[ Pobierz całość w formacie PDF ]

142
RS
- Pewnie ten ostatni - powiedział z nutką zniecierpliwienia,
wpychając klucz do zamka. Potem wydał okrzyk irytacji. - Do licha,
utknął!
- Przekręć go delikatnie, bo złamiesz zamek. Szarpiąc mocno,
powiedział rozdrażniony:
- Nie zależy mi na tym.
Nagle drzwi sejfu otworzyły się. Spojrzeli zdziwieni, Jan
przykucnęła obok.
- Nie były zamknięte, prawda?
- Na pewno nie były i niepotrzebnie zadaliśmy sobie tyle trudu. Nie
może tu być nic wartościowego. Zobaczmy.
Całą zawartość sejfu stanowiła duża, gruba koperta z receptami i
listami polecającymi. Była tam również kartoteka. Varo szybko
przestudiował zawartość koperty.
- Spójrz na nazwiska i adresy ludzi, którzy pracowali przed wojną.
Musiały tu być trzymane ze względów bezpieczeństwa. - Otworzył
kartotekę i gwizdnął podekscytowany. - Popatrz na tę listę: nazwy
kościołów, a obok nazwiska artystów i tytuły obrazów. Oto kościół, do
którego chodziliśmy - widzisz?
- Obrazy z Cardinal Muzeum będące pod opieką twojego ojca?
- Możliwe. Ale żadnej informacji, gdzie zostały wykonane. Nie
szkodzi, wkrótce się dowiemy.
- Co to za cyfry obok każdego obrazu?
- To muszą być wymiary płótna. %7ładne z nich nie jest duże, prawda?
Wkładał wszystko z powrotem, gdy Jan zauważyła małą paczkę
leżącą z tyłu sejfu. Varo wyjął ją, w paczce była skórzana torebka. Kiedy
143
RS
ją otworzył, wypadło na podłogę kółko od klucza. Na kółku widniał napis:
"Kartoteka Muzzo".
Kucnęli razem i wpatrywali się. Po chwili Varo powiedział powoli:
- To Umberto zdjął nasz kluczyk z tego kółka. Tylko on mógł
wiedzieć o sejfie i jego zawartości.
- Varo, to cud, że nie zamknął sejfu.
- Był przekonany, że nikt tego sejfu nie znajdzie.
- Więc kamień, do którego przytwierdzony był klucz, pochodził z
twego ogrodu?
Spojrzał na nią.
- Rzeczywiście.
144
RS
ROZDZIAA TRZYNASTY
Wracając do willi, Jan komentowała:
- To niewiarygodne, że nikt nie szukał tych obrazów od czasów
ostatniej wojny. Czy to cię nie dziwi?
- Pamiętasz, co powiedział ksiądz? Wszystkie kościoły wiedziały, że
obrazy są w posiadaniu Watykanu, ale uważały, że nie mają prawa żądać
ich zwrotu. Wielu starszych księży już nie żyje lub poszło na emeryturę.
- A co z kardynałem? Na pewno był odpowiedzialny za to, by
wszystkie obrazy wróciły.
- Niestety, zginął w wypadku samochodowym pod koniec wojny.
Przechodząc obok pokoju Adriany, usłyszeli jej głos:
- Varo, chciałbyś filiżankę kawy?
- A Jan? - zapytał przez drzwi.
- Moja droga, nie widziałam cię. Chodzcie oboje. Niestety jest tylko
jedna wolna filiżanka. Wypiję swoją kawę szybko i można wypłukać
naczynie. Elene przysłała mi tacę, przypominając, że moja obecność w
kuchni jest niepożądana.
Kiedy Varo płukał filiżankę, spytał obojętnie:
- Czy wiedziałaś o sejfie w starej kuchni, ukrytym za boazerią w
kredensie?
- Sejf? Nie, nigdy o nim nie słyszałam. Zapytaj Umberta, on będzie
wiedział - powiedziała bez zainteresowania. Potem, lekko zmarszczywszy
czoło, dodała:
145
RS
- Po śmierci twego ojca powierzono Reillowi przekazanie wszystkich
ważnych papierów adwokatom. Ale zadanie zamknięcia interesu nie było
dla niego przyjemne, więc może coś przeoczył.
- Wolałbym nie wspominać mu teraz o tym.
- To rozsądne. Biedak, nie możemy go niepokoić, dopóki nie
wyzdrowieje.
- Klucze do pracowni były w szufladzie biurka w gabinecie.
Zanim dokończył zdanie, Adriana odwróciła się szybko.
- Były? Czy ona ich nie zwróciła?
- Kto? - zapytał.
- Lidia, oczywiście. Weszłam tam któregoś dnia, a ona przeglądała
szuflady. Miała czelność to zrobić bez mojego pozwolenia. Powiedziała,
że jej ojciec chce odwiedzić pracownię.
