Ostrożnie przyłożył dłoń do potylicy i ścisnął. Na chwilę pomogło.
- Dobry Boże! Pomóż!
Czas upływał w ślimaczym tempie.
Znów wstał i zaczął wędrować po sypialni. Poduszka zsunęła się, Ole zaś uciskał mocno
prawą stronę twarzy, miotając się w kółko.
Hannah przechadzała się niespokojnie po izbie. Domyśliła się, że Flemming nie ma
pewności, co dolega Olemu.
- To może być równie dobrze silne przeziębienie, jak i przejściowa migrena. Zdaje się, że
Ole nie spał dziś w nocy? - rzekł Flemming i popatrzył na Hannah pytająco.
- No, nie spał. Ale jest przecież młody. W tym wieku jedna noc bez snu nie wywołuje
takiego gwałtownego bólu głowy. Nie możesz nic więcej zrobić?
Hannah była wyraznie zaniepokojona.
- Podałem mu bardzo silne krople. Trzeba poczekać, jak zareaguje.
Flemming zaglądał raz po raz przez szparę w drzwiach, jednak pogrążony w bólu Ole
przebywał w swoim świecie.
Nagle Ole poczuł pieczenie w dłoni. Zaskoczony zorientował się, że ściska kawałek
lustra, którym zapewne bawiła się Birgit. Dłoń mu krwawiła, ale nie bolała. Ból głowy zagłuszył
wszelkie inne cierpienia.
- Boże, jak mam to znieść? - wyjęczał szeptem i znów zaczął uderzać głową o ścianę.
Podłoga! Na podłogę! Przycisnął twarz do desek i na moment doznał ukojenia. Cenna
chwila.
Potem znów wstał i odchodząc od zmysłów, krążył wokół stołu i krzeseł. Ból był nie do
wytrzymania, niemiłosierny, nieludzki...
Do diabła! Czy nikt nie może mi pomóc? Dlaczego to mnie dotyka? - myślał bliski
płaczu.
A potem był już tak wyczerpany, że osunął się w rogu i całkiem się poddał. Płakał i
modlił się cicho z głową opartą o ścianę z bali. Ogarnęło go poczucie, że został porzucony w
piekle.
Powoli, powoli ból wreszcie zaczął ustępować. Ole podczołgał się na brzeg łóżka i leżał
tam nieruchomo. Jęczał, gdy ostry ból stawał się nie do wytrzymania, ale przerwy pomiędzy
atakami były coraz dłuższe. Odetchnął ostrożnie. Nie zrób teraz nic głupiego, powtarzał sobie.
Nie ruszaj się, Ole! Bał się nawet szeptać w obawie, że znów wywoła atak. Powtarzał więc w
myślach słowa niczym magiczne zaklęcia: Nie ruszaj się! Spokojnie!
I wreszcie przyszło ukojenie. Na wpół leżący na łóżku Ole poczuł, jak jego ciało
rozluznia się z wolna. W sercu zaświtała nadzieja, że koszmar minął.
Jęknął, ale tym razem z ulgą. Ból ustawał.
Nastał pózny wieczór i wszyscy układali się do snu. Mógł więc się do nich przyłączyć.
- Tak, teraz sobie pośpisz spokojnie.
Flemming zdjął z Olego ubrania i podał mu jeszcze jedną dawkę kropli. Jeśli nie zaśnie,
to znaczy, że jest z kamienia, pomyślał. Z zatroskaną miną zamknął za sobą drzwi i usiadł razem
z Hannah.
- Miejmy nadzieję, że taki atak się nie powtórzy. Czasem organizm reaguje w ten sposób
na nadmiar zmartwień i kłopotów.
Flemming starał się uspokoić zarówno Hannah, jak i siebie samego. Bo zdecydowanie
nie podobało mu się to, czego był świadkiem. Jeszcze nigdy nie spotkał wśród swoich pacjentów
młodego człowieka cierpiącego na tak silny ból głowy.
- A jakież on ma zmartwienia? - zapytała Hannah i zamyśliła się.
- Może propozycja bankiera z Kopenhagi nie daje mu spokoju? Cokolwiek postanowi, to
jednak musi podjąć poważną decyzję.
Hannah nie była zachwycona, dowiedziawszy się, że syn otrzymał propozycję
przystąpienia do spółki. Naturalnie mile połechtało to jej próżność, nie wątpiła też ani trochę w
dobre intencje bankiera, uważała jednak, że Ole jest jeszcze zbyt młody, by już teraz decydować
o całym swoim życiu.
- Nie, jego chyba zajmują ostatnio całkiem inne sprawy - odezwał się po chwili
Flemming. - MyÅ›lÄ™, że Ole bardzo interesuje siÄ™ Åshild i zamartwia siÄ™ o niÄ….
Hannah pokiwała głową, bo i ona się tego domyślała.
- Czy tam był w nocy?
- Nie mam pojęcia - odparł szczerze Flemming. - Ale bardzo możliwe.
- Mam tylko nadzieję, że nie jest poważnie chory. Nie zniosłabym... [ Pobierz całość w formacie PDF ]