczął usu�
wać mu się spod nóg. Trzeba więc zdemaskować go głośno,
z hukiem i bez cienia wątpliwości, do tego w obecności jak
największego audytorium, by jego tłumaczenia i odwraca�
nie kota ogonem na nic się nie zdały.
181
Niezastąpiony dziadek wprowadził ją w arkana szulerki,
traktując to jako zabawę, ale i swoisty posag dla ukocha�
nej wnuczki:
- Znając te szalbierstwa, Annis, łatwo je zdemaskujesz
i nigdy nie pozwolisz się oskubać, co przekłada się na cał�
kiem ładne sumki zachowane w sakiewce, które możesz so�
bie policzyć za zysk - powiedział jej kiedyś.
Ona zaś umiała dopowiedzieć resztę, to znaczy wyob�
razić sobie całą tę psychologiczną konstrukcję, którą mu�
siał stworzyć oszust, by odnosić długotrwałe sukcesy. Tak
uzbrojona, w głębi ducha wypowiedziała wojnę Charleso-
wi Fanhopeowi. Raz na zawsze ukróci ten jego niecny pro�
ceder.
- Nie jestem uboga, więc nie musi się pan obawiać, że
nie będę w stanie spłacić ewentualnych długów - stwier�
dziła beztrosko, by go zachęcić, choć przypuszczała, że był
już w wystarczającym stopniu zachęcony. Toż za przeciw�
nika, nie, za ofiarę, trafiła mu się kobieta, z samej swej defi�
nicji bezbronna i naiwna, więc nic, tylko skubać!
- Nawet by mi to przez myśl nie przeszło, droga panno
Milbank - zapewnił ją z namaszczeniem. - Nie mówiąc
już o tym, że nie zamierzam grać o wysoką stawkę. Co to,
to nie! - zaśmiał się fałszywie. - Greythorpe mógłby mieć
pózniej pretensję, gdyby się okazało, że ograłem jego krew�
ną, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
Odpowiedziała słodkim uśmiechem.
- Pozwolę sobie przypomnieć, że pokrewieństwo między
lordem Greythorpe'em a mną jest, mówiąc oględnie, dość
odległe, i z tego też powodu lord nie ma tu nic do powie-
182
dzenia. Gdyby jednak nawet próbował, dostałby solidną re�
prymendę. Poza tym - dodała, widząc, że na Fanhopie jej
wyznanie nie zrobiło najmniejszego wrażenia - z począt�
kiem przyszłego tygodnia opuszczam te strony, więc przez
ten krótki czas, jaki pozostał do mego wyjazdu, mój sza�
nowny kuzyn nie będzie chyba próbował prawić mi kazań.
Radosny błysk w bladoniebieskich oczach Fanhope'a
jednoznacznie świadczył o tym, jak bardzo ucieszyła go
wiadomość o rychłym wyjezdzie panny Milbank. To jed�
nak nie było aż tak ważne. Annis przystępowała do wojny,
w której polem bitwy był karciany stolik, orężem - karty,
a sztaby generalne mieściły się w głowach i psychice obu
przeciwników.
Początkowo nie miała podstaw, by przypuszczać, że
Charles zamierza uczynić z niej swoją kolejną ofiarę. Gra
była wyrównana i tak pozostało do momentu, gdy po wy�
graniu pięciu rozdań postanowiła zrobić to, co zrobiłby
każdy na jej miejscu, czyli podwyższyła stawkę.
Aż do tej pory wszystko było w najlepszym porządku, Fan-
hope nie oszukiwał. Podwyższenie miało być dla niego osta�
tecznym sprawdzianem, pokusą, której ulegnie lub nie.
Uległ, bo nagle wszystko się zmieniło. Przewrócony kie�
liszek z winem na pewno nie był dziełem przypadku. Czuj�
ności Annis nie uśpiła również nowa, zapieczętowana talia
kart, wyjęta z szuflady stolika, przy którym Fanhope grał
przez cały wieczór.
Z pewnością są znaczone. To dopiero oszust! - pomyśla�
ła, patrząc jak z wprawą tasuje karty.
Niestety, by nie wzbudzać podejrzeń, nie mogła
183
dokładnie sprawdzić talii. W chwilę pózniej nie było to
już zresztą potrzebne, gdyż prawa ręka Fanhope'a sięg�
nęła po monokl. Dla kogoś, kto niczego nie podejrze�
wał, mogło to wyglądać, jakby miał zwyczaj bezwiednie
bawić się czarną wstążką od monokla, Annis odkry�
ła jednak swym przenikliwym wzrokiem, że przy oka�
zji wykonał kilka dodatkowych, niemal niewidocznych
ruchów. Niemal, bo ona je wychwyciła. Znała tę sztucz�
kę od dziadka, sama dla zabawy ją wykonywała, teraz
jednak miała okazję obserwować mistrza przy robocie.
Po chwili zdemaskowała inne jego triki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl