Rozdział ósmy
Darbon nie ma spadkobierców. W takim razie, kto płaci czynsz? On sam.
-Jak to?
To znaczy, że żyje?
Niemożliwe! Miałby ponad sto lat!
Dla mnie to już chyba za wiele, moi państwo! Chciałem dzisiaj tylko zagrać w
karty, a tymczasem...
Niech się pan uspokoi, Wiktorze! - przerwał mu mecenas Ferdynand.
Pozwólmy mówić chłopakowi. Ta sprawa zaczyna mnie ciekawić.
Jeśli spodziewa się pan recepty na długowieczność, mecenasie, muszę pana
rozczarować powiedział z uśmiechem syn pani Jaśminy. Ale z pewnością jest
w tym zagadnienie prawne, które może pana zainteresować. Cóż, drodzy państwo, to
oczywiste, że detektyw Darbon umarł, i to wiele lat temu. Ale zostawił testament.
Testament spisany jak należy, własnoręcznie, w obecności dwóch świadków oraz
adwokata z kancelarii prawnej Legrand & Lacroix.
Znam ją! zawołał mecenas. To bardzo stara kancelaria. Zresztą świetnie
sobie radzi także obecnie.
W rzeczy samej. Darbon powierzył jej zarządzanie swym majątkiem zgodnie z
pozostawioną instrukcją. Wśród wielu jej punktów są dwa, które nas interesują...
To znaczy, które pana interesują wtrącił kwaśno Wiktor.
Powstaje klub detektywów
Nie, nie. Które interesują nas wszystkich. Pierwsze zalecenie Darbona dotyczy
obowiązku opłacania wszelkich kosztów związanych z tym mieszkaniem...
To dlatego rachunki zawsze się zgadzały przerwała Nikola. Wszyscy
spojrzeli na nią.
Tak jest, panno Gaillard! pokiwał głową syn pani Jaśminy.
Panna Gaillard! zachichotał Simon.
...Natomiast drugie zalecenie jest zdecydowanie ciekawsze mówił dalej
antykwariusz. Cóż, wszyscy znacie moją namiętność do zagadek kryminalnych.
Uwielbiam kolekcjonować przedmioty związane z pracą detektywa. Mam już pęsetę
do pobierania dowodów, laski z ukrytymi wewnątrz sztyletami, parasole z mikro-
nadajnikami, sprzęt szpiegowski z lat 50., podręczniki samoobrony i poradnik, jak
śledzić na odległość...
O rany, gdybyśmy tylko wiedzieli wcześniej! westchnęła pod nosem Nikola.
Ale oczywiście nie tylko ja pasjonuję się wszystkim, co tajemnicze ciągnął
syn pani Jaśminy. Moja matka przeczytała wszystkie przygody Sher-locka
Holmesa i innych detektywów niemal z całego świata, jeszcze zanim się urodziłem. I
plotki z okolicy zna jak nikt...
Zapomina pan o mojej wścibskiej żonie wtrącił adwokat ku rozbawieniu
zgromadzonych.
A otóż i pan Ferdynand kontynuował syn pani
Rozdział ósmy -
Jaśminy, zwracając się ku niemu. Nie trzeba przypominać, jaki zawód wykonywał
jeszcze przed kilkoma miesiącami i jak bardzo jego życie jest związane ze światem
policyjnych dochodzeń. Mecenas Ferdynand zna zagadnienia prawne, procedury,
adwokatów i sędziów lepiej niż ktokolwiek w mieście.
Ależ doprawdy... przesadza pan - odrzekł skromnie stary adwokat.
Ale syn pani Jaśminy dopiero się rozpędzał.
-1 na tym nie koniec, przyjaciele. Wszyscy znacie talenty Wiktora. Ale pewnie tylko
kilku z was wie, że zanim wstąpił on w szeregi słynnej poczty francuskiej...
Tylko pan spróbuj! krzyknął Wiktor, zrywając się na równe nogi.
Ale młodzieniec nie zważał na niego i kontynuował: Zanim to się stało... Pan
Wiktor obracał się w... że tak powiem... najtajniejszych i najbardziej nieuchwytnych
kręgach naszego miasta. Kręgach tych, którzy... działają nocą.
Inne czasy, inne życie stwierdził czerwony na twarzy Wiktor.
Potem mamy Leona... podjął syn pani Jaśminy. Niewielu tak dobrze
posługuje się sprzętem komputerowym. Ale przede wszystkim niewielu może się
pochwalić takim talentem artystycznym i takimi zdolnościami matematycznymi.
Leon spojrzał błagalnie na Nikolę i Simona, jakby
mówił: Tylko nie wygadajcie się, jakie mam oceny z matmy!".
I wreszcie dwoje młodych Gaillardów. Najuważ-niejsi czytelnicy powieści
kryminalnych, jakich kiedykolwiek poznałem, a przy tym dzieci nadkomisarza policji
i pani Walentyny - dodał z niedosłyszalnym westchnieniem.
Nastąpiła dłuższa chwila milczenia, którą w końcu przerwał Wiktor.
No dobrze, wszyscy czytamy Kinga Ellertona i lubimy policyjne historyjki, ale
nadal nie rozumiem, dlaczego znalezliśmy się tutaj, w mieszkaniu detektywa, który
nie żyje prawie od 100 lat.
To bardzo proste, Wiktorze. Zgodnie z drugim warunkiem wymienionym w
testamencie, ten gabinet, a także pozostałe pokoje mieszkania, archiwum, książki i
sprzęty Darbona, mogą być swobodnie używane przez każdego detektywa, który ma
taką potrzebę!
Ludwiku... wyjąkał osłupiały pan Ferdynand.
Nie chcesz chyba powiedzieć, że... - zaczęła Ni-kola z błyszczącymi oczami.
Syn pani Jaśminy popatrzył na wszystkich z nieukrywaną satysfakcją. Zostaliście
zaproszeni dzisiejszego wieczoru, aby zorganizować... tutaj młodzieniec spojrzał
znacząco na swoją matkę.
Z kieszeni fartucha pani Jaśmina wyciągnęła tym razem żółtą teczkę, tę samą, którą
jej syn niedawno
Rozdział ósmy
przeglądał. Syn pani Jaśminy pośpiesznie wyjął z niej jedną kartkę (którą schował do
kieszeni), a pozostałe kartki podał obecnym.
W pokoju zawrzało.
Klub siedmiu detektywów?
Klub z dreszczykiem?
Grupa tropicieli?
Spółka detektywistyczna z zaułka Woltera?
-Yyy...
Wszyscy zgodnie uznali, że potrzeba im lepszej nazwy.
Syn pani Jaśminy, dotąd panujący nad sytuacją, trochę się zmieszał.
To tylko pierwsze pomysły... wydawało mi się, że brzmią niezle.
Chce nas pan wciągnąć w jakiś cyrk? wreszcie odzyskał głos oniemiały
dotąd Wiktor.
Praktycznie rzecz ujmując... proponuje nam pan zawiązanie czegoś jakby...
spółki detektywów-a-matorów? I wykorzystanie tego lokalu jako siedziby? -zapytał z
właściwą sobie ścisłością mecenas Ferdynand.
Coś w tym rodzaju przyznał młodzieniec, dopiero teraz opadając na fotel.
Rozpętała się burzliwa dyskusja. Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, niektórzy
nawet zrywali się z foteli. Nikola i Simon byli tak przejęci usłyszanymi rewelacjami,
że ledwo mogli usiedzieć na miejscu.
Powstaje klub detektywów
- Powiem tak: pod warunkiem, że nie dowiedzą się o tym inni lokatorzy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]