[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bazę danych. Rodzina tego gościa ma do niej dostęp. Prywatnemu detektywowi nie zajmie długo,
by wyśledzić Mai przez jej dowód tożsamości."
"No cóż." Powiedział do Micaha Brodey. "Zdaje się, że to dlatego Bogini połączyła ciebie i
Jima."
"Też tak pomyślałem. Jednak to wciąż nie ma sensu. Jim jest moim partnerem. Dlaczego ona
też? Słyszeliście kiedykolwiek wcześniej o czymś takim?"
Cail wzruszył ramionami.
"Nie. Ale czy naprawdę zamierzasz to kwestionować?"
"Nie." Powiedzieli razem Micah i Jim, po czym uśmiechnęli się do siebie.
"Jest jeszcze jeden mały problem." Powiedział Ain. "Nie możecie zabrać jej z powrotem do
Maine. Nie kiedy ten facet ją ściga. Będę musiał zadzwonić do Jocko i pogadać z nim o tym i
zobaczymy jak powinniśmy to rozwiązać. Zapewne będzie na mnie zły za to jak Elain pojawiła się i
zniknęła."
"To proste." Powiedział Micah. "Nie pojedziemy do Maine."
"Nie, to wcale nie jest takie proste." Powiedział Ain. "Nawet nie pojawiłeś się tam z Jimem.
Nie możesz tak po prostu olewać protokołu Klanu."
Micah zmarszczył brwi.
"Jasne, że mogę." Jego głos zmienił się w niski warkot. "Tylko patrz."
Brodey wtrącił się, by rozładować sytuację.
"Poczekajmy, aż Ain pogada z Jocko. Zważywszy na okoliczności, może okaże się, że
wszystko jest w porządku."
"Nie będę ryzykował ich bezpieczeństwem." Powiedział Micah.
"Tak, a jeśli pojedziemy do Maine i zostawimy was tam samych, to będzie bezbronni jak
małe dzieci." Powiedział Ain. "A z resztą, załatwmy najpierw jedno. Wszyscy się ubierzcie i
pojedziemy do miasta."
***
Po godzinie zakupów w pierwszym sklepie Mai miała już podstawy swojej garderoby.
Kobiety nie słuchały jej protestów, kiedy patrzyła na metki z cenami. Zaniosły torby do samochodu,
umieściły w bagażniku i udały się do następnego sklepu.
Mai nie umknęło, że wszystkie trzymały się razem i w zasięgu wzroku.
Kiedy jakiś czas pózniej zrobiły sobie przerwę na jedzenie, Mai zagadnęła o to.
"Boicie się, że Paul mnie znajdzie, prawda?"
Lina poklepała ją po dłoni.
"Nie zamierzam kłamać i mówić, że wszystko jest okej. Powiedzmy po prostu, że
znajdujemy się na radarze Abernathych i nie chcemy kusić losu. Nie widziałam jeszcze wszystkich
szczegółów. Niestety moje wizje nie działają na żądanie. Ale nie, kłopoty się nie skończyły."
Uśmiechnęła się radośnie. "Nie martw się. Jeśli ten gnojek pokaże się tutaj, to wysadzę go w
powietrze. Przynajmniej dziś nikt nie powinien wchodzić nam w paradę. Więc cieszmy się
zakupami."
Mai pogładziła dłonią swój brzuch.
"Boję się." Przyznała. "Nawet nie byłam jeszcze u lekarza."
"Po powrocie porozmawiamy z Ainem." Powiedziała Elain. "I zobaczymy, czy jest jakiś
lekarz, do którego będziemy mogli cię zabrać. Proszę nie martw się. Jesteś teraz członkiem naszej
rodziny."
"Zgadza się." Powtórzyła Lina. "A jeśli w okolicy nie będzie żadnego, to zabierzemy cię do
mojego lekarza. Jest zmienną pumą z Tampa. Jestem pewna, że będzie szczęśliwa mogąc być twoim
lekarzem."
***
Marston usiadł w oddali i od czasu do czasu rzucał z nad swojej gazety spojrzenie, by
upewnić się, że kobiety wciąż tam siedziały.
Cholera.
Była z nimi ta smoczyca. Była niebezpieczna i mogła go rozpoznać. Będzie musiał być
ostrożny, ale to była jego pierwsza szansa, by dorwać Elain Pardie bez jej mężczyzn w pobliżu.
Gdyby tylko mógł wymyślić jakiś sposób, by była choć na parę minut sama, to miałby szansę.
Obserwował i ostrożnie usiadł za nimi kiedy przeniosły się na pasaż z jedzeniem.
Najwyrazniej miały w programie więcej zakupów. Udały się do innego butiku, gdzie łatwiej będzie
dla niego obserwować je dyskretnie z bezpiecznej odległości.
***
Elain czuła, że jej nerwy są napięte jak postronki. Rozważając ostatnie wydarzenia, nie było
to dla niej nowe uczucie, ale teraz zdawało się inne.
Jakby były obserwowane.
Lina zauważyła to.
"Co jest?" Zapytała ją cicho.
Elain rozejrzała się i pokręciła głową.
"To chyba moja paranoja."
***
Nie udało mu się do nich zbliżyć, ani dorwać tej suki Pardie samej. Wiedział, że czas mu się
kończy.
Już zignorował trzy połączenia od Rodolfa.
A potem zaczęły się wiadomości.
Gdzie ty do cholery jesteś?
Odpisał mu.
Widzę tą Pardie, ale jest ze smoczycą i dwoma innymi kobietami. Włączając ciężarnego
kojota. Nie cierpiał kojotów. Ich smród przyprawiał go o dreszcze.
Co? Wyślij mi zdjęcie!
Zdziwiony Marston przez chwilę wpatrywał się w wiadomość. Z westchnięciem poczekał,
aż kobiety zbliżą się wystarczająco, by mógł im zrobić zdjęcie i zmieścić je wszystkie w kadrze.
Wysłał je Rodolfowi.
Rodolfo odpisał mu w ciągu minuty.
Idz gdzieś i zadzwoń do mnie. Teraz.
Sfrustrowany Marston odpowiedział.
Ale mogę stracić szansę na dorwanie tej Pardie samej.
Nie obchodzi mnie to. Muszę z tobą porozmawiać. Teraz!
Marston przeczytał wiadomość dwa razy. Dobra. Jeśli chce, żebym ją zostawił, to nie będzie
mógł potem mnie o to dręczyć. Marston wrócił do samochodu i wybrał numer.
"Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę wykonywać swojej roboty, jeśli mnie od niej
odciągasz?"
Rodolfo za to brzmiał na zadowolonego.
"Nic mnie to teraz nie obchodzi. Jak długo ten kojot z nimi jest?"
"Dzisiaj widziałem ją po raz pierwszy. Wczoraj w nocy skądś wrócili. Rano, gdy zacząłem
obserwację ich samochody już były. Była z nimi, więc musiała z nimi przyjechać. Nigdy wcześniej
jej nie widziałem."
"Doskonale. Możesz przestać je śledzić."
"Co? Czyś ty zgłupiał?"
"Nie spieraj się ze mną. Mam parę telefonów do wykonania. Może nie będę mógł zdobyć tej
Pardie tak jak chciałem, ale to mi lepiej posłuży. Mogę wykorzystać ich własną Radę by zmusić ich
do oddania jej, tak samo jak kojota."
"A po co ci kojot?"
"To nie twoja sprawa!" Ryknął przez telefon Rodolfo. Zmuszając Marstona do odsunięcia
telefonu od ucha. "Idz do swojego pokoju hotelowego i czekaj na dalsze instrukcje." Rozłączył się.
"Cholerny drań." Zaklął Marston i rzucił komórkę na siedzenie pasażera. "Co on sobie do
diabła myśli, że kim on jest?"
Rozdział 13
Daniel i Callie pojawili się w domu Jocko parę minut po siódmej. Uśmiechnął się i wpuścił
ich. Usta Daniela wypełniły się ślinką kiedy poczuł wspaniały zapach duszonego mięsa z
warzywami.
"Czujcie się jak w domu." Powiedział Jocko, wskazując im salon. "Będziemy jedli za parę
minut, ale najpierw chciałbym z wami porozmawiać. Zaraz wracam."
Usiedli w salonie, gdzie akurat w telewizji na Discovery Channel leciała Brudna Robota.
"Jak myślisz, o czym chce z nami rozmawiać?" Zapytała nerwowo Callie Daniela. "Myślisz,
że jest zły, że nie powiedzieliśmy mu, że Elain i Lina tu były?"
Wzruszył ramionami.
"Nie wiem, kochanie, ale z pewnością zaraz się dowiemy." Uśmiechnął się w duchu. Na
początku Callie ciężko było dostosować się do życia jako człowiek. No cóż, człowiekiem o tyle, o
ile rozważając to, że była nieśmiertelna jak jej siostry, Baba Jaga i Brighde. Kiedy się sparowali i
oznaczył ją, zgodziła mu się podporządkować.
Jak dotąd do tej części jej życia udało jej się dostosować dosyć łatwo.
Kiedy usiedli na kanapie, objął jej ramiona. Pocałował ją w czoło i powiedział,
"Będzie co będzie. Rozluznij się."
Jocko wrócił po paru minutach i usiadł na krześle naprzeciw nich.
"Wiesz, że się starzeję, Danielu. Nie staję się młodszy. Tak jak żadne z nas." Rozejrzał się po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl