Popatrzył na nią z ukosa.
Czy mi się wydaje, czy też komuś wpadł w oko ten Johnny? Trącił ją łokciem, dla
zaczepki.
Nie, to nieprawda odparła, niemal oburzona. Wcale nie o to jej chodziło. On musiał
wszystko sknocić. Johnny ego traktowała tylko jak sympatycznego brata przyjaciółki, nic więcej.
Aż pożałowała, że w ogóle o nim wspomniała. I pożałowała też, że chciała rozweselić ojca.
Znalezli się w odludnej części nabrzeża, w cieniu wysokich domów z dachami grubo
pokrytymi ptasim łajnem.
Hej, tylko spójrz! odezwał się ojciec.
Zwiatła wesołego miasteczka w oddali migotały kusząco w porównaniu z purpurowym
zachodem słońca za ich plecami. Clemmie w jednej chwili zapomniała o denerwujących słowach
ojca. Złapała go za rękę i próbowała nakłonić do przyspieszenia kroku, gdyż jej przemoczone
nogi zdążyły już podeschnąć, i ogarniało ją rosnące podniecenie podsycane kuszącymi
zapachami pieczonych jabłek w polewie toffi i dzwiękami muzyki, jak też stłumionymi
okrzykami podekscytowanych ludzi.
Zaliczyli więc diabelskie koło i huśtawkę w kształcie łodzi, rzucanie drewnianymi obręczami
i elektryczne samochodziki, występy liliputów i wytatuowanego olbrzyma, walkę na śmieci
i pieczone jabłka toffi wszystko, co najlepsze w wesołym miasteczku. Gruba kobieta
w wysokich butach, z piętrowo natapirowanymi włosami, odprowadziła ojca tęsknym
spojrzeniem ze swojej budki, w której okienku wisiały zasłonki z napisem Wróżka wykonanym
literami pełnymi zawijasów. Odezwała się, nie wyjmując papierosa z ust, jak gwiazda filmowa:
Hej, przystojniaku, nie chciałbyś się dowiedzieć, co cię czeka?
Mówiła męskim głosem, mimo to Clemmie mocniej ścisnęła ojca za rękę, chcąc go
zatrzymać.
Och, proszę, tato! syknęła błagalnie. Chciałabym poznać swoją przyszłość.
Lubiła rzeczy tajemne i nieodgadnione. Trzymała kiedyś w ręku czerwoną plastikową rybkę,
która zwinęła się w kulkę, co miało oznaczać, że jest namiętna. Poszli za kobietą do jej ciasnej
budki i ścisnęli się wokół małego stolika. Ze stojącego na podłodze kosza wychylił łepek
brązowy piesek, obrzucił ją sennym wzrokiem, ale warknął, gdy się pochyliła, żeby go
pogłaskać. Gruba kobieta na początku zażądała pieniędzy i w ogóle jej nie przeszkadzało, że
popiół z papierosa sypie się na koronkowy obrus. Potem włożyła okulary do czytania, w których
nie wyglądała już jak Cyganka, i wzięła Clemmie za rękę, dysząc takim samym oddechem, jak
wikariusz w Boże Narodzenie po piciu krwi Chrystusa. Clemmie rozpostarła dłoń, a wróżka
zaczęła ją wykręcać to w tę, to w tamtą stronę, mrużąc oczy, bo pewnie nic nie widziała zza
chmury dymu, gdyż dotąd ani razu nie wyjęła papierosa z ust.
Tak, rzeczywiście oznajmiła męskim głosem. Widzę młodego przystojnego księcia&
gromadkę dzieci&
Clemmie wpatrywała się w nią, pełna wiary.
Ojciec się zaśmiał.
Bez przesady mruknął. Ona ma dopiero osiem lat.
Kobieta obrzuciła go ostrym spojrzeniem znad okularów.
Jutro jest piątek, trzynastego powiedziała, kierując przekrwione oczy z powrotem na
Clemmie. Strzeż się piątku, trzynastego! Nakreśliła rękoma w powietrzu tajemniczy krąg,
po czym wstała i westchnęła ciężko, jakby przepowiednie ją zmęczyły.
To wszystko? zapytał brutalnie ojciec.
Kręcili się po wesołym miasteczku, zatrzymywali i przyglądali roześmianym hałaśliwym
ludziom wędrującym od jednego punktu do drugiego. Przystanęli na krawędzi placyku do jazdy
elektrycznymi samochodzikami i popatrzyli, jak te powoli się zatrzymują. Mocniej chwycił ją za
rękę i pociągnął przez tłum, który wysypał się na gładkie plastikowe podłoże, po czym usadowił
ją w czerwonym samochodziku. Pojechali przez placyk, lawirując i zderzając się z innymi,
pokrzykując na ostrych zakrętach. Clemmie zadarła głowę i popatrzyła na koniec tyczki, z której
sypały się iskry w zetknięciu z siatką pod sufitem.
Dokąd teraz? Dokąd teraz? wykrzyknęła radośnie, gdy ojciec wyciągał ją z autka.
Był tak samo uradowany jak ona. Całkiem zapomniała o swojej matce. Na strzelnicy wygrał
dla niej nagrodę, pluszową małpkę. Z dumą trzymała swoją nową ulubioną maskotkę, gdy szli
dalej przez hałaśliwy tłum. Tak wiele jeszcze było do zobaczenia. Jaskrawe oświetlenie
i kolorowe mrugające neony sprawiały, że niebo nad głową wyglądało jak jednolita
czarnogranatowa opoka. Popatrzyła na swoje buty, którymi rozdeptywała śmieci i porozrzucany
popcorn, posuwając się w tłumie stu innych osób. Zrobiło jej się zimno, ale nie narzekała.
Zatrzymali się przy karuzeli, gdzie patrzyła jak zahipnotyzowana na ludzi w gigantycznych
filiżankach obracających się na falistym podłożu, oddalających się i przybliżających, wirujących
w tę i tamtą stronę, przemykających o włos od zderzenia z innymi, coraz szybciej i szybciej
w wirze ekstazy.
Tu chcę! Tu chcę! zawołała, oglądając się na ojca.
Jesteś pewna?
Tak. Tu chcę!
Możesz dostać mdłości po trzech lodach.
Nie dostanę. Naprawdę. Proszę, tatusiu.
Zaczekali więc, aż filiżanki na spodkach się zatrzymają i ludzie na miękkich nogach zejdą
z karuzeli. Mocno trzymając ojca za rękę, Clemmie wybrała miejsca w niebieskiej filiżance
podobnej do tych, których komplet miała w kredensie jej babcia. Tata wetknął sobie małpkę do
kieszeni, zaczekali, aż ludzie zajmą miejsca w pozostałych filiżankach, a wytatuowany człowiek
z obsługi pozbiera od wszystkich opłatę i dobrze pozamyka zabezpieczenia.
Proszę się mocno trzymać! padło przez głośniki, z których zaraz popłynęła głośna
muzyka, a filiżanki zaczęły się wolno poruszać. W tę i w tamtą stronę. Rzuciło ich do przodu
i o mało nie zderzyli się z filiżanką, w której siedziało kilku chłopców. Clemmie aż krzyknęła
z radości, spoglądając na ojca z taką miną, jakby chciała powiedzieć: Widzisz! Mówiłam, że
będzie fajnie!
Ale karuzela zaczęła przyspieszać, aż Clemmie pojechała na sam brzeg siedzenia i zaczęła
żałować, że ma na sobie śliskie czerwone rajstopy. Ale zabawa trwała dalej, wszyscy się cieszyli,
pokrzykując z radości. Jej ojciec też się uśmiechnął, pęd powietrza całkiem zwichrzył mu
kręcone włosy. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, gdyż filiżanka zaczęła jak szalona
wirować i podskakiwać.
Poruszali się coraz szybciej i szybciej, twarze innych ludzi przemykały jej przed oczyma, aż
pobielały jej knykcie od kurczowego zaciskania palców na poręczy. Karuzela wciąż
przyspieszała. Kręciła się już za szybko. Clemmie nie mogła stopami dosięgnąć spodka. Ojciec
musiał ją puścić, żeby złapać się rury obiema rękami, a ona nie mogła się nawet na niego
obejrzeć, ze wszystkich sił próbując utrzymać się na miejscu. Ale śliskie rajstopy i niewielki
ciężar ciała sprawiały, że jezdziła bezwładnie po całym siedzeniu.
Nagle przestało to być zabawne. W żaden sposób nie mogła się utrzymać na siedzeniu.
Znalazła się bliżej krawędzi, więc znów spróbowała dosięgnąć stopami podłoża, ale była za mała
i nie mogła się już cofnąć w głąb siedzenia. Poczuła, że ześlizguje się pod poręcz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]