- Klucz do drzwi wisi w kuchni. Czy nie przypomniałaś jej o tym?
- Oczywiście. Powiedziała, że chodzi o inny klucz, potrzebny do
otwarcia kredensu, chciała jakieś narzędzia do pracy. Zabrała ze sobą pęk
kluczy.
- W porządku - zapewnił ją, patrząc znacząco na Jan. -Nie zwróciła
ich. yle mnie zrozumiałaś, nie to chciałem powiedzieć.
- Zwróciła wszystkie, oprócz jednego - dodała Jan cicho. Zdziwił ją
brak zainteresowania Adriany, która zmieniła temat i zaczęła rozmawiać o
jakimś błahym szczególe dotyczącym przyjęcia.
Jan przeprosiła i wyszła z pokoju, postanawiając wziąć kąpiel i
szybciej zwolnić łazienkę dla Adriany, która lubiła siedzieć w niej
godzinami. Dwadzieścia minut pózniej wyszła z wanny i zaczęła
posypywać się talkiem, zapominając rozłożyć matę na podłodze.
146
RS
Rezultatem tego była biała warstwa pudru na dywanie. Zmoczywszy
szmatkę, dziewczyna uklękła i zaczęła wycierać dywan.
Z wełny na dywanie wyskoczyła maleńka biała tabletka i spadła
obok. Jan położyła ją na dłoni i wróciwszy do pokoju, schowała do
koperty, zamierzając przekazać Varowi, gdy się spotkają. Stojąc przy
oknie, zastanawiała się, kiedy to nastąpi, gdy nagle ujrzała szybko idącą
przez ogród Lidię. Otworzyła okno i zawołała do niej:
- Lidio, czy możesz przyjść na górę?
Dziewczyna potrząsnęła głową niecierpliwie i szła dalej.
- Proszę cię, zaczekaj chwilę, to ważne. Schodzę na dół... -
wyciągnęła rękę z kopertą, aby Lidia mogła ją zobaczyć. Zatrzymała się.
Zadowolona, że wzbudziła w dziewczynie ciekawość, Jan ubrała dżinsy,
zapięła bluzkę i zbiegła na dół.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytała Lidia niecierpliwie. -
Spieszę się do szpitala, do ojca, potem idę na obiad z przyjaciółmi.
Jan otworzyła kopertę i wyjęła tabletkę.
- Czy poznajesz to?
Lidia zawahała się przez chwilę i zmarszczyła brwi.
- Ależ tak, podobna do tych nowych pastylek, które ojciec miał brać
pod język. Gdzie ją znalazłaś?
- W łazience, ukrytą w wełnie dywanu.
- Którą łazienkę masz na myśli?
- Tę, którą dzielę z Adrianą i Varem. Myślę, że któryś z gości wszedł
na górę i zabrał tabletki twego ojca wczoraj w nocy.
- Nie, oni nie mogli tego zrobić - zaprotestowała Lidia stanowczo,
jak przedtem Varo.
147
RS
- Więc kto to zrobił według ciebie?
- Adriana.
- Nie mówisz poważnie.
- Ona nas nie lubi, wiesz. Dla ciebie jest czarująca.
- Myślę, że to śmieszne przypuszczenie - odpowiedziała Jan
zapalczywie. - Sądzę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz.
- Wiem tylko tyle - powiedziała Lidia z uporem - że mój ojciec
wszedł do łazienki, wrócił i stwierdził brak tabletek i to, że ktoś grzebał w
jego biurku.
- Pomyśl rozsądnie - mówiła Jan niecierpliwie - gdyby chciała
przejrzeć biurko, miałaby mnóstwo okazji, gdy oboje przebywaliście poza
domem.
Odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku domu.
Jedynym klejnotem, jaki posiadała Jan, był wiktoriański złoty
medalionik, który należał kiedyś do jej babki. Nawlokła go na wąską
wstążkę i zawiązała na szyi. Upięła włosy wysoko nad karkiem i wpięła w
nie hiszpański grzebień. Ten styl pasował do sukni. "Nigdy nie
wyglądałam tak świetnie - pomyślała. - Jednak jestem zdenerwowana tym,
ze muszę iść na dół i stanąć przed tymi wszystkimi ludzmi".
Schodząc po schodach, usłyszała odgłosy rozmowy i śmiech
dochodzący z salonu. Przechodząc obok starszej damy o sporej tuszy,
skierowała się do gabinetu. Była tu po raz pierwszy, odkąd zaatakował ją
ów tajemniczy mężczyzna. Teraz pokój wyglądał przyjemnie i przyjaznie,
a przy tym pachniał starymi książkami i woskiem do podłóg.
Przed domem, mocując się z kawałkiem drutu elektrycznego, stał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl